Już dwa lata minęły, odkąd Wanda Stanisławówna nie rozmawia ze swoją córką, Bogusławą. Rok temu, bez żadnego ostrzeżenia, Bogusia przestała odświeżać telefon. Wymieniła zamki w swoim mieszkaniu w małym miasteczku nad Wisłą i jasno dała do zrozumienia, iż nie życzy sobie widywać matki. Wanda Stanisławówna do dziś nie może pogodzić się z tym zerwaniem, a jej serce ściska się z bólu przy każdym wspomnieniu córki.
„Już dwa lata mijają, jak nie zamieniamy słowa” – wzdycha Wanda, a jej głos drży od tłumionych emocji. „Bogusia żyje własnym życiem: wrzuca zdjęcia do mediów, spotyka się z przyjaciółmi. Ale dla mnie – ani słowa. To już dorosła kobieta, ma trzyletnią córeczkę i męża, mieszkają we własnym mieszkaniu. Zawsze byłam surowa – wobec siebie, wobec innych i wobec niej też. Uważam, iż rodzic musi stawiać wymagania. Chciałam, by dobrze się uczyła, pomagała w domu, dbała o siebie.”
Wanda Stanisławówna nie zmieniła swoich zasad, choćby gdy córka założyła rodzinę. Regularnie ją odwiedzała, ale każda wizyta zamieniała się w próbę cierpliwości. „Jak można żyć w takim bałaganie?” – oburzała się, przekładając rzeczy w szafach, jakby Bogusia znów miała dziesięć lat. Zwracała uwagę na brudne naczynia, wyrzucała córce brak dbałości o dziecko i nie wahała się krytykować jej męża: „Mirek do niczego się nie nadaje, ciągle bez grosza przy duszy!” Wanda wierzyła, iż tylko ona może powiedzieć córce prawdę, choćby jeżeli ta boli.
Rok temu wszystko się zmieniło. „Zadzwoniłam do Bogusi, jak zwykle” – wspomina Wanda, a jej oczy ciemnieją od urazy. „Wspomniałam, iż córka mojej siostrzenicy już czyta, choć ma ledwie cztery lata. Bogusia nagle wybuchnęła: 'Po co porównujesz dzieci?’ Zdumiałam się – jak można ich nie porównywać, skoro różnica jest oczywista? To była nasza ostatnia rozmowa.” niedługo potem Wanda dowiedziała się, iż córka wymieniła zamki i zabroniła jej przekraczać progu swojego domu. „Myślałam, iż to chwilowy kaprys” – mówi. „Sądziłam, iż Bogusia się opamięta, przyjdzie i przeprosi. Ale nie przyszła.”
Miesiące przychodziły i odchodziły, a milczenie córki stawało się coraz cięższe. Pod koniec lipca Wanda obchodziła urodziny. Czekała na telefon od Bogusi, ale ten milczał. „Własnej matki nie pozdrowić!” – wykrzykuje z goryczą. Następnego dnia nie wytrzymała i zadzwoniła z obcego numeru. „Powiedziałam jej: jeżeli nie chcesz ze mną rozmawiać, zwróć mi moje mieszkanie!” – wspomina, a jej głos drży od gniewu.
Sprawa wiązała się z tym, iż sześć lat wcześniej, przed ślubem Bogusi, Wanda przepisała na nią własne mieszkanie. „Mirek, jej mąż, ledwie wiązał koniec z końcem” – tłumaczy. „Chciałam pomóc młodej rodzinie, miałam taką możliwość. Ale teraz, gdy mnie odrzuciła, niech szuka sobie innego dachu nad głową!” Bogusia odpowiedziała ostro: mieszkanie jest na nią przepisane, wszystkie dokumenty są w porządku, i nikt nie ma prawa jej stąd wyrzucać. „Oświadczyła, iż to jej dom i nie mam prawa żądać niczego w zamian” – oburza się Wanda. „Gdzie tu sprawiedliwość?”
Wanda Stanisławówna jest przekonana, iż postąpiła słusznie. „Skoro taka niezależna, niech to udowodni!” – mówi z wyzwaniem. „Niech znajdzie sobie nowe miejsce, skoro nie szanuje matki.” ale w głębi duszy dręczy ją ból. Wspomina, jak wychowywała Bogusię, jak uczyła ją siły, jak marzyła o bliskości z córką. „Chciałam tylko jej dobra” – szepcze, a oczy wypełniają jej się łzami. „Dlaczego mnie odtrąciła?”
Bogusia z swojej strony milczy. Może zmęczyły ją ciągłe pretensje i kontrola matki. Może chciała po prostu ochronić swoją rodzinę przed ingerencją, którą postrzegała jako ucisk. Ale Wanda Stanisławówna nie chce się z tym pogodzić. Czeka, aż córka zrobi pierwszy krok, ale z każdym dniem nadzieja znika, jak poranna mgła znad Wisły.