Złamane marzenia i noworoczny cud

twojacena.pl 17 godzin temu

Rozbite marzenia i noworoczne cud

Kinga spotykała się z Miłoszem ponad rok. Ich randki były tak rzadkie, iż można je było zaznaczać w kalendarzu czerwonym flamastrem jak święta. Mieszkał w Poznaniu, do małego miasteczka pod Toruniem przyjeżdżał tylko w sprawach firmy. Snuli wielkie plany na przyszłość, a tego Sylwestra mieli zdecydować, kto do kogo się przeprowadzi. Nagle zadzwonił telefon. Kinga drgnęła z zaskoczenia – dzwonił Miłosz!

— Cześć, kochanie – powiedziała, starając się brzmieć czule, mimo tego szalonego dnia.

Lecz w słuchawce rozległ się ostry kobiecy głos:
— No witaj, podrywaczko!

Kinga zastygła, niezdolna wydusić ani słowa.

Ten przednoworoczny dzień szedł od początku na opak. Rano zadzwonili z biura, żądając, by natychmiast przyjechała podpisać kontrakt z zagranicznymi partnerami. Nikogo nie obchodziły plany Kingi, która od rana miała umówioną wizytę u fryzjera. Prezes firmy wylegiwał się gdzieś na plaży, a ona, marszcząc brwi, burknęła kilka mocnych słów, zamówiła taksówkę i pojechała do biura.

Wychodząc z centrum biznesowego, przypomniała sobie, iż miała odebrać sukienkę od przyjaciółki Olgi, która dorabiała jako krawcowa. Sukienka, kupiona na sylwestrową noc, nagle wisiała jak wore. Kinga wolała myśleć, iż schudła, a nie iż tkanina była tandetna. Wybrała numer Olgi:
— Ołka, przepraszam, zupełnie zapomniałam o sukience!
— Kinga, gdzie ty byłaś? Godzinę próbowałam się do ciebie dodzwonić! – krzyczała Olga przez zgiełk dworca.
— To wszystko przez naszego prezesa – westchnęła Kinga. – No i jak sukienka? Przyjadę?
— Kinga, przepraszam – głos Olgi zadrżał. – Jesteśmy już na dworcu, pociąg za pół godziny.

Kinga opuściła telefon, czując, jak nadzieje się rozpływają. „No cóż – pomyślała – bez sukienki, bez fryzury, ale przecież Sylwester! Zaraz przyjedzie Miłosz, i spędzimy tę noc razem. Nie jest tak źle.”

Kinga, mimo swoich dwudziestu sześciu lat, pozostawała romantyczką wierzącą w cuda. choćby po tym koszmarnym dniu miała nadzieję, iż sylwestrowa noc przyniesie jej odrobinę magii.

Gdy telefon znów zadzwonił, drgnęła, pogrążona w marzeniach. Widząc nazwisko Miłosza, nabrała powietrza, by mówić radośnie.
— Cześć, kochanie – zaczęła.
— No witaj, podrywaczko! – przerwał jej kobiecy głos. – Myślałaś, iż zostawi rodzinę dla ciebie? Zapomnij o nim, albo pożałujesz!

Słuchawka zamilkła, a w głowie Kingi zawrzało. Rzadkie spotkania, cisza w weekendy, dziwne przejęzyczenia Miłosza – wszystko ułożyło się w mroczną układankę. Powoli dotarła do przystanku, oparła się o latarnię i wpatrywała w pustkę. „Podrywaczka” – słowo waliło ją jak młotem. Jej świat runął w jednej chwili. Stary rok odchodził, zabierając ze sobą wszystko, w co wierzyła.

— Pani się dobrze czuje? – głośny głos wyrwał ją z odrętwienia. Stał przed nią mężczyzna z gęstą brodą, w czerwonym płaszczu z białym kołnierzem.
— Nie – szepnęła Kinga, ledwo powstrzymując łzy. – A pan to kto?
— Święty Mikołaj, a kto inny? – zaśmiał się. – Chodź do auta, zmarzniesz!

Podtrzymał ją pod rękę i zaprowadził do samochodu. Kinga, oszołomiona, nie zdążyła zaprotestować. Auto ruszyło, a ona, ocknąwszy się, krzyknęła:
— Zatrzymaj się! Gdzie mnie wieziecie? Puśćcie mnie!

Kierowca posłusznie zjechał na pobocze i odwrócił się do niej:
— Chciałem pomóc. Jechałem do kawiarni, zaprosić cię na herbatę. Stałaś na mrozie, nieprzytomna. Za chwilę Nowy Rok, a ja, no wiesz, trochę jak Święty Mikołaj.

Ostatnie słowa zabrzmiały niezgrabnie, ale niespodziewanie dla siebie Kinga parsknęła śmiechem. Śmiech wyrwał się sam, spłukując ból tego dnia: zepsutą sukienkę, zmarnowaną fryzurę, zdradę Miłosza i tego dziwnego „Świętego Mikołaja”.
— Przepraszam – wykrztusiła przez łzy.
— Nic się nie stało – uśmiechnął się mężczyzna. – Stary rok odchodzi, zabierając ze sobą to, co złe. Wszystko się ułoży. Na przykład mój najlepszy przyjaciel dziś odmówił wspólnego świętowania. Piętnaście lat tradycji – w diabły poszło! A to przez jego nową żonę.

Kinga nagle poczuła ulgę. Może przez wyziębienie, a może przez tę spotkanie, ale ciężar spadł jej z serca.
— Na pewno na pana ktoś czeka – powiedział mężczyzna, odpalając silnik. – Gdzie zawieźć?
— Nigdzie – smutno się uśmiechnęła. – W domu pustka, sukienki nie odebrałam, fryzjera nie było. Jestem wolna jak wiatr. choćby nie wiem, co robić.
— To może razem spędzimy Nowy Rok? Znam jedno przytulne miejsce, obiecują magiczny wieczór.
— Nie odmawiam, tylko wpadnę się przebrać – odpowiedziała Kinga. Nie chciała zostać sama tej nocy.

W domu gwałtownie zmieniła przemoknięte ubranie, wróciła do samochodu z uśmiechem i lekkim oczekiwaniem. W kawiarni, ozdobionej migającymi lampkami, przyjrzała się swojemu towarzyszowi.
— A dlaczego pan w przebraniu Świętego Mikołaja? – spytała, uśmiechając się.
— O, to długa i śmieszna historia – roześmiał się, zdejmując płaszcz i brodę. – A tak, na marginesie, nazywam się Jarek.
— Kinga – wyciągnęła rękę. – Więc opowiadaj, Jarek. Dziś nie miałam okazji do śmiechu.

Jarek zamówił herbatę i zaczął opowiadać. Rozmowa potoczyła się płynnie, a smutki rozpuściły się jak śnieg w słońcu. Za oknem sypały puszyste płatki, a Nowy Rok pukał do drzwi.

Tak kończył się stary rok, zabierając ze sobą ból i rozczarowanie. A Nowy Rok dał Kindze i Jarkowi początek czegoś jasnego i prawdziwego – historii miłości, która narodziła się pod migoczącymi światełkami. Kinga wiedziała jedno: cud jednak się zdarzył.

Idź do oryginalnego materiału