Zimowy park: nowy rozdział życia

newsempire24.com 3 tygodni temu

Pieśń zimowego parku: nowy rozdział życia

Barbara Nowak założyła ciepłą kurtkę, otuliła małą wnuczkę Zosię i wyszła z nią na spacer do zaśnieżonego parku na obrzeżach Krakowa. W parku przechadzali się młodzi rodzice z wózkami, ich śmiech i rozmowy mieszały się z szelestem śniegu pod butami. Zosia, przytulnie owinięta w kocyk, natychmiast zasnęła na świeżym powietrzu. Barbara zanurzyła się we wspomnieniach o swojej młodości, o tym, jak sama wychowywała syna Jacka. Była tak pogrążona w myślach, iż nie od razu usłyszała dziecięcy płacz. Najpierw wydało jej się, iż to Zosia, ale nie – wnuczka spokojnie spała. Nieopodal stał mężczyzna z wózkiem, rozglądając się bezradnie. Gdy zobaczył Barbarę, zawołał:
— Proszę pani, pomóżcie! Co mam robić?
Barbara zamarła, poruszona jego słowami.

***

Gdy Agnieszka i Jacek się pobrali, teściowa od razu postawiła sprawę jasno:
— Teraz jesteście na swoim, sami za siebie odpowiadacie. Ja cię, synu, wychowałam, wykształciłam. Chcę teraz żyć dla siebie, mam dopiero czterdzieści sześć lat. Wy też musicie się do siebie przyzwyczaić. Więc z wnukami się nie śpieszcie!

— No i powiedziała twoja mama, aż przykro słuchać — zmarszczyła brwi Agnieszka.
— Nie martw się, dobra kobieta, tylko sama mnie wychowywała — uśmiechnął się Jacek. — Niedawno żartowała z koleżanką, iż znów czują się młodo, szukają mężów. Chodzą na tańce w weekendy, jeżdżą na wycieczki. Kiedy miałaby zajmować się wnukami?
— I jak im idzie? — sceptycznie zapytała Agnieszka.
— Na razie kiepsko. Na tańcach był jeden facet na dziesięć pań, wybrał inną, i teraz tam nie chodzą. A na wycieczkach same kobiety! Ale nie martw się, mama tak tylko mówi. Gdy przyjdzie czas, pomoże — przytulił żonę Jacek.

Mieszkali u Barbary, choć ona rzadko bywała w domu. Od rana do wieczora w pracy, a potem teatr, spotkania z przyjaciółkami. W weekendy też znikała. Młodzi radzili sobie sami.

Agnieszka martwiła się, iż teściowa rzeczywiście będzie niezadowolona, gdy odkryje, iż jest w ciąży. Ale Barbara tylko się uśmiechnęła:
— gwałtownie poszło, no cóż, skoro zdecydowaliście, to tak ma być!
Gdy okazało się, iż będzie dziewczynka, choćby się ucieszyła:
— Zawsze marzyłam o córce, ale nie wyszło. Teraz będę miała wnuczkę!

Choć początkowo Barbara nie angażowała się w opiekę nad Zosią, jakby bała się, iż będzie obciążona. Po pracy nie spieszyła się do domu, w weekendy czuła się wolna.
— Dobrze, iż moi rodzice czasem przyjeżdżają, z Zosią spacerują — powiedziała raz smutno Agnieszka do Jacka, nie zdążywszy przygotować kolacji. Zosia cały dzień marudziła — ząbkowała.

Jacek, od dziecka przyzwyczajony przez matkę do obowiązków domowych, od razu zaczął pomagać żonie i pocieszać ją:
— Sami chcieliśmy dziecka!
— Ona jest babcią! Dobrze, iż wózek kupiła, czasem się z Zosią bawi. Ale moja koleżanka Kasia ma mamę, która z pracy biegnie prosto po wnuczkę. Twoja nigdy nie zaproponowała! — obraziła się Agnieszka.
— Jesteśmy młodzi, damy radę. Mama w pracy się męczy. I twoja Kasia niepotrzebnie mamę obciąża — roześmiał się Jacek. — Mama nas ostrzegła!

Ale w następny weekend poprosili Barbarę, by poszła z Zosią do parku, gdy oni pójdą do kina. Teściowa, nie mając innych planów, zgodziła się.

Barbara założyła kurtkę, ciepło otuliła Zosię — na dworze spadł pierwszy śnieg, ale słońce świeciło, zapowiadając piękny spacer. Park był tuż za ulicą, i gwałtownie ruszyli po chrzęszczących śniegiem alejkach. Młodzi rodzice z wózkami wymieniali uśmiechy, a Zosia, ukołysana świeżym powietrzem, zasnęła.

Barbara szła, zatopiona w myślach. Wychowała Jacka sama. Jej rodzice żyli na wsi i nie pomagali, krytykując ją za nieudane małżeństwo. Mąż odszedł po niespełna roku. A ona, dumna, ciągnęła wszystko sama. Były mąż rzadko przysyłał alimenty, ale wszystko, co miała, szło na syna. Dla siebie — najtańsze jedzenie, byle nie być głodną. Gdy Jacek podrósł, stało się lżej. Pracowała blisko domu, syn po szkole przychodził do biura, jadł, odrabiał lekcje. Tak żyli. Barbara do dziś lubiła dobrze zjeść — echo tamtych głodnych lat.

Nagle wyrwał ją z myśli dziecięcy płacz. Drgnęła, myśląc, iż to Zosia, ale wnuczka spała spokojnie. Niedaleko mężczyzna desperacko kołysał wózek, z którego dochodził krzyk. Spojrzał na Barbarę i zawołał:
— Proszę pani, ratunku! Pierwszy raz sam z wnukiem, nie wiem, co robić!

Barbara zamarła, nie wierząc uszom. Pochlebiło jej, iż wziął ją za młodą matkę. Podeszła, zauważyła, iż dziecku wypadł smoczek. Włożyła go z powrotem — maluch ucichł, cmokając.
— Dziękuję! Moja córka tu mieszka, a ja jestem niedaleko, ale zupełnie straciłem głowę — uśmiechnął się zawstydzony. — To pani córeczka?
— Wnuczka! — roześmiała się Barbara, a serce nagle wypełniła radość.
— Taka młoda babcia? — zdziwił się, patrząc z podziwem.
— A pan nie taki stary dziadek — odparła kokieteryjnie.
— Szkoda, iż nasza babcia nie żyje, więc ja pomagam, ale to niełatwe. Jestem Marek, a pani?
— Barbara — odpowiedziała. Wtedy Zosia się obudziła i zaczęła marudzić.
— Musimy wracać, pora na jedzenie. Miłego dnia, Marku!
— A jutro przyjdziecie? Może razem pochodzimy? — zaproponował niespodziewanie.
— Może przyjdziemy — uśmiechnęła się Barbara i ruszyła z wózkiem do domu w lepszym nastroju.

Czuła, iż lata spadły z niej jak liście. Została babcią, a tu nagle poznaje mężczyznę! Miły, samotny, jak się wydawało.

Tak spacerowali aż do wiosny. Najpierw w weekendy, potem wieczorami — młoda babcia Barbara Nowak i równie młody dziadek Marek Kowalski.

Ich spacery zmieniłyIch spacery zmieniły się w coś więcej – teraz wspólnie snują plany na przyszłość, w której jest miejsce zarówno na wnuki, jak i na ich własne szczęście.

Idź do oryginalnego materiału