Zemściłam się na mężu za zdradę. Tak skutecznie, że… postanowił wrócić

przytulnosc.pl 2 dni temu

– Rityyy! – głos mojej przyjaciółki Kasi aż drżał z emocji, ale ja już przeczuwałam, co chce mi powiedzieć, i tylko mocniej zacisnęłam dłoń na telefonie.

– Widziałam twojego Andrzeja z jakąś panną! Wyobraź sobie – siedzieli w kawiarni w biały dzień, miziali się przy stoliku! On ją za rączkę, coś tam jej szeptał do ucha, a ona, ta przebiegła małpa, tylko się śmiała i robiła słodkie oczka! Rita! No powiedz coś w końcu!

Westchnęłam. Co miałam powiedzieć? Nie byłam naiwna – przeczuwałam już od dawna, iż Andrzej się puścił z jakąś młodą i atrakcyjną. Przestał się choćby specjalnie kryć, byle tylko wymyślał wymówki o nadgodzinach i nagłych „wezwaniu do pracy”.

Wiedziałam. Tak, mam swoje lata, nie zawsze zdążę się umalować, czasem lakier z paznokci odpryśnie – ale mam dom na błysk, ciepły obiad, zadbane dzieci. I męża. Z tym ostatnim chyba choćby przesadziłam, skoro teraz oglądają się za nim młode panienki…

Ale nie zrobiłam scen. Nie było krzyków, łez i dramatów jak z telenoweli. Nie. Zemsta miała być podana na zimno.

– Kochanie – powiedziałam do mojego niewiernego małżonka – nie masz nic przeciwko, jeżeli na święta pojadę z dziećmi do mamy? Prosiła nas od dawna. Jak chcesz, możesz do nas dołączyć.

– Skarbie, nie dam rady – rozłożył ręce Andrzej. – Praca, sama rozumiesz. Ale jak bardzo chciałbym z wami pojechać… Te spacery po lesie, ryby nad rzeką… Jak mi szkoda, iż nie mogę z wami być.

Uśmiechnęłam się najcieplej, jak umiałam. Ugotowałam wszystko, co najlepsze, jak zawsze. Pojechałam z dziećmi do mamy. A wieczorem – wróciłam do miasta. Ale nie do siebie. Zostałam na ławce, czekając.

Nie pomyliłam się. Koło północy mój „wierny” wprowadził do naszego mieszkania swoją kochankę. Co działo się we mnie – nie powiem nikomu. Ale pół godziny zbierałam się w sobie, żeby wejść i dokończyć to, co zaczęłam.

Otworzyłam drzwi. Świece na podłodze. Płatki róż. Plusk w wannie. Całą „scenografię” zepsuła butelka szampana, która wypadając z dłoni mojego męża, roztrzaskała się na kaflach.

– Rita? Co ty tu robisz? Miałaś być u mamy…

Czarnowłosa nimfa wyskoczyła z łazienki jak przestraszona sarna. Andrzej już miał rzucić klasyczne „To nie tak, jak myślisz!”, ale go uprzedziłam.

Zwróciłam się do jego wybranki z uśmiechem:

– Dzięki Bogu! Nareszcie! Moja droga, nie wyobraża sobie pani, jaka jestem szczęśliwa, iż go pani zabiera. Od lat nie wiem, jak się go pozbyć! Nie bój się, on jest całkiem porządny, po prostu… mam go serdecznie dość. Prawda, kochanie? Mam już dość twoich wyskoków. Niech teraz inne się męczą, ja już się namęczyłam!

Panna zaczęła nerwowo miętolić moje ulubione ręczniki, którymi była owinięta. Andrzej próbował coś wymyślić. Nie dałam mu czasu.

– Aha, zapomniałam dodać: mieszkanie jest moje. Niestety, nie mogę was tu zostawić. W takim stanie pewnie niezręcznie będzie iść przez osiedle, więc radzę się ubrać. I tak, kochanie – tu są twoje rzeczy. Spakowałam już wszystko, co najpotrzebniejsze.

Podałam torby „kochance”, Andrzej wziął resztę i wyszli. Zamknęłam za nimi drzwi.

Sprzątnęłam szkło, wylałam wodę z wanny, zmyłam płatki. Potem się rozpłakałam. Teraz już mogłam. Gdy skończyłam płakać, był ranek. Zadzwoniłam po ślusarza. Wymieniłam zamki. A potem… złożyłam pozew o rozwód. Spalić za sobą mosty – to była jedyna słuszna decyzja.

Czas mijał. Gdzieś w głębi serca czekałam, aż zapuka do drzwi. Ale jedyne, co słyszałam, to dzwonienie w uszach od ciszy.

Dzieci zostały na całe lato u babci. A ja – pierwszy raz od lat – zostałam sama. I mogłam spokojnie dopracować plan zemsty. Ale najpierw chciałam coś sprawdzić…

Tu wkroczył Michał. Przystojny, wysportowany i zawsze spłukany. Katia nas poznała. I od razu wiedziałam – to jest TO.

– Michał – zaczęłam, podając konkretną kwotę – chciałabym, żebyś poderwał kochankę mojego byłego. jeżeli to poważne, nie da się uwieść. Ale jeżeli nie…

Michał roześmiał się:

– Najłatwiejsze pieniądze w życiu! – powiedział i wziął zaliczkę.

Minął tydzień. I w końcu – dzwonek do drzwi. Otwieram. Andrzej.

– Co się stało, kochanie? – zapytałam najbardziej niewinnym tonem, patrząc z satysfakcją na jego zmiętą twarz.

– Wróciłem – westchnął. – Przepraszam za wszystko. Z Lerką nic z tego nie wyszło. A ostatnio… przyłapałem ją z innym. Zacznijmy od nowa. Wpuścisz mnie?

– Och, jaka szkoda… – westchnęłam. – Ale wiesz… nie wpuszczam obcych mężczyzn do mojego mieszkania.

I zanim zdążył zrozumieć, o co chodzi, wręczyłam mu papiery rozwodowe i zamknęłam drzwi przed nosem.

Idź do oryginalnego materiału