Zgubił miłość, ale znalazł rodzinę.

newskey24.com 1 tydzień temu

Stracił miłość, ale odnalazł rodzinę

Kamil od miesięcy nosił w sobie w myślach – chciał odejść. Bez krzyków, bez tłuczonych talerzy, bez łez. Po prostu zniknąć, jakby wyszedł po bułki i już nie wrócił.

Z Jadwigą byli razem osiem lat. Bez dzieci, bez głośnych awantur, bez szaleńczych namiętności. Ich życie było gładkie jak asfalt na głównej ulicy ich miasteczka. Każdy ranek powtarzał wczorajszy: kawa, tosty, jej staranne pismo w kalendarzu. Kamil pewnego dnia zdał sobie sprawę, iż nie pamięta, czym różniła się ostatnia piątek od tego.

Jadwiga była idealną żoną. Zbyt idealną, aż zaczęło go to dusić. Dom lśnił czystością, obiad zawsze był ciepły, wszystko działo się bez jego prośby. Pewnego dnia pomyślał o herbacie, a w tej samej chwili Jadwiga weszła z parującą filiżanką.

— Skąd wiedziałaś? — zapytał, ukrywając irytację.
— Po prostu cię znam — odpowiedziała cicho. — Bo cię kocham.

Kamil skinął głową, ale coś ścisnęło go w środku. Nie przytulił jej, nie pocałował – tylko mruknął „dzięki”, jak obcemu. Uczucia wyparowały niezauważalnie, zostawiając pustkę. Nie było złości, tylko obojętność, która przerażała więcej niż kłótnie. Jadwiga zdawała się wszystko rozumieć. Rzadziej wchodziła do jego pokoju, mniej go dotykała, częściej kładła się spać sama.

Pewnego dnia zauważył, iż przestała na niego czekać przy drzwiach. Po prostu szła do sypialni bez słowa, jakby już go puściła.

Kinga wdarła się w jego życie jak wiosenny wiatr. Młoda stażystka w ich firmie budowlanej była całkowitym przeciwieństwem Jadwigi: żywiołowa, zuchwała, z iskrami w oczach i śmiechem, od którego chciało się żyć. Jej ruchy, głos, choćby to, jak sięgała po długopis, przyciągały wzrok.

Kamil zauważył ją od razu, ale trzymał dystans. Była zbyt młoda, zbyt jaskrawa. Ale Kinga, jakby czując jego zainteresowanie, nie ustępowała. To kręciła się przy jego gabinecie, to poprawiała włosy, to zaczynała niewinne rozmowy, za którymi kryła się iskra.

Zaczął o niej myśleć non-stop. Jej głos dźwięczał mu w głowie, jej sylwetka migała w oknach biura. Po raz pierwszy od lat czuł, iż żyje. Wina gryzła go, ale machał ręką: „Nic się nie dzieje”.

Aż się stało.

Późny wieczór, pusty biurowiec, winda. Zostali sami. Cisza. Kinga nagle podeszła bliżej i pocałowała go – lekko, bez słów.
— Chciałam spróbować — szepnęła, wychodząc z uśmiechem.

Kamil stał jak wryty, serce waliło mu jak u nastolatka. Krew gorzała.

Ona już nie robiła kroków w jego stronę, ale jej spojrzenia, gesty, przypadkowe dotknięcia działały jak magnes. Grała subtelnie, nie narzucając się. A on zagłębiał się w tę grę coraz bardziej, przestając słyszeć głos Jadwigi przy kolacji.

Kinga wypełniła jego myśli. I nie zauważył, kiedy fantazje zmieniły się w zdradę.

Znaleźli się w motelu na skraju miasta. Deszcz dudnił w szyby, w powietrzu unosił się zapach jej perfum. Wszystko stało się szybko, jak w gorączce. Kamil czuł się wolny, jakby zrzucił kajdany. Nie był mężem, który zdradza żonę – był człowiekiem, który odzyskał życie.

Wychodząc, Kinga poprawiła włosy i mrugnęła:
— Jesteśmy dorośli. Bez zobowiązań.

Skinął głową, ale w piersi już rodził się niepokój.

W domu czekała na niego kolacja pod przykryciem. Jadwiga spała na kanapie, otulona kocem. Usiadł obok, patrzył na nią. Otworzyła ocze. Milczeli, ale jej wzrok mówił wszystko.

Chciał się tłumaczyć – „przepraszam”, „to nie przez ciebie”, „zgubiłem się” – ale słowa utknęły. Jadwiga nie pytała. Tylko odwróciła się do ściany.

Zdradził nie żonę – zdradził tę, która wciąż na niego czekała.

Ale następnego dnia znów pojechał do Kingi.

Kamil wyjechał w delegację, odwlekając nieuniknioną rozmowę z Jadwigą. Kinga przyjechała za nim, jakby to było oczywiste. Spędzali wieczory w jego domu, zacierając granice przeszłości.

Czwartego dnia wracał sam. Padał deszcz. Przechodząc przez ulicę, zauważył kobietę z wózkiem, która weszła na jezdnię. Zza zakrętu wyskoczył samochód. Kamil zdążył odepchnąć ich na bok. Uderzenie przyjęło na siebie.

Śpiączka trwała tydzień. Diagnoza brzmiała jak wyrok: uraz kręgosłupa, ryzyko paraliżu. Gdy się ocknął, zobaczył Jadwigę. Siedziała przy łóżku, trzymając jego dłoń. Bez łez, bez słów – po prostu była.

Kinga przyszła piątego dnia. Stała w drzwiach, nie podchodząc.
— Jestem za młoda na to — powiedziała chłodno. — To nie moja droga.

Wyszła, nie oglądając się, jakby zamknęła książkę.

Kamil zrozumiał: ona nigdy go nie znała. I nie chciała.

Jadwiga została. Rozmawiała z lekarzami, sprzątała, czasem drzemała na krześle przy jego łóżku. Jej dłoń w jego dłoni była jedyną rzeczą, która trzymała go przy życiu.

Po wyjściu ze szpitala życie się zawaliło. Pracę stracił – „delikatnie” go zwolnili. Kingę spotkał w biurze z nowym dyrektorem. Minęła go bez spojrzenia.

Leczenie, leki, rehabilitacja – wszystko spadło na barki Jadwigi, nauczycielki. Pewnego dnia Kamil zauważył, iż nie nosi już swojego pierścionka z szafirem.
— To tylko rzecz — szepnęła. — Ty jesteś ważniejszy.

Wiosną zabrał ją do małej restauracji nad rzeką. Skromnej, z żywą skrzypaczką i ciepłym światłem. Jadwiga się uśmiechała, jej oczy błyszczały ciepłem, które kiedyś ignorował.
— Co mogę dla ciebie zrobić? — zapytał, gdy kawa wystygła.
— Oddałabym za ciebie życie — odpowiedziała. — Ale nie potrzebuję niczego. Po prostu żyj.

Wziął jej dłoń, pierwszy raz od lat czując jej ciepło.

Po tygodniu zadzwonił Marek Nowak – biznesmen, którego żonę i córkę Kamil uratował na przejściu.
— Jestem twoim dłużnikiem — powWziął głęboki oddech i powoli wyszeptał: „To ja powinienem dziękować”.

Idź do oryginalnego materiału