Zięć oświadczył, iż nie zobaczę córki, jeżeli nie sprzedam domu matki.
Przeżyłam pół życia w samotności. Nie, byłam mężatką, ale mąż opuścił nas rok po ślubie, gdy właśnie urodziłam córkę. Na pożegnanie Piotr zostawił nam z dzieckiem trzypokojowe mieszkanie. Przynajmniej w tym postąpił uczciwie. Nie zamierzałam wychodzić za mąż po raz drugi. Nie byłam jednak całkiem sama. Dorastała mi Weronika. Trzeba było ją postawić na nogi. Kłopotów i tak miałam po uszy.
Rozumiałam, iż dawałam z siebie wszystko, ale Weronice brakowało ojcowskiego ramienia. Tego już nie mogłam jej dać. Z czasem córka zaczęła zbyt mocno przywiązywać się do każdego chłopaka, z którym się przyjaźniła czy wiązała. Nie wszystkim podobała się ta natarczywość. Często musiałam ją pocieszać i leczyć złamane serce. Ale Bóg jest dobry w końcu Weronika spotkała swojego męża.
Dawid był zaradny i dobry. Byłam tylko za tym, by wzięli ślub. Szanował mnie i moją córkę. Czego więcej chcieć? Uważałam go za idealnego zięcia. ale nie ma nic za darmo. Minęło pół roku od ślubu, a Dawid zmienił się nie do poznania.
Tymczasem opiekowałam się własną matką. Wciąż żyła. Urodziła mnie młodo, tak jak ja Weronikę, więc doczekała wnuczki. Ale właśnie wtedy mama zaczęła chorować. Słabość tak ją pokonała, iż musiałam zabrać staruszkę do siebie. Nie miałam wyboru mieszkała ze mną. Jednak zięciowi ten pomysł wcale się nie spodobał.
Nie wiem, co wywołało w nim taką wściekłość. Przecież nie zmuszałam go do opieki nad staruszką. Wszystkie obowiązki spadały tylko na mnie. Mama nie była wymagająca, miała jasny umysł. Nie rozumiem, co mu przeszkadzało.
Z czasem sytuacja tylko się pogarszała. Po stronie Dawida stanęła też moja córka. Teraz oboje mnie unikali. Kiedyś jedliśmy przy jednym stole, teraz chowali się w swoim pokoju. Próbowałam rozmawiać z Weroniką bez skutku. Milczała, szukała wymówek.
Nie cieszyli mnie też wnukami. Mówili, iż nie śpieszy im się, chcą żyć dla siebie. Na początku nalegałam, potem odpuściłam. To ich sprawa, niech sami decydują. Ale Dawid zaczął mnie irytować, jak to się teraz mówi. W moim domu zachowywał się jak prawdziwy gospodarz, choć sam choćby palcem nie kiwnął, by zrobić remont czy coś dokupić. Za to często znikał z kumplami w klubach. Nie rozumiałam, gdzie podział się ten wspaniały zięć, którego poznałam na początku.
Pewnie dopiero teraz pokazał prawdziwą twarz.
Z każdym tygodniem zachowanie zięcia stawało się nie do zniesienia. A potem nadszedł Nowy Rok Dawid odmówił świętowania z nami w rodzinnym gronie. Zabrali z Weroniką do swojego pokoju i bawili się osobno. O północy córka wyszła nas pozdrowić, ale on choćby nosa nie wychylił.
Następnego dnia rzucił mi w twarz: My z Weroniką sprzedajemy dom twojej matki i kupujemy sobie osobne mieszkanie. Nie wiedziałam, jak zareagować. Czy to mało, iż od pół roku żyją u mnie? Na mój koszt? To za mało?
Nie zgadzam się. Zaróbcie sami na swoje mieszkanie. To dom mojej matki. Nic nie sprzedamy. To jej własność i sama zdecyduje warknęłam.
Dawida to rozwścieczyło. Tego samego dnia spakował rzeczy, zabrał Weronikę i wyjechał do swoich rodziców.
Było mi smutno, iż córka choćby nie zaprotestowała, ale to jej życie. Skoro uważa, iż tak będzie lepiej, niech żyje z Dawidem.
Czy postąpiłam słusznie?
Co wy byście zrobili na moim miejscu?













