Dzisiaj zapisuję tę historię w moim pamiętniku. Nie mogę przestać o niej myśleć.
Zosia zasnęła dopiero nad ranem. Gdy otworzyła oczy, pokój zalewało światło słońca, a przy łóżku stał Wojtek i się uśmiechał.
— Całą noc na ciebie czekałam. Gdzie byłeś?
— Moja mała, widzisz, nic mi się nie stało. Ubieraj się, pójdziemy gdzieś na śniadanie — powiedział Wojtek.
Na zewnątrz było ciepło jak w środku lata.
— Loda chcesz? — Nie czekając na odpowiedź, Wojtek podszedł do kiosku i kupił ulubione lody Zosi — waniliowe w wafelku.
— Masz dobry humor. Wygrałeś w karty? — zapytała Zosia, zlizując czubek lodów.
— Nie zgadłaś. Mam pewien pomysł. I do jego realizacji potrzebuję twojej pomocy.
— Ale nigdy mnie nie brałeś ze sobą. Co mam robić?
— Nic. Po prostu musisz być przy mnie. Ale jeżeli nie chcesz, sam sobie poradzę.
— Nie, idę z tobą — gwałtownie zgodziła się Zosia.
— Wiedziałem, iż się zgodzisz. Możesz wybrać białą sukienkę — powiedział Wojtek z pobłażliwym uśmiechem, pod wpływem dobrego nastroju.
— Naprawdę? Robisz mi oświadczyny? — ucieszyła się dziewczyna, zapominając choćby o lodach w dłoni.
Żadnej kobiecie Wojtek nie pozwalał choćby zająknąć się o małżeństwie. Ale Zosia była inna. Stała się jego talizmanem, przynosiła szczęście. Rok temu wyrwał ją z rąk trzech chuliganów.
Zosia mieszkała z matką w małym miasteczku. Po odejściu ojca matka zaczęła pić. Stało się jeszcze gorzej, gdy przyprowadziła do domu mężczyznę i oznajmiła, iż będzie z nimi mieszkał. Współlokator patrzył na Zosię z wyraźnym zainteresowaniem, a pewnego dnia próbował zmusić ją do położenia się do łóżka. Dziewczyna uciekła, wsiadła do pociągu i znalazła się w dużym mieście.
Bez pieniędzy, bez rodziny. Co robić? Gdzie iść? Jej zagubiony wygląd zwrócił uwagę grupy chłopaków, którzy kręcili się po dworcu w poszukiwaniu łatwego zarobku. Wszystko mogło skończyć się dla Zosii bardzo źle, ale na jej krzyk przybiegł Wojtek i odepchnął napastników. Od tamtej pory byli razem.
Zosia zakochała się w Wojtku. Wysoki, wysportowany, dobrze ubrany, przystojny i uśmiechnięty — samym wyglądem wzbudzał zaufanie. Z nim czuła się bezpiecznie, choć Wojtek nie ukrywał, iż para się nie całkiem uczciwymi interesami. Ale nigdy nie wciągał jej w swoje sprawy.
Usiedli na ławce nad Wisłą. Lód topniał gwałtownie w słońcu, wafelek rozmókł, słodka woda spływała po dłoni i kapnęła na sukienkę.
— Cholera! — Zosia zerwała się z ławki, odsuwając rękę z lodami, by się nie ubrudzić jeszcze bardziej.
— Po prostu je wyrzuć — leniwie mrużąc oczy w słońcu, jak najedzony kot, powiedział Wojtek.
Zosia rzuciła zmięty wafelek do kosza, zlizała lody z ręki. „Jaka ona jeszcze dziecinna” — pomyślał Wojtek z czułością.
— Sprawa jest obiecująca, ale trzeba ją dobrze zaplanować. Nie możemy się pomylić. Facet z narzeczoną wzbudzi większe zaufanie niż sam.
— Z narzeczoną? — powtórzyła Zosia, siadając z powrotem na ławce.
— No przecież jesteś moją narzeczoną. — Wojtek objął Zosię za ramiona, a ona przytuliła się do niego.
— Wczoraj przypadkiem dowiedziałem się o pewnej staruszce. Nikogo nie ma. Mąż dawno nie żyje, a jedyny syn zginął kilka lat temu w misji wojskowej. Ciągle o tym zapomina i czeka na niego wieczorami. Na palcu nosi pierścień, nigdy go nie zdejmuje. Myślę, iż takich skarbów ma więcej. Mąż nie był byle kim.
— Chcesz jej ukraść biżuterię? — domyśliła się Zosia.
— Nie, nie chcę hałasu. Ona sama nam je odda. Przedstawimy się jako wnuk z narzeczoną. Łapiesz? Twoim zadaniem jest sprawić, by chciała ci podarować swoje „błyskotki” na ślub.
Wojtek miał swoje zasady. Zosia zaczęła żałować staruszki. Jedna rzecz to oszukiwać bogatych urzędników i ich żony, a inna — samotną, ufną kobietę. Zosia zamyśliła się.
— Kup skromną sukienkę, która na pewno się jej spodoba — nie zauważając jej zamyślenia, powiedział Wojtek.
— A jeżeli się zorientuje? Nie rozpozna w tobie wnuka? Chyba nie jesteś podobny do jej syna.
— Jej pamięć już nie ta, a i syna nie widziała od lat.
Dwa dni później Wojtek z Zosią stali przed żelaznymi drzwiami na trzecim piętrze starej kamienicy. Wojtek rzucił Zosi ostatnie, krytyczne spojrzenie i był zadowolony z jej skromnego wyglądu. On sam, jak zwykle, był wyprostowany, elegancko ubrany i czarujący.
— Mniej mów, dobrze?
Zosia skinęła głową.
Wojtek nacisnął dzwonek. Za drzwiami rozległy się szurające kroki, zaskrzypiał zamek. Zosia spodziewała się zobaczyć staruszkę, ale przed nią stała niska, starsza kobieta w staromodnej sukni z białym, koronkowym kołnierzykiem. Puszyste, siwe włosy były spięte z tyłu klamrą z czarną kokardą.
— Kogo szukacie? — zapytała, mrużąc oczy.
— Panią, jeżeli to pani Anna Nowak. Może to zabrzmi dziwnie, ale jestem pani wnukiem — powiedział Wojtek poważnie.
— Nie rozumiem… — Kobieta zamrugała zdezorientowana. — Mój syn nigdy nie miał żony. Chyba się pan pomylił.
— Możemy wejść? — Wojtek uśmiechnął się jednym ze swoich czarujących uśmiechów. Jego uśmiech działał na ludzi bezbłędnie — słuchali go.
— Tak, oczywiście. — Anna ustąpiła, wpuszczając ich do środka.
— No, witam. Właśnie tak panią sobie wyobrażałem. Mogę? — Wojtek wszedł do pokoju, zatrzymał się przed powiększonym zdjęciem młodego mężczyzny w mundurze na ścianie.
— Mama ma inne zdjęcie, gdzie pozostało w mundurze kadeta. — Wojtek odwrócił się do Anny.
— przez cały czas nie do końca rozumiem… — powiedziała słabym głosem.
— Jestem z Poznania. Pani syn tam studiował, prawda? Mama poznała go na kilka miesięcy przed końcem szkoły. Kiedy wyjechałZosia spojrzała na Annę, a potem na Wojtka, i nagle zrozumiała, iż prawdziwe skarby to nie błyskotki, ale ludzie, którzy potrafią kochać bezinteresownie.