Zła dziewczyna. Ucieknę do taty.

newsempire24.com 18 godzin temu

Każdego dnia młodzi ludzie mijają się na ulicach, nie zwracając na siebie uwagi. Aż pewnego dnia ona przypadkiem na niego spojrzy, serce zaczyna bić szybciej, a w brzuchu czuje dziwne trzepotanie motyli. I on czuje to samo. I tyle. Potem już nie mogą bez siebie żyć, świat traci sens, jeżeli nie są razem. Trzeba tylko poddać się losowi i ruszyć wspólną drogą.

Tak właśnie Zosia zakochała się w Jacku. Pewnej zimowej niedzieli wybrała się z koleżankami na lodowisko. Nie była najlepsza w jeździe na łyżwach – poruszała się ostrożnie, często zatrzymując się. Znudzone powolnym tempem przyjaciółki odjechały do przodu, zostawiając ją samą. Zosia przeszkadzała pewnym siebie łyżwiarzom, którzy musieli ją omijać.

Zmęczona, z bolącymi nogami, postanowiła podjechać do barierki i tam poczekać na koleżanki. Musiała przejść w poprzek toru jazdy. Gdy zostały już dwa metry, ktoś w nią wpadł.

Zderzenie było tak silne, iż straciła równowagę i boleśnie upadła na lód, uderzając biodrem i kolanem.

– Przepraszam. Źle się pani potłukła? Pomóc wstać? – usłyszała głos nad sobą, a w następnej chwili została delikatnie postawiona na nogi.

Kolano natychmiast zareagowało bólem, Zosia westchnęła i gdyby nie szybka reakcja chłopaka, który zdążył ją podtrzymać, znów byłaby na lodzie. Przygarnął ją do siebie, ich twarze znalazły się tak blisko, iż Zosia zobaczyła w jego oczach swoje odbicie. Przez chwilę świat przestał istnieć.

– Wszystko w porządku? – zapytał.

Zosia ocknęła się. Dookoła znów rozległy się dźwięki: szelest łyżew, śmiechy, rozmowy. przez cały czas jednak trzymała się kurczowo jego rękawów.

– Nie upadnie pani, jeżeli ją puszczę? – spytał.

– Nie wiem – szepnęła, nie odrywając od niego wzroku.

Rozluźnił uścisk, ale Zosia stała pewnie.

– Brawo! Teraz jedziemy do barierki. Niech się pani nie boi, trzymam.

Z nim rzeczywiście jechała, a nie dreptała jak kaczka.

– Może zejdziemy z lodu? Przy wyjściu są ławki.

Zosia skinęła głową. Podpierana przez chłopaka, dotarła do ławki i ciężko na nią opadła.

– Bardzo się pani uderzyła? – usiadł obok. – Jest pani sama? Może odprowadzić?

– Jestem z koleżankami.

– Lepiej zadzwoń do nich, powiedz, gdzie jesteś. Daj numer, w tym czasie przyniosę buty.

– Nie trzeba, poczekam na nie – Zosia spróbowała się lekko opierać.

– Zmarźniesz.

Rzeczywiście, zimno zaczynało przenikać przez kurtkę. Wyjęła z kieszeni numer i telefon. Gdy chłopak poszedł po buty, zadzwoniła do koleżanek.

Szli do domu, rozmawiając. Po śliskim lodzie przyjemnie było czuć pod stopami twardy asfalt, ale Zosia co chwilę chwytała chłopaka za rękę. Czy to kręciło jej się w głowie, czy ziemia usuwała się spod nóg? Chłopak przedstawił się jako Jacek. Pracował już i był od Zosi starszy o cztery lata. Ona opowiedziała, iż studiuje na czwartym roku i mieszka z mamą. Sympatia między nimi pojawiła się od razu. Gdy na pożegnanie zaprosił ją na łyżwy w następny weekend, Zosia pokręciła głową.

– Lepiej do kina.

– Zgoda. Zadzwonię.

Ale Jacek nie czekał do weekendu. Zadzwonił następnego dnia i zaprosił ją do kawiarni. Na mrozie długo nie posiedzisz. Jakaś siła zderzyła ich dosłownie i od tej pory już się nie rozstawali.

Zosia zakochała się. Nie wyobrażała sobie życia bez Jacka. Jak mogła wcześniej bez niego żyć? Wydawało jej się, iż znają się od zawsze. Nadeszła wiosna, a rodzice Jacka zaczęli wyjeżdżać co weekend na działkę, zostawiając mieszkanie do ich dyspozycji.

Po wiośnie przyszło lato, które minęło błyskawicznie. Znów nadeszła jesień z deszczami i przymrozkami. Rodzice coraz rzadziej wyjeżdżali, więc młodym coraz trudniej było się spotykać.

– I co dalej? – pytała Zosia, przytulając się do Jacka.

– Coś wymyślę – odpowiadał.

Pewnego dnia Jacek przyszedł do Zosi, a jej mama wprost spytała, jak długo zamierza wodzić jej córkę za nos.

– Chciałem oświadczyć się w Nowy Rok. choćby pierścionka teraz nie mam. Ale jeżeli chcesz, mogę prosić o jej rękę już teraz – odparł Jacek.

Zosia zaczerwieniła się ze wzruszenia.

– No to zupełnie co innego. A pierścionek podarujesz w Nowy Rok. Bo tak żyjecie już razem, a ja nie wiem, co myśleć – zadowolona mama machnęła ręką.

Ślub odbył się wiosną, gdy stopniały śniegi, a słońce grzało coraz mocniej. Jacek od dawna marzył o własnym mieszkaniu i oszczędzał. Część pieniędzy dostał w prezencie ślubnym – starczyło na wkład do kredytu. Szczęśliwi młodzi kupili mieszkanie, umawiając się, iż z dziećmi jeszcze poczekają.

Mijały lata. Zosia skończyła studia i zaczęła pracować. Coraz częściej poruszała temat dzieci.

– Jeszcze nie spłaciliśmy kredytu. Po co się spieszyć? Zdążymy. Wyobrażasz sobie, z jakimi problemami będziemy się mierzyć? Owszem, damy radę, ale po co sobie utrudniać życie? Najpierw spłaćmy mieszkanie, potem pomyślimy o dziecku. Mam rację, prawda? – przekonywał Jacek.

No tak, ale nie od razu miałaby rodzić. Dziewięć miesięcy ciąży – do tego czasu zdążyliby spłacić kredyt…

– Dobrze, nie kłóćmy się – ucinał Jacek.

Trudno było się z nim sprzeczać, a i nie miała ochoty. Ale koleżanki Zosi już spacerowały z wózkami, a jedna niedawno urodziła drugie dziecko, choć to Zosia pierwsza wyszła za mąż. Pewnego dnia znów zaczęła rozmowę.

– Dobrze, urodź, skoro tak bardzo chcesz – poddał się Jacek. – Ale ostrzegam: nie licz, iż będę pomagał. Ja zarabiam, a ty zajmij się dzieckiem. Tylko potem nie narzekaj, iż jesteś zmęczona i niewyspana. Zgoda?

Zosia chciała się obrazić, ale się powstrzymała.

– Boisz się, iż dziecko będę kochała bardziej niż ciebie? – domyśliła się.

– Nie rozwijajmy tego tematuA gdy po latach córka w końcu zrozumiała, iż prawdziwą miłość okazywała jej zawsze tylko matka, Zosia przytuliła ją mocno i w końcu poczuła, iż ich trudna droga przez łzy i nieporozumienia znalazła swoje szczęśliwe zakończenie.

Idź do oryginalnego materiału