Zjedz mojążu ból

polregion.pl 2 godzin temu

Zjedz moją ból

Alicja najmniej lubiła pracować z dziećmi. To trudne, męczące i ryzykowne. Przestrzeń możliwości wokół dziecka pozostało nieukształtowana, a ryzyko „przyciągnięcia” niechcianych wydarzeń zbyt wysokie.

Dziecko jest w biopolu matki, więc pracować trzeba i z nią. Do tego dzieci uwielbiają fantazjować. Któż nie marzył w dzieciństwie o magicznych mocach? Nie wymyślał sobie czarodziejskiego przyjaciela? Każde słowo takiego „klienta” trzeba weryfikować, co tylko zwiększa obciążenie.

Gdy Alicja zobaczyła w drzwiach kobietę w pretensjonalnej czarnej sukni, z krwistoczerwonymi ustami i ciemnoniebieskimi powiekami, choćby nie drgnęła. Często odwiedzają ją ekscentryczne osoby. Ale dziesięcioletni chłopiec, chowający się za plecami matki, zaniepokoił wiedźmę. Zanim zdążyła oznajmić, iż z dziećmi nie pracuje, dama władczo przerwała:

— Jesteśmy umówieni. Jestem Brygida, pisałam wczoraj. Miałam kotka na zdjęciu profilowym, pamięta pani?

Kotka Alicja pamiętała.

— No dobrze, proszę wejść.

„Może problem dotyczy Brygidy, a chłopca po prostu nie miała z kim zostawić?” – pomyślała wiedźma, dyskretnie obserwując klientkę. Brygida była pulchną, wciąż atrakcyjną kobietą około czterdziestki. Nienagannie umalowana, z mnóstwem bransolet dzwoniących przy każdym ruchu. Czarne ubranie… Po co? Chciała zaintrygować? Noszą żałobę? W każdym razie widać było, iż Brygida ubiera się na czarno z wyraźną przyjemnością, na pokaz. „Uwielbia przedstawienia. Zaraz i ja będę musiała w jednym uczestniczyć” – domyśliła się Alicja.

— Mój mąż zmarł – zaczęła kobieta dramatycznym tonem. Wyjęła chusteczkę i przyłożyła ją do zupełnie suchych oczu.

— Współczuję – uprzejmie odparła wiedźma – ale nie zajmuję się seansami spirytystycznymi. Uważam to za niebezpieczne i bezproduktywne.

Nie uzyskawszy pożądanej reakcji, Brygida spróbowała innego podejścia.

— W naszej rodzinie byli czarodzieje – szepnęła tajemniczo. – Moja prababka znała się na magii, a ciotka siódmego stopnia…

„Pozwólcie, iż zgadnę – też czarowała?” – Alicja z trudem powstrzymała sarkastyczny uśmiech. Liczba „wiedźm”, „czarodziejów” i „szamanów”, szturmujących jej drzwi, w ostatnich latach osiągnęła szczyt. Gdyby dobrze poszukać, w każdej rodzinie znalazłby się ktoś, kto potajemnie praktykował magię. Magia, mimo przesądów, była i będzie powszechna. Ale czy człowiek zostanie mistrzem boksu tylko dlatego, iż jego dziadek stawał na ringu? Z czarowaniem jest tak samo.

— A więc, w naszej rodzinie jest Dar. Przechodzi z pokolenia na pokolenie. Mnie, na szczęście – Brygida splunęła przez lewe ramię, ale Alicja dostrzegła błysk rozczarowania w jej oczach – ominął. Ale mój syn Kacper… – jej oczy zapłonęły dziwną dumą – on widzi duchy!

„Widzi duchy? To kiepska wiadomość”. Alicja miała kilka hipotez. Pierwsza i najbardziej prawdopodobna – debiut schizofrenii. Nie rozumiała, dlaczego rodzice zabierają dzieci z halucynacjami do ezoteryków, a nie do psychiatrów. Druga możliwość – w rodzinie faktycznie jest „Dar”. zwykle oznacza to demona, przekazywanego w rodzie z pokolenia na pokolenie.

— Opowiedz, jak przychodzą do ciebie duchy! – poleciła matka. Chłopiec zaczął mówić niechętnie, tylko dlatego, iż go poproszono.

— To nie duchy, tylko duch. Co noc przychodzi do mnie mój tata…

Kacper urwał i bezradnie spojrzał na matkę, jakby mówił: „Powiedziałem, może pójdziemy?”. Ona nie zareagowała. Dumnie wyprostowała się, jakby chciała pochwalić się utalentowanym dzieckiem, pokazując świadectwo z paskiem.

„Nekropowiązanie? A może zwykła psychologia? Chłopiec tęskni za tatą i…” – wiedźma urwała. Za chłopcem majaczył ciemny zarys. Nie ojciec. Istota wpatrywała się w Alicję bez mrugnięcia. Przebiegły ją ciarki, ale zachowała spokój. Najwyraźniej chłopcu przypadł demon. Sprawa była poważniejsza, niż sądziła.

— Wie pani co? Pomyślałam, iż w „Bitwie na głosy” nigdy nie było dziecięcego uczestnika! To byłby hit, sensacja! Mały medium!

Kacper skulił się na krześle, wciągnął głowę w ramiona, żałując, iż w ogóle się odezwał. Brygida lubiła „show” bardziej, niż wiedźma przypuszczała.

— Ma pani bardzo silną energię. I aurę… zbyt gęstą. By zdiagnozować syna, muszę zostać z nim sam na sam – gwałtownie wyprowadziła matkę za drzwi. – Niech pani posiedzi w ogrodzie, zajrzy do sklepu. Wróci za godzinę.

Brygida lekko się obraziła, ale usłyszawszy o „energii” i „aurze”, skinęła głową. Kacper został sam z Alicją. Na początku nie chciał mówić. Zaciśnięty, wpatrywał się w podłogę, wiercił się na krześle i gryzł ciastko. Na pytania odpowiadał monosylabami, jakby mówił: „Zostaw mnie, wiedźmo. To nie twoja sprawa!”.

Zbyt osobiste, zbyt bolesne. Alicja delikatnie nakierowała go na rozmowę. Ani słowa o zmarłym ojcu. Pytała o szkołę, kolegów i dziewczyny. Przez dwadzieścia minut chłopiec się opierał, ale w końcu się rozluźnił, zaróżowił i osłabił barierę. Najwyraźniej dorośli rzadko interesowali się jego sprawami, więc każde zainteresowanie było dla niego cenne.

Alicja przymknęła oczy, wsłuchała się w jego głos i zaczęła badać, co naprawdę stało się z Kacprem.

***

Kacper kochał tatę bardziej niż kogokolwiek na świecie. Nikt na całym osiedlu nie miał takiego ojca. Razem grali w żołnierzyki, jeździli na rolkach, a tata nauczył go pływać w jeziorze i pokazywał sztuczki. Gdy rodzice się kłócili, Kacper zawsze stawał po stronie taty, choćby jeżeli znów coś zapomniał. Za balony i watę cukrową wybaczał mu wszystko.

Gdy w szkole zadano wypracowanie „Mój najlepszy przyjaciel”, Kacper napisał o tacie. Pani Bożena wezwała go po lekcjach. Pytała: czy naprawdę nie ma kolegów, iż pisze o ojcu? Kac**Kończąc, Alicja westchnęła głęboko, patrząc, jak Kacper odchodzi z matką, i pomyślała, iż czasem choćby najciemniejsze siły mogą nauczyć nas, iż ból – choć palący – jest tylko chwilą w długiej drodze ku światłu.**

Idź do oryginalnego materiału