— Nie masz nic przeciwko, żebym założyła twoją suknię ślubną? I tak już ci się nie przyda — zaśmiała się drwiąco przyjaciółka.
— To idealne. Najlepsze spośród wszystkich, które przymierzałaś — oceniła Kasia, wpatrując się w nią badawczo.
— Przyjaciółka ma rację. Pasuje do pani znakomicie. Wystarczy skrócić dół i lekko zwęzić w talii — powiedziała sprzedawczyni w salonie ślubnym. — Przynieść welon?
— Chciałam bez welonu — zmieszała się Ania.
— Proszę przynieść, tylko nie za długi — zdecydowała Kasia, patrząc, jak przyjaciółka obraca się przed lustrem.
Szeroka spódnica falowała wokół jej nóg jak dzwon. Ania już widziała zachwycone oczy Wojtka, gdy zobaczy ją w tej sukni.
Sprzedawczyni z namaszczeniem przyniosła welon z gazy. Jednym wprawnym ruchem przypięła go do włosów panny młodej.
— Gotowa na USC. — Uśmiechnęła się do odbicia Ani w lustrze. — No i? Bierzemy?
— Co myślisz? — Ania odwróciła się do Kasi.
— To twój ślub, ty decydujesz — odparła przyjaciółka, nie kryjąc iskry zazdrości w oczach.
— Tak, bierzemy. — Ania uniosła spódnicę, chcąc zejść z podium, ale sprzedawczyni ją zatrzymała.
— Zaraz zawołam krawcową.
Ania udawała zniecierpliwienie, ale w głębi cieszyła się, iż jeszcze przez chwilę będzie w tej sukni.
Wracały do domu przez park.
Były przyjaciółkami od podstawówki. Kasia była kanciasta, wysoka, o ostrych rysach twarzy i prostym, długim nosie. Zawsze zazdrościła Ani urody — małego, lekko zadartego nosa, dołeczków w pulchnych policzkach. Ale najbardziej zazdrościła Ani normalnych rodziców. Nie pili, nie kłócili się codziennie. Ojciec Kasi zmarł dwa lata temu od denaturatu. Myślała, iż wreszcie odetchnie z matką, ale ta stała się nerwowa, jakby rozdrażniona.
Ania skończyła prestiżowy wydział uniwersytetu, pracowała jako tłumaczka w dużej firmie. Kasia po zaocznych studiach biologicznych zatrudniła się w laboratorium ekologicznym. Nienawidziła swojej pracy, a to był kolejny powód do zazdrości.
A teraz ta myszka wychodzi za mąż. Wojtek był jej obojętny, ale sam fakt doprowadzał ją do szału. Spotykała się z chłopakami, ale nigdy nie doszło do ślubu. Marzyła o białej sukni, a jeszcze bardziej — by uciec od matki. Dlaczego Ani się udaje, a jej nie?
— W ogóle mnie nie słuchasz! — Ania szarpnęła przyjaciółkę za ramię.
— Co? Co powiedziałaś? — Kasia rzeczywiście była zamyślona.
— Mówiłam, iż na ślubie rzucę ci bukiet i niedługo też wyjdziesz za mąż. Tam stoi kobieta z biżuterią. Zauważyłam ją wczoraj, ale się spieszyłam. Chodź, zobaczmy. — Ania pociągnęła Kasię w stronę ławki.
— Po co ci ta tandeta? — Kasia opierała się.
Spojrzała sceptycznie na starszą kobietę, obok której na ławce leżała taca z tanimi błyskotkami. Lśniły w słońcu, ale mijali je obojętnie.
— Spójrz, jak śliczny pierścionek. — Ania kręciła w palcach mały pierścionek z białym kamieniem. — Można przymierzyć?
— Nie wezmę za przymiarkę. Ale nie sprzedam go tobie — nagle oznajmiła kobieta.
— Dlaczego? — Ania nie wypuszczała pierścionka.
— Niedługo założysz obrączkę. A nosić różne metale to zły gust. — Kobieta przyjrzała się tacie. — Spójrz na to. — Podsunęła Ani metalowy wisiorek — okrągły krążek na cienkim łańcuszku. Lśnił jak lustro.
— Anka, po co ci to? — skrzywiła się Kasia.
— Ile kosztuje? — Ania zignorowała uwagę przyjaciółki.
— Daj tyle, ile chcesz. Weź go — przyniesie ci szczęście.
— Ona i tak jest szczęśliwa — wtrąciła się Kasia.
— A ty zazdrościsz — odparła kobieta, patrząc na nią twardo.
Ania wyjęła z portfela dwadzieścia złotych.
— Tylko tyle mam — powiedziała zawstydzona.
— Wystarczy. Noś w zdrowiu. — Kobieta się uśmiechnęła.
Odchodząc, Ania od razu założyła wisiorek.
— I jak? — spytała Kasię.
— Oryginalne — odparła sucho, choć i jej się podobał.
Minął tydzień. W przerwie obiadowej Ania wpadła po suknię. Przymierzyła, upewniła się, iż leży idealnie. Sprzedawczyni zapakowała ją wraz z welonem do ogromnego pudełka.
— Takie duże! Nie zaniosę tego do pracy. — Ania była zakłopotana.
— Weź taksówkę albo zostaw u nas do wieczora.
Zostawiła pudełko i pobiegła do pracy. Dzwoniła do Wojtka, ale nie odbierał. Zawsze miał włączony telefon — dzwonili klienci.
Nie mogąc się doczekać, wymknęła się wcześniej i pojechała do niego. Drzwi otworzyła nie on, a Kasia. Ania zamarła, widząc przyjaciółkę w jego koszuli. Na jej szyi lśnił metalowy wisiorek.
— Co ty tu robisz? — spytała Ania. — Gdzie Wojtek?
— Zmęczył się, śpi — uśmiechnęła się Kasia.
Ania odepchnęła ją i wpadła do środka. Wojtek leżał na kanapie. Był nagi do pasa, przykryty kocem.
— Wojtek! — krzyknęła głośno.
Dreszcz przebiegł mu po rzęsach, ale nie obudził się.
— Przekonałaś się? — spytała Kasia.
Ania odwróciła się gwałtownie.
— Jak mogłaś?! Po co?! — Odsunęła ją i wybiegła.
Gdy matka wróciła, Ania skuliła się w kącie kanapy, płacząc.
— Nie spiesz się, córeczko. Musimy to wyjaśnić — próbowała ją uspokoić.
— W czym? Widziałam na własne oczy…
— Nigdy nie lubiłam tej twojej przyjaciółki. Spodziewałam się czegoś takiego. Ale porozmawiaj z Wojtkiem.
— Nigdy! Nie chcę go widzieć! — wybuchnęła płaczem.
Ale spotkali się. Wojtek czekał na nią przed pracą.
— Anka, posłuchaj mnie. Nie kocham Kasi. Nie wiem, jak to się stało… Przyszła, poprosiła o pomoc w internecie. Ostatnie, co pamiętam, to jak piliśmy herbatę.
— I nic więcej?Ich, nie mogłam mu uwierzyć, ale gdy zobaczyłam łzy w jego oczach i ból, który w nich płonął, zrozumiałam, iż czasem życie pisze najtrudniejsze scenariusze, ale miłość — jeżeli jest prawdziwa — zawsze znajdzie drogę powrotu.