W początek nowego, 2025 roku weszliśmy na Ziemi Kłodzkiej. Wraz z Kasią i Dawidem z bloga/kanału na YouTube Gdzie Los Poniesie postanowiliśmy wybrać się w ten zakątek Polski, by nie tylko celebrować sylwestra, ale przede wszystkim spędzić sporo czasu w górach. I ostatecznie całkiem nieźle nam to wyszło. W szczególności, iż trafiliśmy na naprawdę śnieżne warunki. Dlatego teraz możemy z pełnym przekonaniem stwierdzić, iż Ziemia Kłodzka zimą to naprawdę dobry wybór. Zresztą, sami zobaczcie!
Dlaczego Ziemia Kłodzka zimą?
Cóż, powodów takiego, a nie innego wyboru było wiele. Przede wszystkim chcieliśmy swoją obecnością i korzystaniem z różnych usług tam na miejscu wesprzeć region po katastrofalnej w skutkach powodzi, jaka miała miejsce we wrześniu 2024 roku. Od tamtej pory, mimo iż wiele miejscowości nie ucierpiało, to turyści zdecydowanie rzadziej tam zaglądają. Naszą obecnością chcieliśmy więc też pokazać, iż Ziemia Kłodzka wciąż ma ogromny potencjał i iż warto się tam wybrać. W szczególności, iż w poprzednich latach często tam gościliśmy, a raz nawet spędziliśmy prawie 3 tygodnie. Po drugie, wiedzieliśmy, iż bez względu na aurę pogodową, będziemy tam mieli co robić. Atrakcji w okolicy jest w końcu pod dostatkiem. Po trzecie, znaleźliśmy tam pasujący całej naszej ekipie nocleg, który ostatecznie przeważył, iż naszą bazą zostało Międzylesie.
Ziemia Kłodzka zimą – co porabialiśmy?
Nie da się ukryć, iż choć mieliśmy kilka pomysłów na wycieczki, to na bieżąco weryfikowaliśmy je z aurą pogodową. A ta, choć raczej szczędziła nam słońca, to fundowała spore opady śniegu. Dzięki temu już na początku roku mogliśmy się cieszyć naprawdę piękną zimą.
31.12 – Sylwester
Cóż, Sylwestra spędziliśmy… częściowo w samochodzie. Bo do Międzylesia wybraliśmy się po godzinie 14, a przed nami mieliśmy ok. 5 godzin jazdy. Na szczęście tego dnia ruch na trasie był dość znikomy. Bo kto miał wyjechać, to uczynił to zdecydowanie wcześniej. Do Międzylesia dotarliśmy ok. 19. Kolacja, spacer na wzgórze ponad miasteczka przed północą, podziwianie fajerwerków i… można iść spać!
1.01 – na Śnieżnik
Jeśli Ziemia Kłodzka zimą to bez trekkingu na Śnieżnik się nie obędzie. Z takiego założenia wyszliśmy. A obiecujące prognozy, mówiące o tym, iż w pierwszy dzień nowego roku będzie słonecznie, jeszcze mocniej nas do tego zachęciły. Ja (ruda) postanowiłam z samego rana pobiegać. I już wtedy odkryłam, iż prognozy chyba jednak lekko się pomyliły. Bowiem nad masywem Śnieżnika wisiały ciężkie, szare chmury. Mimo to, po śniadaniu ruszyliśmy do Jodłowa, skąd chcieliśmy ruszyć na trekking. I tu, na dzień dobry, dzięki naszej nieuwadze i mapą Google, pojechaliśmy niewłaściwą drogą, w efekcie skończyliśmy pchając Astrę na lodowisku. Na szczęście auto stanęło jakieś 5 m od wypłaszczenia terenu oraz jakieś 100 m od parkingu. Więc po lekkich kombinacjach udało nam się dotrzeć do celu.
Z Jodłowa pomaszerowaliśmy w pierwszej kolejności na grzbiet, wzdłuż którego biegnie polsko-czeska granica. Mimo początkowego lodowiska, im wyżej, tym śnieg jest bardziej przyczepny i pozwala na utrzymanie równego tempa marszu. Najpierw zatrzymaliśmy się na Trójmorskim Wierchu. Z racji absolutnego braku widoków odpuściliśmy wdrapywanie się na wieżę.
Po zejściu na Sedlo Puchača (które ktoś, na tabliczce przemianował na… Ruchaca) obraliśmy czerwony, trawersujący szlak. Była to dłuższa opcja, ale z racji braku widoków uznaliśmy, iż będzie odpowiednia. Kiedy dotarliśmy do skrzyżowania z zielonym szlakiem biegnącym od schroniska „Na Śnieżniku”, zaczęło się rozpogadzać. Dlatego gdy weszliśmy na szczyt i wspięliśmy się na nową wieżę widokową, mogliśmy podziwiać naprawdę rozległą panoramę!
Później zeszliśmy do schroniska, gdzie udało się złapać wolny stolik i posilić ciepłą zupą. Zejście do Jodłowa umilił nam zachód słońca, który na niebie stworzył niesamowity spektakl. Chmury przybrały intensywne odcienie różu i fioletu. Piękne zakończenie idealne dnia w górach!
2.01 – Czeski trekking i termy
Drugiego dnia naszego pobytu na popołudnie prognozowane były opady śniegu. Ponieważ znów było dość pochmurno, postanowiliśmy zrobić nieco krótszą wycieczkę, a wieczorem zrelaksować się na basenach termalnych. Najpierw udaliśmy się z Międzylesia do Ramzovej i znajdującego się tam ośrodka narciarskiego. Z parkingu przy dolnej stacji wyciągu krzesełkowego skierowaliśmy się ku Obří skály – czyli malowniczej formacji skalnej. Szlak tam wiodący, mimo iż mało widokowy, to bardzo urozmaicony. Podczas naszej wędrówki zaczęła się regularna śnieżyca połączona z wichurą. Po krótkim postoju obok skał skierowaliśmy się ku schronisku Chata Jiřího na Šeráku. Generalnie rozciągają się stamtąd przepiękne widoki. Niestety… nie tego dnia. Z okna schroniska mogliśmy podziwiać… białą, śnieżną przestrzeń. Po posiłku ruszyliśmy na dół. Szlak okazuje się wyjątkowo śliski, a raczki zapychają się świeżym śniegiem. Więc momentami część z nas zalicza spektakularne gleby. Na szczęście kończy się jedynie na siniakach.
Po zakończeniu trekkingu postanowiliśmy zrealizować wcześniejszy plan dotyczący basenów termalnych. W tej okolicy znajdują się one w miejscowości Velké Losiny. Z racji zasypania dróg podróż zabrała nam trochę czasu. A po dotarciu na miejsce gwałtownie się okazało, iż nie tylko my wpadliśmy na dokładnie ten sam pomysł. Losiny Thermal Spa przeżywały tego dnia małe oblężenie. Zdecydowaliśmy się na bilety na 2.5 godziny po 400 CZK od osoby. Termalny Park do dużych nie należy. Dodatkowo z Kasią stwierdziłyśmy, iż woda w basenach nie należy do najcieplejszych, choć ma powyżej 36 stopni. Trochę popływaliśmy, trochę posiedzieliśmy na zewnątrz, gdzie z jednej strony ogrzewała nas woda, a z drugiej chłodziły płatki sypiącego śniegu. Po 2 godzinach moczenia się wszyscy stwierdziliśmy, iż czas na kolację. A tę jemy z pobliskim Šumperku, w Tavernie „U Shreka“. Miejsce dość specyficzne, łączące w sobie głównie greckie i czeskie klimaty. Ale było bardzo smacznie!
3.01 – z Międzygórza na Czarną Górę i wycieczka na Trojak
Tego dnia częściowo się rozdzieliliśmy. Marek podrzucił nas do Międzygórza, skąd ja, Kasia i Dawid ruszyliśmy na trekking. On w tym samym czasie pojechał do Czarnej Góry, by pojeździć w tamtejszym ośrodku narciarskim.
Naszą wędrówkę zaczęliśmy od wizyty przy wodospadzie Wilczki, skąd ruszyliśmy ku Iglicznej. Tradycyjnie tamtejsze sanktuarium odstrasza nas dużą ilością zakazów i słupem z kamerami. Na moment odsłoniły nam się widoki na okolicę, jednak gwałtownie zniknęły za chmurami. Dalej nasza trasa biegła bezpośrednio ku szczytowi Czarnej Góry. Momentami szlak był choćby przetarty, ale im bliżej szczytu, tym więcej torowania nasz czekało. Na Czarnej Górze robimy szybki postój, a następnie schodzimy do górnej stacji wyciągu krzesełkowego. Do Siennej schodzimy częściowo stokami narciarskimi, a częściowo leśnymi drogami. Śniegu było mnóstwo, co skwapliwie wykorzystywali narciarze.
Gdy Marek skończył jeździć wspólnie udaliśmy się do Lądka Zdroju. Po drodze zajechaliśmy do też do Stronia Śląskiego, gdzie na własne oczy mogliśmy się przekonać, jakich zniszczeń dokonała powódź. Choć rzeka Biała Lądecka wydaje się niepozorna, to jej wezbrane wody zmiotły tamtejszą tamę oraz znacząco zmieniły krajobraz miasta. Zresztą sam Lądek Zdrój też robi mocno przytłaczające wrażenie.
W Lądku auto zostawiliśmy nieco powyżej hotelu Trojan i wyruszyliśmy na Trojak. Celem była oczywiście znajdująca się tam platforma widokowa. Gdy ku niej szliśmy, śnieżyca szalała. Na szczęście, gdy dotarliśmy do celu, wyszło słońce, a my mogliśmy podziwiać spektakularną panoramę okolicy.
Do auta zeszliśmy przez Skalną Bramę i Kobyliczne Siodło. Ponownie towarzyszyła nam śnieżyca. Obiad postanowiliśmy zjeść w restauracji hotelu Trojak (tanio i smacznie).
4.01 Pożegnanie z Międzylesiem
W sobotę z samego rana Kasia i Dawid musieli wrócić do Warszawy. Na szczęście z Międzylesia mogli to ogarnąć połączeniem realizowanym przez PKP z jedną przesiadką. My postanowiliśmy zostać do 6.01. Jednak nie w Międzylesiu. Dlatego zdecydowaliśmy się przenieść do Kudowy i kolejne dni poświęcić na Góry Stołowe i ich okolice. Ale o nich opowiemy Wam w odrębnym artykule!
Szukacie noclegów w tej okolicy? Zajrzyjcie na Booking.com (link afiliacyjny).
Ziemia Kłodzka zimą – nasze wrażenia
Generalnie wiedzieliśmy, iż Ziemia Kłodzka zimą będzie strzałem w dziesiątkę. Ale jeżeli macie obawy, iż po powodzi nie będziecie mieli tam co robić, to… koniecznie musicie się ich pozbyć. Region ten jest cały czas otwarty na turystów. Oczywiście w niektórych miejscach część restauracji nie działa, ale warto wesprzeć te, które cały czas funkcjonują lub udało im się po powodzi odrodzić. Czasami drogi są nieco bardziej wyboiste. Ale czy powinno to kogokolwiek odstraszać od wizyty na Ziemi Kłodzkiej? Raczej nie! A prawda jest taka, iż obecność turystów, a co za tym idzie napływ środków sprawi, iż region ten krok po kroczku będzie mógł się odbudowywać. Dodatkowo zimą naprawdę jest tam co robić. Zarówno pod kątem klasycznego zwiedzania, jak i górskich wędrówek czy szaleństwa na nartach. Pobyt na Ziemi Kłodzkiej można oczywiście połączyć z wypadem do Czech, gdzie również czeka masa atrakcji. Dlatego Ziemia Kłodzka zimą poleca się każdemu, kto chce intensywnie spędzić czas!
Jeśli uważacie nasz artykuł za pomocny i chcielibyście wesprzeć naszą blogową działalność, to będzie nam miło, gdy postawicie nam wirtualną kawę. Mała rzecz, a cieszy! Dziękujemy!
Post Ziemia Kłodzka zimą (Śnieżnik, Czarna Góra) i czeski bonus pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.