Zięba skąpego męża

newsempire24.com 2 dni temu

Na krańcu świata, gdzie poza lśniącymi Wyspami i lawinami śnieżnymi zimą, a owadami latem, zapuszczone Karkonosze gonią nad ranem, przycupnęła mała osiedlowa kolonia. Domki tuż obok siebie, jakby to był stado leniwych jeżaków – kałuża kolorów, ale z hukiem w kieszeni. Lata 70. Polityka za Pan Boga goni ku celowi permanentnemu, a tutaj czas śpi w zimnej piwnicy, jak zapomniana butelka wina. Wszyscy kręcą się wokół fabryki wstążek i haftów – nikt nie wyjedzie z tej dziury, ale wcale nie język tu Mieszkała rodzina Kowalskich.

Na pierwszym piętrze szarego bloku, w pokoju do uśmiechu brzegi, nikt nie miał czasu się roześmiać. Józef Kowalski, szef, to był pies – wysoki, chudy jak sierpienie, z brwiami grubej wężyki, który od razu przypominał ciocię z niezbiernych dawno. Fabryka wstążek mu go doceniał: siła, wyczucie, biegłość. Ale na domu… Wystarczy spojrzeć na twarz jego ujawniającą, iż szczęście to pół litra mleka. Pewnego razu, po szklance “rubla”, Tadeusz z sąsiedniego bloku pytał: “Józef, po co tak kurczowi żywisz?” I od tego samego dnia, Józef go nie salutował miesiąc – w tajemnicy troszczył się o uśmiech.

Zofia, jego żona, to była roślina – wcześniej piękna, teraz szara jak dżingisaj. Skrywała się wśród obciągów, szepcąc do słońca. Dysponowała konterem biurkiem, a dla męża paryżanki, więc być dzikusem nikt nie przeszkadzał. A nasz Tomek, ich syn, w 13 latach kojarzył, iż w domu czegoś brakuje: może uśmiechu? Może sylwester? Józef? To super!

Rano, o północy, w domu zapalało się światło w korytarzu – drzwi stertowniczki, strumień złotych monet? Niek, to był rachunek: dwie łyżki grochu na Zosię, trzy na Józefa, jedna na Tomeka. Karzełek? Trzynaście sztuk. Dwie dla żony, trzy dla szefa, jedna… Ale Tomek nie daje się – bo skoro nie ma karzełków, to krzyczy?
Zosię przeklinała, a Tomek? Cicho się gap. Znał regułę: jedno słowo za dużo – i przyjdzie do nas kobiety z łopatą.

W szkole Tomek unikał ekscesów: nie kino, nie pierwszy klasa, nie impreza z bajerkiem. Kiedy ktoś pytał, dlaczego? Ojciec podpowiedział lekką: “Znajomi to koszt! Ale jak wyrosz, zrozumiesz!” Tomek zrozumiał: zacząkl szyć koszulki sam, grać w warcabi, czytać Raszyn padać, bo paradise to bliźniaki od lektury.

Raz przyniósł do domu kociaka. Józef? Rzuca się jak hańba. “Ty wiotki chłopcze! Jak go nakarmisz? Ze swojej porcji!” Tomek pohamował się: “Będę jaść mniej”. Józef? “Wysyp go na zewnątrz!” Zofia? Spojrzała, ale nie zrobiła nic. Tomek usprzątał kota w windzie, a Zofia poczuła, jak coś przestaje przyciągać go do środka.

Wieczorem, kiedy klasztor się uciszał, Zofia zaczynała: “Józef, może czas zredukować te wycieczki kulinarne?” Józef zaciska się jak szklanka: “Do czego to prowadzi?” Zofia? “Tomek potrzebuje nowego mundurka”. Józef? “Przebije.” Zofia? “Ale uczniowie się śmieją!” Józef? “Kto cię kazał śmiać?” I z łapą od razu. Zofia przechodziła do sypialni, a Tomek wśród szeptu i skrzydełek myśli: “Wszystko wcale nie warto”.

Tomek wyjechał do Wrocławia, skończył technikum, mieszkał w internatu, jak ojciec mu powiedział: “Zachowuj się jak mądry, a ja cię nauczę, iż życie to kasha”. W pokoju zawiązał znajomość z Lokiem, który kpi: “Co ty tu robisz? Kino to koszt?” Tomek? “Zachowuję na czarny dzień.” Lokek? “Daj człowiek, to byś coś widział!” Ale Tomek? Nie chce się rozbudzić.

W końcu sprawili się porządki: zmówił się z Olgą, dziewczyną z Nowego Miasta, która sypnęła: “Przestań być przewidywalny!” I przyprowadziła go na kawę. Tomek awansował do czeka, bo “to koszt, a nie potrzeba”, ale Olgie? “Wracaj kojarz!” I pozytywnie – pierwszy raz.

W ślubie z Olgą robił wszystko poślubione mało: krzyżak, wikt podsufitny, no i… rozumiem. Początek? Dobrze. Ale po miesiącach, Olgie zaczyna być wkurzona: “On mnie traktuje jak koszyk do gotowania!” „Nie tracimy pieniędzy! Trzeba zużywać poprzez używania”. Olgie? “Trzeba coś zrobić!” I robi.

Rano, przy kawie, Olgie? “Jedziemy na wyjazd?” Tomek? “Za ile?” Olgie? “To nie koszt.” Tomek? “To koszt!” I pięści zaklinające. Mimo, iż Olgie była zdesperowana, Tomek nie zmienił się. Olgie? “Za dużo czasu masz to po Józefie!”

W końcu Olgie zebrała się, spakowała, Tomek? Stali jak pies i Murzyn. “Zmienię się!” „Nie, Tomek. Wcale nie. Jesteś od razu przemyślanym.” I drzwi zamknęły się, jak wśród szeptu i skrzydełek myśli.

Tomek został w mieszkaniu, który przemienił się w pomieszczenie skleeeeeen… bo wszystko trzeba po dolarach. A rzeczywistość? Życiowe koszty? Życienniczość? “No cóż – kuka je zalega. Niech przynajmniej kawa pójdzie, bo to koszt.”

Idź do oryginalnego materiału