Pojechałam rano z Mieszkiem do piekarni. Pytam się go:
- KTÓRE?- [buły w sensie]- Dwie pampuchy i pączek pistacjowy?
- Czekaj. Sprawdzę obiad w szkole. Dziś gitez będzie.
- To ile tych pampuch? – to takie puchate bułki z ciasta pizzowego z serem i sosem pomidorowym.
- Weź trzy. I pączka.
Ja tu myślałam, iż skoro obiad gitez to może JEDEN pampuch wystarczy 🙂 Pytam się go potem, bo pierwsza lekcja, na którą się właśnie spóźnialiśmy, to był niemiecki:
- Wie heißt du?
- So lala
- Du bist amazing 🙂
I tak sobie pogadaliśmy, nieprawidłowo oczywiście, bo przecież ja pytałam Mieszka o imię, a on mi odpowiedział jak się czuje, ale sprawdzian później napisał DOBRZE! Urwanie głowy mamy z tą jego nieoczekiwaną wycieczką. Wyjazd jest w góry i potrzebne były buty trekkingowe, których NIE mieliśmy. Byliśmy więc wczoraj w sklepie, gdzie spotkaliśmy jego panią, która powiedziała jak bardzo się cieszy, iż młodzian jedzie. Jest naprawdę cudowna, więc chwilę pogadaliśmy o dowiedziałam się, iż jeszcze muszę dać leki na wszelki wypadek. My, oczywiście, w domu leków NIE mamy, czyli dziś byłam też w aptece po paracetamol i ibufen (jakie drogie te leki!!!). Byłam też u niego w szkole popodpisywać dokumenty wyjazdowe i przy okazji odebrałam opinię do poradni. Wizytę mamy w połowie listopada!