Już dwa lata minęły, odkąd Barbara Janowska nie rozmawia ze swoją córką Kingą. Rok temu, bez żadnego powodu, Kinga przestała odbierać telefony. Wymieniła zamki w swoim mieszkaniu w małym miasteczku nad Wisłą i dała jasno do zrozumienia, iż nie chce widzieć matki w swoim domu. Barbara Janowska do dziś nie może pogodzić się z tym zerwaniem, a jej serce ściska się z bólu przy każdym wspomnieniu o córce.
„Już dwa lata się nie widzimy” – wzdycha Barbara, a jej głos drży od powstrzymywanych emocji. „Kinga żyje swoim życiem: wrzuca zdjęcia do mediów społecznościowych, spotyka się ze znajomymi. Ale do mnie choćby nie zadzwoni, nie napisze. Jest dorosłą kobietą, ma trzyletnią córeczkę i męża, mieszkają razem w swoim mieszkaniu. Zawsze byłam wymagająca – wobec siebie, innych, i wobec Kingi też. Uważam, iż rodzic powinien stawiać wysokie oczekiwania. Chciałam, żeby dobrze się uczyła, pomagała w domu, dbała o siebie.”
Barbara Janowska nie zmieniła swoich zasad, choćby gdy córka założyła własną rodzinę. Często ją odwiedzała, ale każda wizyta zamieniała się w próbę cierpliwości. „Jak można żyć w takim bałaganie?” – oburzała się, przestawiając rzeczy w szafach, jakby Kinga znów miała dziesięć lat. Zwracała uwagę na brudne naczynia, krytykowała brak uwagi poświęconej dziecku i nie wahała się oceniać jej męża: „Tomek do niczego się nie nadaje, wiecznie bez grosza przy duszy!” Barbara wierzyła, iż tylko ona może mówić córce prawdę, choćby jeżeli ta boli.
Rok temu wszystko się zmieniło. „Zadzwoniłam do Kingi, jak zwykle” – wspomina Barbara, a jej oczy ciemnieją z powodu urazy. „Powiedziałam, iż córka mojej siostrzenicy już czyta, mimo iż ma tylko cztery lata. Kinga nagle wybuchnęła: 'Po co porównujesz dzieci?’ Byłam zaskoczona – jak można ich nie porównywać, skoro różnica jest oczywista? To była nasza ostatnia rozmowa.” niedługo Barbara dowiedziała się, iż córka wymieniła zamki i zabroniła jej przychodzić. „Myślałam, iż to chwilowy kaprys” – mówi. „Sądziłam, iż Kinga się opamięta, przyjdzie i przeprosi. Ale nie przyszła.”
Miesiące mijały, a milczenie córki stawało się coraz bardziej przygniatające. Pod koniec lipca Barbara obchodziła urodziny. Czekała na telefon od Kingi, ale ten nie zadzwonił. „Własnej matce choćby nie złożyć życzeń!” – mówi z goryczą. Następnego dnia nie wytrzymała i zadzwoniła z obcego numeru. „Powiedziałam jej: jeżeli nie chcesz ze mną rozmawiać, to zwróć mi moje mieszkanie!” – wspomina, a jej głos drży ze złości.
Chodzi o to, iż sześć lat temu, przed ślubem Kingi, Barbara przepisała na nią swoje mieszkanie. „Tomek, jej mąż, zarabiał grosze” – tłumaczy. „Chciałam pomóc młodym, miałam taką możliwość. Ale teraz, skoro mnie odrzuciła, niech szuka sobie innego miejsca!” Kinga odpowiedziała ostro: mieszkanie jest na jej nazwisko, dokumenty są w porządku, i nikt nie ma prawa jej stamtąd wyrzucić. „Oświadczyła, iż to jej dom i nie mam prawa niczego wymagać” – oburza się Barbara. „Gdzie tu sprawiedliwość?”
Barbara Janowska jest przekonana, iż postąpiła słusznie. „Skoro taka niezależna, niech to udowodni!” – mówi wyzwaniem. „Niech znajdzie sobie nowe mieszkanie, skoro nie szanuje matki.” Ale w głębi duszy dręczy ją ból. Wspomina, jak wychowywała Kingę, uczyła ją siły, marzyła o bliskości z córką. „Chciałam tylko jej dobra” – szepcze, a oczy wypełniają się łzami. „Dlaczego mnie odtrąciła?”
Kinga z kolei pozostaje milcząca. Może zmęczyły ją nieustanne pretensje i kontrola matki. Może po prostu chciała ochronić swoją rodzinę przed ingerencją, którą odbierała jako presję. Ale Barbara nie jest gotowa pogodzić się z takim końcem. Czeka, aż córka zrobi pierwszy krok, ale z każdym dniem nadzieja znika jak poranna mgła nad rzeką.