Zimowy poranek, który zaskoczył nieprzyjemnymi przeszkodami.

newskey24.com 2 tygodni temu

Pierwszy dzień zimy zaczął się nie najlepiej. Kinga musiała iść do pracy, a pogoda była nie do zniesienia – śnieg mieszał się z deszczem, temperatura spadła do zera i ani rusz bez porządnego okrycia.

Kurtka odpadła, więc włożyła puchową kurtkę i ciepłe buty. To był jej pierwszy dzień pracy po długiej przerwie. Latem była tak szczęśliwa z Darkiem, iż niefrasobliwie rzuciła pracę na jego namowy.

Kochanek kupił jej wycieczkę nad morze, a szef nie chciał jej puścić. No to napisała wypowiedzenie… Wtedy niebo zdawało się być usiane diamentami. Kinga była pewna, iż na plaży padnie oświadczyny. Po co jej praca, skoro Darek ich utrzyma?

A jednak. Propozycji małżeństwa nie było. Były romantyczne kolacje, niezapomniane noce i powrót do rzeczywistości. Nie porzucił jej od razu – przez pół roku wmawiał, iż ich związek „wejdzie na adekwatne tory”. W końcu spytała wprost: jakie ma plany?

– Niespecjalne, Kinguś – odparł. – Wracam do byłej żony. Mamy z ojcem wspólny biznes, a on zachorował. Całość przejdzie na mojego syna, a żona będzie zarządzać do jego pełnoletności… Chyba iż się pogodzimy. Wtedy wszystko trafi do mnie. Twarde warunki, wiesz? Wybacz, kochanie…

Potem były jeszcze brednie o miłości i smutku rozstania. Jaki to on biedny, bezsilny… Kinga zarzuciła na ramiona jego ostatni prezent – futrzaną kurtkę – i rzuciła krótkie:

– Żegnaj.

I zniknęła z jego życia. Darka nie żałowała. Żałowała straconego czasu.

Musiała przełknąć „żałobę” i wrócić do pracy, błagać dyrektora, by ją przyjął z powrotem. Czekając pod gabinetem, słyszała gniewny głos szefa przez drzwi. Ktoś właśnie dostawał reprymendę.

Gdy wreszcie weszła, promiennie się uśmiechnęła i wyłożyła kartę na stół: bez pracy się nie da, a miłość się rozpadła.

Szef – choć szczęśliwie żonaty, a do niej zawsze coś czuł – westchnął i odparł:

– Innej bym nie przyjął. Ale ciebie wezmę. Tylko nie na to samo stanowisko – zajęte. Zostaniesz moją sekretarką? Mała idzie na urlop macierzy. Warunek: dyscyplina i zero nagłych urlopów!

No więc się zgodziła. I oto pierwszy dzień: ołówkowa spódnica, biała bluzka, dyskretny makijaż, włosy w idealnym porządku. Buty na zmianę w torbie.

Gdy biegła na przystanek, dostała SMS-a od szefa:
„Proszę przyjść wcześniej. Awaryjne spotkanie”.

Spojrzała datę – nie zdąży. Zamówiła taksówkę. Nagle jakiś chłopak na deskorolce wpadł na nią z nikąd! I to w taką pogodę!

Wylądowali razem na chodniku. Kurtka w błocie, rajstopy zniszczone, telefon na jezdni.

Ale to nic. Gorzej, iż chłopak złamał nogę. Podniósł się z pomocą Kingi i przechodniów, ale stanąć nie mógł.

Ktoś podał jej telefon. Przyjechała karetka.
– Kto jedzie z chłopcem? – spytał lekarz. Wszyscy nagle spojrzeli w ziemię.

No to pojechała Kinga.

Zebrała deskorolkę, jego plecak (oderwaną rączkę) i wsiadła do karetki. W szpitalu, gdy chłopak był na prześwietleniu, jej telefon ożył.

5 nieodebranych od szefa. Dzień pracy (nie mówiąc o „awaryjnym spotkaniu”) dawno się zaczął. Zadzwoniła – nie odebrał. Potem SMS:

„Nie przejmuj się. Właśnie zmieniłem zdanie. Powodzenia w poszukiwaniach”.

Koniec kariery. Łzy zakręciły się w oczach, ale się powstrzymała. Co za bzdura! Pracę sekretarki znajdzie gdzie indziej.

Nim zdążyła dokończyć myślę, przyprowadzono chłopaka.

– Niech się pani nie martwi – powiedział lekarz. – Nic poważnego. Ale to lekkomyślne pozwalać dziecku jeździć w taką pogodę…

– Przepraszam, nie jestem jego mamą, a musimy już iść – odparła Kinga, sadzając chłopca obok.

Miał może 14 lat.

– Jak się czujesz? – spytała. – Gdzie mieszkasz?

Pod adres. Zamówili taksówkę. Chłopak zadzwonił do babci:

– Babcia, tylko nie denerwuj się… Jechałem na desce i… Zaraz wracam.

Kinga usłyszała krzyk w słuchawce. Taksówka podjechała. Chłopak (nazywał się Kacper) był dobrze ubrany – nie z biednej rodziny. Czemu dzwonił do babci, a nie do rodziców?

– Tata w delegacji – powiedział. – Mieszkam z babcią.

Gdy dojechali, w drzwiach stała spanikowana starsza pani. Kinga wyjaśniła sytuację i zosta zaproszona na herbatę.

Nie odmówiła. Mieszkanie było zadbane. Kinga rozgrzała dłonie o kubek, a babcia łajała wnuka, iż wziął „tę szmelcową deskę” bez pytania.

Wymienili się numerami i Kinga wyszła.

– Zadzwonię, sprawdzę, jak się czujesz – powiedziała. – Gdybyś potrzebował pomocy, daj znać.

Potem pomyślała: dokąd adekwatnie ma iść?

Przez tydzień szukała pracy online. Albo za daleko, albo płaca marne, albo wymagali kursów. Nuda.

W końcu zadzwoniła do Kacpra (kilka razy dzwoniła już wcześniej). Ale to on ją uprzedził:

– Kinga, cześć! Kacper tu. Wszystko super. Tata wrócił. No i zapraszam cię na urodziny w sobotę.

Zmarszczyła brwi, ale pomyślała: czemu nie? Podobał się jej ten Kacper. Babcia też sympatyczna. Zgodziła się.

W sobotę kupiła mu nowy, drogi plecak i pojechała pod wskazany adres. Gdy dotarła, aż sapnęła. Nowy dom, ścieżka z kamyków, ogród…

Na progu stała babcia Kacpra.

– Kinga, wejdź! – zawołała. Za nią uśmiechał się Kacper.

Weszła, zdjęła kurtkę, wręczyła prezent. Wtedy z salonu wyszedł mężczyzna.

Wyciągnął rękę:

– Tomasz Sobieski, ojciec tego urwisa.

Kinga spojrzała i zamarła.

Był przystojny. Czekając na pojawienie się matki Kacpra, rozejrzała się – ale nikogo więcej nie było.

Przy stole spytała o nogę.

– Da się naprawić – odparł ojciec. – Dziękuję, iż pomogłaś, nie zostawiłaś w biedzie.

Potem była uroczystW następnym roku ślubowali sobie miłość do grobowej deski, a Kacper – teraz już ich wspólny syn – dumnie niósł obrączki, uśmiechając się pod wąsem, który dopiero zaczął mu rosnąć.

Idź do oryginalnego materiału