Zimowy debiut z trudnościami: praca w złych warunkach.

polregion.pl 2 tygodni temu

Pierwszy dzień zimy nie rozpoczął się najlepiej. Marianna musiała iść do pracy, a pogoda była okropna. Padał śnieg z deszczem, temperatura spadła do zera – ani to, ani to.

Kurtka nie wchodziła w grę, musiała założyć puchową kurtkę i ciepłe buty.

To był jej pierwszy dzień pracy po długiej przerwie. Latem, zachwycona związkiem z Wojtkiem, lekkomyślnie zrezygnowała z posady na jego namowę.

Ukochany kupił im wakacje nad morzem, a szef nie chciał jej wypuścić. Więc napisała wypowiedzenie…

Wtedy niebo wydawało się usiane diamentami. Marianna była pewna, iż na plaży usłyszy oświadczyny.

Po co więc miała pracować? Wojtek miał przecież zapewnić im dostatnie życie, a jej grosze nie miały znaczenia.

Marzyła wtedy o ślubie, dziecku i pięknym domu. Jakże teraz żałowała tej naiwności!

Na wakacjach nie padło ani słowo o małżeństwie. Zabierał ją do restauracji, obdarowywał namiętnymi nocami i przywiózł z powrotem.

Nie odszedł od razu. Przez pół roku wmawiał jej, iż ich związek ma przyszłość. Aż w końcu nie wytrzymała i zapytała, co planuje.

– Nie za wiele, Marianno – odparł. – Chcę wrócić do żony. Mamy z ojcem wspólny interes, a on zachorował. Zapowiedział, iż wszystko przejdzie na mojego syna, a żona będzie zarządzać do jego pełnoletności. Ale jeżeli odbuduję rodzinę, spadek trafi do mnie. Twarde warunki. Wybacz, kochanie…

Potem posypały się frazesy o miłości i smutku rozstania. Jak bardzo jest bezradny, jak cierpi…

Marianna narzuciła na ramiona jego ostatni prezent – drogą futrzaną pelerynę – i rzuciła krótko:

– Do widzenia.

I zniknęła z jego życia. Nie żałowała Wojtka, ale straconego czasu – bardzo.

Musiała przełknąć gorycz i wrócić do starej pracy, błagając dyrektora o przyjęcie.

Wymieniwszy kilka słów z koleżankami, czekała pod gabinetem szefa. Trwało poranne zebranie. Za zamkniętymi drzwiami słychać było jego podniesiony, zirytowany głos. Pewnie kogoś beształ za błędy.

Gdy wszyscy wyszli, Marianna nieśmiało weszła do środka i uśmiechnęła się promiennie.

Przedstawiła prośbę, tłumacząc krótko: nie mogła bez pracy, a życie osobiste się nie ułożyło.

Szef, choć prawdopodobnie darzył ją sympatią, ale szczęśliwie żonaty, spojrzał ze współczuciem i odparł:

– Nikogo innego bym nie przyjął. Ale panią – tak. Tylko nie na to samo stanowisko, przepraszam, ono już zajęte. Zostanie moją asystentką? Iwona idzie na macierzyński od pierwszego grudnia. Ale dyscyplina! I żadnych urlopów na żądanie!

Zgodziła się. I oto nadchodził pierwszy dzień. Elegancka spódnica, biała bluzka, dyskretny makijaż, staranna fryzura. Buty na zmianę wzięła do torby. Gdy spieszyła na przystanek, nadeszła wiadomość od szefa:

*”Proszę przyjść wcześniej. Awaryjne spotkanie.”*

Spojrzała na zegarek – nie zdąży. Musiała wzywać taksówkę. Zatrzymała się, by wybrać numer, gdy nagle potrącił ją chłopak, który pojawił się znikąd na deskorolce! I to w taką pogodę!

Oboje wylądowali na ziemi. Kurtka w błocie, rajstopy podarte, telefon na jezdni.

Reszta dała się naprawić, ale chłopak najwyraźniej doznał urazu. Chwytał się za nogę. Podniósł się z pomocą Marianny i przechodniów, ale nie mógł na nią stanąć.

Ktoś podał jej telefon. Przyjechało pogotowie.

– Kto jedzie z chłopcem? – spytał lekarz, a wtedy wszyscy nagle spuścili wzrok.

Marianna musiała jechać.

Podniosła deskorolkę, jego szkolny plecak z urwanym paskiem i wsiadła do karetki. W szpitalu, gdy chłopca badano, jej telefon ożył.

Pięć nieodebranych połączeń od szefa. Dzień pracy, nie mówiąc o spotkaniu, już się rozpoczął. Próbowała dodzwonić się do niego – bez odpowiedzi. Po chwili przyszło SMS:

*”Nie przejmuj się. Zmieniłem zdanie. Powodzenia w znalezieniu pracy.”*

Tak skończyła się jej kariera. W oczach zabłysły łzy, ale się powstrzymała. Coś jeszcze! Pracę asystentki znajdzie bez problemu. Chociaż… Nie zdążyła dokończyć myśli, gdy wyprowadzono chłopca.

– Niech się pani nie martwi, mamusiu. Nie jest tak źle. Ale to lekkomyślne pozwalać dziecku jeździć w taką pogodę…

– Przepraszam, nie jestem jego mamą. Śpieszymy się. Dziękuję za pomoc – odparła Marianna i posadziła chłopca obok.

Wyglądał na czternaście lat.

– Jak się czujesz? – spytała. – Gdzie mieszkasz?

Podał adres, a ona zamówiła taksówkę. W tym czasie wybrał numer w swoim telefonie:

– Babciu, nie martw się… Jeździłem na deskorolce i… Zaraz wracam.

Usłyszała krzyk w słuchawce, ale taksówka już podjechała. Wspierając się na jej ramieniu, jakoś dotarł do auta.

Chłopiec przedstawił się jako Kacper. Ubrany był porządnie – widać, iż nie z biednej rodziny. Tylko dlaczego zadzwonił do babci, a nie do rodziców?

– Tata jest w delegacji – wyjaśnił. – Zostawił mnie z babcią.

Podjechali pod dom, gdzie na progu czekała zdenerwowana kobieta. Marianna krótko wyjaśniła sytuację i została zaproszona na herbatę.

Nie odmówiła. Mieszkanie było czyste, zadbane. Z rozkoszą objęła dłońmi gorącą filiżankę, a babcia łajała wnuka, iż wziął tę „diabelską deskę” bez pytania.

Wymienili się numerami, po czym się pożegnali.

– Zadzwonię, sprawdzę, jak się masz. jeżeli będzie cię stać na pomoc, dzwoń – powiedziała Marianna i wyszła.

A tak naprawdę nie miała gdzie iść. Dzień pracy się nie zaczął, kariera asystentki też.

– Może i lepiej – pomyślała i wróciła do domu.

Przez tydzień przeszukiwała internet w poszukiwaniu pracy. Były oferty, ale nic się nie układało: albo za daleko, albo pensja marPo miesiącu Kacper zadzwonił, prosząc, by odwiedziła ich ponownie – tym razem jego ojciec, Maciej, otworzył drzwi z rumieńcem na twarzy i zaproszeniem do wspólnej przyszłości.

Idź do oryginalnego materiału