Zimowy poranek z nieprzyjemnym zjawiskiem.

newsempire24.com 2 dni temu

Pierwszy dzień zimy nie zapowiadał się zbyt różowo. Kinga musiała iść do pracy, a pogoda była pod psem. Śnieg mieszał się z deszczem, temperatura spadła do zera, i ani rusz.
Kurtka odpadała – trzeba było założyć puchową kurtkę i ciepłe buty.

To był jej pierwszy dzień pracy po długiej przerwie. Latem, zachwycona związkiem z Wiktorem, lekkomyślnie rzuciła pracę na jego namowy.
Ukochany kupił bilety nad morze, a szef nie chciał jej zwolnić. Więc po prostu napisała wypowiedzenie…
Wtedy niebo wydawało się usiane diamentami. Kinga była pewna, iż na plaży usłyszy oświadczyny.
Po co jej w takim razie praca? Wiktor zapewni im byt, a jej grosze nie będą miały znaczenia.
Marzyła o ślubie, dzieciach i życiu w jego luksusowym domu. Jakże teraz złorzeczyła swojej naiwności!

Ale na urlopie nie padło ani słowo o małżeństwie. Zabierał ją do restauracji, podarował kilka pięknych nocy i przywiózł z powrotem.
Nie odszedł od razu – przez pół roku dawał jej nadzieję, iż ich związek przybierze konkretny kształt. W końcu Kinga nie wytrzymała i spytała o jego plany.
– Nieszczególne, Kingo – odparł. – Chcę wrócić do byłej żony. Mam z ojcem wspólny biznes, a on zachorował. Zapowiedział, iż wszystko przejdzie na mojego syna, a żona będzie zarządzać do jego pełnoletności. Ale jeżeli odbuduję rodzinę, wszystko trafi do mnie i syna. Twarde warunki. Wybacz, kochanie…

Potem posypały się wyznania o miłości i żalu. Jakże jest nieszczęśliwy, bezsilny…
Kinga zarzuciła na ramiona jego ostatni prezent – futrzaną kurtkę – i rzuciła krótko:
– Żegnaj!
I zniknęła z jego życia. Wiktora nie żałowała, ale straconego czasu – bardzo.

Musiała przełknąć gorzki smak porażki i wrócić do poprzedniej pracy, błagając dyrektora o przyjęcie.
Po wymianie kilku zdań z koleżankami czekała pod gabinetem szefa. Trwało poranne zebranie. Za zamkniętymi drzwiami słychać było jego podniesiony, wściekły głos. Pewnie kogoś opieprzał za błędy.
Gdy wszyscy wyszli, Kinga nieśmiało weszła i promiennie się uśmiechnęła.
Przedstawiła swoją prośbę, tłumacząc krótko: nie może żyć bez pracy, a życie osobiste się nie ułożyło.
Szef, choć prawdopodobnie miał do niej słabość (lecz był szczęśliwie żonaty), spojrzał współczująco i odparł:
– Nikogo innego bym nie przyjął. Ale ciebie zabiorę. Tylko nie na to samo stanowisko – sekretarką u mnie. Małgorzata idzie na urlop macierzyński. Zero spóźnień i żadnych urlopów na życzenie!

Musiała się zgodzić. I oto pierwszy dzień w pracy. Elegancka spódnica, biała bluzka, dyskretny makijaż. Buty na zmianę w torbie. Kinga spieszyła na przystanek, gdy nadeszła wiadomość od szefa:
“Proszę przyjść wcześniej. Pilne spotkanie.”
Spojrzała na zegarek – wcześniej się nie da. Trzeba wziąć taksówkę. Zatrzymała się, by wybrać numer, gdy nagle potrącił ją chłopak na deskorolce! W taką pogodę!

Wylądowali na ziemi. Kurtka w błocie, rajstopy zniszczone, telefon na jezdni.
To dało się naprawić, ale chłopak najwyraźniej złapał kontuzję. Łapał się za nogę. Podniósł się z pomocą Kingi i przechodniów, ale nie mógł na nią stanąć.
Ktoś podał jej telefon. Przyjechało pogotowie.
– Kto jedzie z chłopcem? – spytał lekarz. Wszyscy nagle spuścili głowy.
Musiała jechać Kinga.

Zebrała deskorolkę, jego podarty szkolny plecak i wsiadła do karetki. W szpitalu, gdy chłopak był na prześwietleniu, jej telefon ożył.
Pięć nieodebranych połączeń od szefa. Dzień pracy (nie mówiąc o spotkaniu) już się zaczął. Zadzwoniła – nie odebrał. Po chwili przyszło SMS:
“Nie martw się. Zmieniłem zdanie. Powodzenia w szukaniu pracy.”

Tak skończyła się jej kariera. Łzy napłynęły do oczu, ale się powstrzymała. Znajdzie pracę sekretarki. Chociaż…
Nie zdążyła dokończyć myśli, gdy wyprowadzono chłopca.
– Nie martw się, mamo. Nie jest źle. Ale to lekkomyślne pozwalać dziecku jeździć w taką pogodę…
– Przepraszam, nie jestem mamą. Dziękuję za pomoc – odparła Kinga i posadziła chłopca obok.

Miał około czternastu lat.
– Jak się czujesz? Gdzie mieszkasz?
Podał adres, a Kinga zamówiła taksówkę. W międzyczasie wybrał numer:
– Babciu, nie martw się… Jeździłem na deskorolce i… Zaraz wracam.
Słyszała histerię w słuchawce, ale taksówka już podjechała.

Chłopca nazywali Kacper, ubrany był przyzwoicie – nie wyglądał na dziecko z biednej rodziny. Dlaczego zadzwonił do babci, a nie do rodziców?
– Tata jest w delegacji – wyjaśnił. – Zostawił mnie z babcią.

Pod domem czekała już spanikowana kobieta. Kinga krótko wytłumaczyła sytuację i została zaproszona na herbatę.
Nie odmówiła. Mieszkanie było czyste, zadbane. Z rozkoszą ogrzewała dłonie na kubku, a babcia kręciła nosem na wnuka, który wziął “tę deskę” bez pytania.

Wymienili numery i pożegnali się.
– Zadzwonię, sprawdzę, jak się masz. jeżeli będzie coś potrzebne, dzwoń – powiedziała Kinga i wyszła.

A iść adekwatnie nie miała dokąd. Dzień pracy (i kariera sekretarki) legły w gruzach.
– Może i lepiej – pomyślała i pojechała do domu.

Przez tydzień przeszukiwała internet w poszukiwaniu pracy. Były oferty, ale coś nie pasowało: za daleko, kiepska pensja, wymagane kursy.
Pod koniec tygodnia postanowiła zadzwonić do Kacpra. Wcześniej dzwoniła kilka razy, ale on ją uprzedził:
– Kinga, cześć! To Kacper. Wszystko gra. Tata wrócił. Chciałem cię zaprosić na urodziny w sobotę. Dasz radę?

Zaskoczona, ale pomyślała: czemu nie? Lubiła tego chłopaka. Babcia też była miła. Zgodziła się.

W sobotę kupiła mu nowy, drogi plecak i pojechała pod wskazany adres.
Dom ją oszołomił –Gdy Kinga przekroczyła próg, zobaczyła uśmiechniętego Kacpra, jego roześmianą babcię, a za nimi – Dymitra, który wyciągnął do niej rękę i powiedział: “Pozwól, iż cię odprowadzę… a może zostałabyś na dłużej?”.

Idź do oryginalnego materiału