Zimowy poranek pełen niespodzianek: praca w nieprzyjaznej pogodzie.

twojacena.pl 1 miesiąc temu

Pierwszy dzień zimy zaczął się fatalnie. Ewie trzeba było iść do pracy, a pogoda była okropna. Padał śnieg z deszczem, temperatura spadła do zera, i ani rusz.

Musiała więc odłożyć lekki płaszcz na bok i założyć puchową kurtkę oraz ciepłe buty.

Był to pierwszy dzień pracy po długiej przerwie. Latem, kiedy była tak szczęśliwa z Darkiem, bez namysłu rzuciła pracę, bo tak jej doradził.

Kochany kupił wczasy nad morzem, a szef nie chciał jej puścić. Więc po prostu napisała wypowiedzenie…

Wtedy niebo wydawało się usiane diamentami… Ewa była pewna, iż na plaży czeka na nią oświadczyny.

Po co jej wtedy praca, myślała? Darek zapewni im obojgu taki byt, iż jej grosze nie będą miały znaczenia.

Marzyła wtedy o ślubie, dziecku i pięknym życiu w jego luksusowym domu. Jakże teraz przeklinała swoją lekkomyślność!

Żadnych oświadczyn na wczasach nie było. Zabierał ją tylko do restauracji, podarował kilka pięknych nocy i przywiózł z powrotem.

Nie odszedł od razu, prawda. Przez pół roku wmawiał jej, iż ich związek zmierza ku czemuś konkretnemu. Aż w końcu tydzień temu Ewa nie wytrzymała i zapytała, jakie ma plany na życie.

— Plany? Niewielkie, Ewuniu — odparł. — Zamierzam wrócić do byłej żony. Mamy z ojcem wspólny biznes, a on zachorował. Powiedział, iż wszystko zostawi mojemu synowi, a żona będzie zarządzać do jego pełnoletności. Ale jeżeli odbuduję rodzinę, wszystko przejdzie na mnie i syna. Twarde warunki. Wybacz, kochanie…

Potem poszły zwykłe brednie o miłości i smutku rozstania. Jaki on nieszczęśliwy, bezsilny i bez prawa głosu…

Ewa zarzuciła na ramiona jego ostatni prezent — ciepłe futro — i rzuciła krótko:

— Do widzenia.

I zniknęła z jego życia. Nie, nie żal jej było Darka, ale straconego czasu — owszem.

Musiała przełknąć tę „stratę” i wrócić do dawnej pracy, błagając dyrektora, by ją przyjął z powrotem.

Po krótkiej wymianie zdań z koleżankami z pracy, siedziała pod gabinetem szefa. Trwało poranne zebranie. Przez zamknięte drzwi słychać było gniewny, podniesiony głos przełożonego.

Pewnie ktoś dostał reprymendę za błędy.

Kiedy wszyscy się rozeszli, Ewa nieśmiało weszła do gabinetu i, promiennie się uśmiechając, przywitała.

Potem przedstawiła swoją prośbę, tłumacząc krótko: nie może żyć bez pracy, a życie osobiste się nie ułożyło.

Szef, który — choć szczęśliwie żonaty — zawsze ją lubił, spojrzał ze współczuciem i powiedział:

— Nikogo innego bym nie przyjął. Ale panią tak. Tylko nie na to samo stanowisko, przepraszam, nie jest wolne. Może sekretarką u mnie? Marta idzie na macierzyński od pierwszego grudnia. Ale dyscyplina! Żadnych nieplanowanych urlopów!

Musiała się zgodzić. I oto nadszedł pierwszy dzień pracy. Ołówek-spódnica, biała bluzka, subtelny makijaż, zadbane włosy. Buty na zmianę wzięła w torbie.

Ewa spieszyła się na przystanek, gdy przyszła wiadomość od szefa.

„Proszę przyjść wcześniej. Awaryjna pięciominutówka.”

Spojrzała na zegarek — wcześniej się nie da. Trzeba wzywać taksówkę. Zatrzymała się, by wybrać numer, gdy nagle chłopak na deskorolce — skądś się wziął! — potrącił ją. I w taką pogodę!

Znaleźli się oboje na ziemi. Kurtka w błocie, rajstopy zniszczone, telefon w kałuży.

Da się to naprawić, ale chłopak chyba ucierpiał. Łapał się za nogę. Wstał z pomocą Ewy i przechodniów, ale nie mógł na nią stanąć.

Ktoś podał jej telefon. Przyjechało pogotowie.

— Kto pojedzie z chłopcem? — spytał lekarz, a wtedy wszyscy nagle spuścili wzrok.

Musiała jechać Ewa.

Zebrała deskorolkę, jego szkolny plecak z urwanym paskiem i wsiadła do karetki. W szpitalu, gdy chłopca badali, jej telefon ożył.

Pięć nieodebranych od szefa. Dzień pracy, nie mówiąc o pięciominutówce, już się zaczął. Zadzwoniła do przełożonego — nie odebrał. Chwilę później przyszło SMS:

„Niech się Pani nie martwi. Zmieniłem zdanie. Powodzenia w poszukiwaniach.”

Na tym jej kariera się skończyła. Łzy napłynęły do oczu, ale się powstrzymała. Jeszcze czego! Przecież pracę sekretarki znajdzie. A może… Nie zdążyła dokończyć myśli, gdy wyprowadzono chłopca.

— Niech się pani nie martwi. Nie jest tak źle. Ale to lekkomyślne pozwalać dziecku jeździć w taką pogodę…

— Przepraszam, nie jestem mamą. Dziękuję za pomoc — odparła Ewa i posadziła chłopca obok.

Miał około czternastu lat.

— Jak się czujesz? — spytała. — Gdzie mieszkasz?

Podał adres, a Ewa zamówiła taksówkę. W tym samym czasie chłopak wybrał numer w swoim telefonie:

— Babciu, tylko się nie martw… Jeździłem na deskorolce i… Wracam do domu.

Ewa usłyszała lament w słuchawce, ale wtedy podjechała taksówka. Opierając się na jej ramieniu, jakoś doszedł do auta.

Chłopak miał na imię Kacper, ubrany był całkiem przyzwoicie. Widać, iż nie z biednej rodziny. Tylko dlaczego zadzwonił do babci, a nie do rodziców?

— Tata jest w delegacji — powiedział. — Zostawił mnie z babcią.

Podjechali pod dom, gdzie na progu czekała już zdenerwowana kobieta. Ewa krótko wyjaśniła sytuację i została zaproszona na herbatę.

Nie odmówiła. Mieszkanie było czyste, zadbane. Ewa z rozkoszą objęła dłońmi gorącą filiżankę, a babcia dobrodusznie strofowała wnuka, iż wziął tę „deskę” bez pytania, i oto efekt.

Wymienili się numerami i w końcu się pożegnali.

— Zadzwonię, sprawdzę, jak się masz. jeżeli będzie potrzebna pomoc, dzwoń — powiedziała Ewa i wyszła.

A gdzie adekwatnie miała iść? Dzień pracy się nie zaczął, kariera sekretarki u zakochanego szefa też.

— Może i dobrze — pomyślała i pojechała do domu.

Cały tydzień przeszukiwała internet w poszukiwaniu pracy. Oferty były, ale jakoś się nie składało: albo za dalI tak, gdy nadszedł następny tydzień, Kacper zadzwonił ponownie, a jego głos rozbrzmiał radośnie przez słuchawkę: „Ewo, tata chce cię zaprosić na obiad, powiedział, iż chętnie pogada o tej pracy, a ja bardzo chcę, żebyś przyszła!” i wtedy Ewa zrozumiała, iż czasem życie pisze najbardziej nieoczekiwane scenariusze.

Idź do oryginalnego materiału