Zimowy poranek z problemami: deszcz, śnieg i praca czekają.

polregion.pl 3 dni temu

Pierwszy dzień zimy nie rozpoczął się zbyt pomyślnie. Kinga musiała iść do pracy, a pogoda była okropna. Padał śnieg z deszczem, temperatura spadła do zera – ani na zimę, ani na jesień.

Kurtka odpadała, więc założyła puchową kurtkę i ciepłe buty. To był jej pierwszy dzień pracy po długiej przerwie. Latem, zachwycona swoim związkiem z Darkiem, nierozważnie rzuciła pracę na jego namowę.

Ukochany kupił im wycieczkę nad morze, a szef nie chciał jej zwolnić. Więc sama napisała wypowiedzenie…

Wtedy niebo wydawało się usiane diamentami. Kinga była pewna, iż na plaży usłyszy oświadczyny. Po co jej więc praca? Darek zapewni im obojgu takie życie, iż jej zarobki będą nic nie znaczyć.

Marzyła o ślubie, dziecku i pięknym domu Darka. Jakże teraz przeklinała swoją lekkomyślność!

Na wakacjach nie padło ani słowo o małżeństwie. Zabierał ją do restauracji, podarował kilka pięknych nocy i wrócili do domu.

Nie zostawił jej od razu – przez pół roku wmawiał, iż ich związek ma przyszłość. W końcu tydzień temu Kinga nie wytrzymała i zapytała, jakie ma plany.

– Niewielkie, Kingo – odparł. – Wracam do byłej żony. Mamy z ojcem wspólną firmę, a on zachorował. Zapowiedział, iż wszystko przejdzie na mojego syna, a żona będzie zarządzać do jego pełnoletności. Ale jeżeli odbudujemy rodzinę, wszystko trafi do mnie i syna. Twarde warunki… Wybacz, kochanie.

Potem posypały się wymówki o miłości i smutku rozstania. Jakiż on nieszczęśliwy, bezsilny…

Kinga narzuciła jego ostatni prezent – futrzany płaszcz – i rzuciła krótkie:

– Żegnaj!

Zniknęła z jego życia. Nie żałowała Darka, tylko straconego czasu.

Musiała przełknąć tę „stratę” i wrócić do poprzedniej pracy, błagać dyrektora o przyjęcie.

Po krótkiej wymianie zdań z koleżankami czekała pod gabinetem szefa. Trwało poranne zebranie. Za drzwiami słychać było jego podniesiony, zirytowany głos. Pewnie kogoś beształ za błędy.

Gdy wszyscy wyszli, Kinga nieśmiało weszła, uśmiechnęła się promiennie i wyjaśniła swoją prośbę: nie może żyć bez pracy, a życie osobiste się nie ułożyło.

Szef, choć szczęśliwie żonaty, choć żywił do niej sympatię, spojrzał ze współczuciem i powiedział:

– Nikogo innego bym nie przyjął. Ale panią tak. Tylko nie na to samo stanowisko – już zajęte. Zostanie moją sekretarką? Małgorzata idzie na macierzyński od pierwszego grudnia. Ale zero niesubordynacji!

Musiała się zgodzić. I oto pierwszy dzień. Elegancka spódnica, biała bluzka, dyskretny makijaż. Baleriny wzięła w torbie, by przebrać się w biurze.

Spieszyła na przystanek, gdy przyszła wiadomość od szefa:

*„Proszę przyjść wcześniej. Awaryjne zebranie.”*

Spojrzała na zegarek – nie zdąży. Trzeba wziąć taksówkę. Stanęła, by wybrać numer, gdy nagle potrącił ją chłopak na deskorolce! W taką pogodę!

Runęli na ziemię. Kurtka w błocie, rajstopy zniszczone, telefon na jezdni.

To dało się naprawić, ale chłopak wyglądał na poturbowanego. Łapał się za nogę. Wstał z pomocą Kingi i przechodniów, ale nie mógł na nią stanąć.

Ktoś podał jej telefon. Przyjechało pogotowie.

– Kto jedzie z chłopcem? – spytał lekarz. Wszyscy nagle spuścili wzrok.

Musiała jechać Kinga.

Zebrała deskorolkę, rozerwany plecak i wsiadła do karetki. W szpitalu, gdy chłopak był na badaniach, jej telefon ożył.

Pięć nieodebranych połączeń od szefa. Dzień pracy, nie mówiąc o zebraniu, już się rozpoczął. Oddzwoniła – nie odebrał. Po chwili przyszło SMS:

*„Nie musisz się martwić. Zmieniłem zdanie. Powodzenia w poszukiwaniach.”*

Kariera skończona. Łzy napłynęły do oczu, ale ich nie puściła. Coś jeszcze! Pracę sekretarki znajdzie. Choć…

Nie zdążyła dokończyć myśli, gdy wyprowadzono chłopca.

– Spokojnie, mamo. Nie tak źle. Ale to lekkomyślne pozwalać dziecku jeździć w taką pogodę…

– Przepraszam, nie jestem mamą. Dziękuję za pomoc – odparła Kinga i posadziła chłopca obok.

Wyglądał na czternaście lat.

– Jak się czujesz? Gdzie mieszkasz?

Podał adres, a Kinga zamówiła taksówkę. W międzyczasie wybrał numer:

– Babciu, nie martw się… Jeździłem na deskorolce i… Wracam do domu.

Usłyszała rozpacz w słuchawce, ale taksówka już nadjechała. Wspierając się na jej ramieniu, dotarł do auta.

Chłopak miał na imię Kuba. Ubrany schludnie, widać, iż nie z biednej rodziny. Dlaczego zadzwonił do babci, a nie do rodziców?

– Tata jest w delegacji – wyjaśnił. – Zostawił mnie z babcią.

Pod domem czekała zatroskana kobieta. Kinga krótko wyjaśniła sytuację i została zaproszona na herbatę.

Nie odmówiła. Mieszkanie było czyste, zadbane. Z rozkoszą objęła dłońmi gorącą filiżankę, a babcia łajała wnuka, iż wziął „tę deskę” bez pytania.

Wymienili się numerami i pożegnali.

– Zadzwonię, sprawdzę, jak się masz. jeżeli będzie coś potrzebne, dzwoń – powiedziała Kinga i wyszła.

A adekwatnie nie miała dokąd iść. Dzień pracy się nie udał, kariera sekretarki też.

– Może to i lepiej – pomyślała i pojechała do domu.

Tydzień spędziła na przeglądaniu ofert. Były, ale nic odpowiedniego: albo za daleko, albo kiepska pensja, albo wymagane kursy.

Pod koniec tygodnia postanowiła zadzwonić do Kuby. Wcześniej też dzwoniła. Ale on ją uprzedził:

– Kinga, cześć! To Kuba. Wszystko super. Tata wrócił. Chciałem cię zaprosić na urodziny w sobotę. Dasz radę?

Zaskoczona, ale pomyślała: czemu nie? Kubę polubiła, babcia też była miła. Zgodziła się.

W sobotę kupiła mu nowy, drogi plecak i pojechała na podany adres.

Dom zaparł jej dech w piersiach – nowoczesny, zadbany, z wypielęgnowanym ogrodem. Na proGdy drzwi się otworzyły, a Kuba wybiegł na powitanie, Kinga zrozumiała, iż to nie przypadek, iż ich drogi się skrzyżowały – los podarował jej nową rodzinę, o jakiej choćby nie śmiała marzyć.

Idź do oryginalnego materiału