Zima zaczyna się nieprzyjemnie: deszcz, śnieg i brak planów.

newsempire24.com 5 godzin temu

Pierwszy dzień zimy zaczął się nie najlepiej. Małgorzata musiała iść do pracy, a pogoda była okropna. Padał śnieg z deszczem, temperatura spadła do zera – ani zimno, ani ciepło. Więc z kurtką nie było sensu, trzeba było założyć puchową kurtkę i ciepłe buty.

To był jej pierwszy dzień pracy po długiej przerwie. Latem była tak szczęśliwa ze swoim Dariuszem, iż lekkomyślnie rzuciła robotę na jego namowę. Ukochany kupił jej wakacje nad morzem, a szef nie chciał jej puścić. No i napisała wypowiedzenie… Wtedy niebo wydawało się usiane diamentami – Małgosia była pewna, iż na plaży usłyszy oświadczyny. Po co miała wtedy pracować? Darek zapewniłby im byt, a jej grosze nie miałyby znaczenia.

Marzyła o ślubie, dziecku i pięknym życiu w jego luksusowym domu. Jakże teraz przeklinała swoją naiwność! Żadnych oświadczyn na urlopie nie było. Zabierał ją do restauracji, podarował kilka pięknych nocy i przywiózł z powrotem. Nie odszedł od razu – jeszcze przez pół roku wmawiał jej, iż ich związek ma przyszłość. A tydzień temu Małgosia nie wytrzymała i zapytała, jakie ma plany.

– Niewielkie, Małgosiu – odpowiedział. – Wracam do byłej żony. Mamy z ojcem wspólny biznes, a on zachorował. Powiedział, iż wszystko zostanie synowi, a żona będzie zarządzać do jego pełnoletności. Ale jeżeli odbudujemy rodzinę, wszystko przejdzie na mnie i syna. Twarde warunki. Wybacz, kochanie…

Potem poszły kolejne brednie o miłości i smutku rozstania. Jaki on nieszczęśliwy, bezsilny… Małgosia zarzuciła na ramiona jego ostatni prezent, ciepłe futro, i rzuciła krótkie:

– Żegnaj!

I zniknęła z jego życia. Darka nie było szkoda, ale straconego czasu – owszem. Musiała przełknąć gorycz i wrócić do dawnej pracy, błagając dyrektora, by ją przyjął z powrotem.

Po krótkiej wymianie zdań z koleżankami czekała pod gabinetem szefa. Trwało poranne zebranie. Przez zamknięte drzwi słychać było jego podniesiony, zirytowany głos – pewnie kogoś opieprzał za błędy.

Gdy wszyscy wyszli, Małgosia nieśmiało weszła i uśmiechnęła się promiennie. Przedstawiła prośbę, tłumacząc krótko: bez pracy nie da się żyć, a w miłości się nie udało. Szef – choć pewnie coś do niej czuł, ale był szczęśliwie żonaty – spojrzał ze współczuciem i rzekł:

– Nikogo innego bym nie przyjął. Ale panią tak. Tylko nie na to samo stanowisko – sekretarką u mnie? Marta idzie na macierzyński od pierwszego grudnia. Dyscyplina i zero urlopów na żądanie!

Musiała się zgodzić. I oto pierwszy dzień: ołówkowa spódnica, biała bluzka, dyskretny makijaż, zadbane włosy. Buty na zmianę w torbie. Gdy biegła na przystanek, dostała SMS-a od szefa:

„Proszę przyjść wcześniej. Pilne spotkanie.”

Spojrzała na zegarek – wcześniej się nie da. Trzeba wzywać taksówkę. Zatrzymała się, by wybrać numer, gdy nagle potrącił ją chłopak na deskorolce! W taką pogodę!

Znaleźli się oboje na ziemi. Kurtka w błocie, rajstopy zniszczone, telefon na jezdni. To dało się naprawić, ale chłopak najwyraźniej skręcił nogę. Wstał z pomocą Małgosi i przechodniów, ale nie mógł na nią nadepnąć.

Ktoś podał jej telefon. Przyjechało pogotowie.

– Kto jedzie z chłopcem? – spytał lekarz. Wszyscy nagle spuścili głowy.

Musiała jechać Małgosia.

Zebrała deskorolkę, jego szkolny plecak z urwanym paskiem i wsiadła do karetki. W szpitalu, gdy chłopak był na prześwietleniu, jej telefon ożył. Pięć nieodebranych od szefa. Pierwszy dzień pracy przepadł. Spróbowała oddzwonić – bez odpowiedzi. Po chwili dostała SMS:

„Nie martw się. Zmieniłem zdanie. Powodzenia.”

Kariera skończona, zanim się zaczęła. Omal nie zapłakała, ale się powstrzymała. I tak znajdzie pracę jako sekretarka. Choć… Nie skończyła myśli, gdy wyprowadzono chłopca.

– Spokojnie, mamo. Nie tak źle. Ale to lekkomyślne pozwalać dziecku jeździć w taką pogodę…

– Nie jestem jego mamą, i śpieszymy się. Dziękuję za pomocę – odparła Małgosia i posadziła chłopca na ławce.

Miał około czternastu lat.

– Jak się czujesz? Gdzie mieszkasz?

Wymienił adres, a ona zamówiła taksówkę. W międzyczasie wykręcił numer:

– Babciu, nie martw się… Jeździłem na deskorolce i… Zaraz wracam.

Słyszała rozpacz w słuchawce, ale taksówka już była. Opierając się na jej ramieniu, dowlókł się do auta.

Miał na imię Kacper, ubrany był porządnie – widać, iż nie z biednej rodziny. Tylko czemu zadzwonił do babci, a nie do rodziców?

– Tata jest w delegacji – wyjaśnił. – Zostawił mnie z babcią.

Pod domem czekała już zdenerwowana kobieta. Małgosia krótko wyjaśniła sytuację i została zaproszona na herbatę.

Nie odmówiła. Mieszkanie było czyste, zadbane. Z rozkoszą otuliła dłonie wokół gorącej filiżanki, a babcia gderała na wnuka, iż wziął „tę deskę” bez pytania.

Wymienili się numerami i w końcu się pożegnali.

– Zadzwonię, sprawdzę, jak się masz. jeżeli będziesz potrzebował pomocy, dzwoń – powiedziała i wyszła.

A iść adekwatnie było donikąd. Dzień pracy przepadł, kariera sekretarki też.

– Może i lepiej – pomyślała i pojechała do domu.

Cały tydzień spędziła, szukając pracy w internecie. Oferty były, ale coś nie pasowało: za daleko, kiepska pensja, wymagane dodatkowe kursy.

Pod koniec tygodnia postanowiła zadzwonić do Kacpra. Kilka razy już dzwoniła, ale on ją ubiegł – zadzwonił naprzód sam:

– Małgosiu, cześć! To Kacper. Wszystko gra, nie martw się. Tata wrócił. I… Chciałem cię zaprosić na urodziny w sobotę. Dasz radę?

Na początku była zaskoczona, ale pomyślała: czemu nie? Spodobał jej się ten Kacper. I babcia taka miła. Zgodziła się. Chłopak się ucieszył i od razuI w tę sobotę, gdy Małgosia stanęła w progu domu Kacpra z prezentem, nie spodziewała się, iż już za rok będzie tu mieszkać jako żona jego ojca, a Kacper – z euforią – powita ją słowami „mamo”.

Idź do oryginalnego materiału