Zdradziłem moją żonę… Nie wytrzymałem.

newsempire24.com 1 tydzień temu

Przechodziłem trudny okres w naszym związku, gdy wydarzyło się to, czego się nie spodziewałem. Prawie nie rozmawialiśmy, a mieszkanie zaczęło przypominać hotel, gdzie tylko mijaliśmy się na korytarzu. Żona spędzała całe dni w domu z dziećmi, gotując zupy, piorąc, prasując i kładąc je spać, a ja wracałem zmęczony i zirytowany. Między nami wyrosła niewidzialna ściana z codziennej rutyny, ciszy i żalu. Zaczynałem coraz częściej zostawać dłużej w pracy, aż pewnego dnia do naszego zespołu dołączyła nowa pracownica – piękna, pełna życia, bez dzieci, bez problemów.

Poczułem się, jakby wróciły czasy początków naszej relacji. Była radosna i otwarta, nie miała tego ciężaru, który czułem w domu. Zacząłem ją adorować – kwiaty, wspólne obiady, kawiarnie, wieczorne spacery. Okłamywałem żonę: raz twierdząc, iż koledze popsuł się komputer, innym razem iż przedłużyła się konferencja albo odwiedziłem przyjaciela. Nim się zorientowałem, posunąłem się za daleko. Po miesiącu zaprosiła mnie do siebie. Spędziliśmy noc przepełnioną pasją i czułością, a ja przez chwilę pomyślałem, iż to właśnie jest to, czego mi brakowało.

Kiedy wróciłem do domu, na mojej twarzy prawdopodobnie wszystko było wypisane. Dzieci spały, a w mieszkaniu panowała cisza. Żona spotkała mnie w progu, zmęczona, z zgaszonym wzrokiem. Nic nie powiedziała, tylko spojrzała na mnie w sposób, jakby zrozumiała. Poszła do kuchni. Wziąłem prysznic, czując przytłaczające poczucie winy, i poszedłem za nią. Stała przy kuchence, tyłem do mnie. Na moją propozycję wspólnej kolacji odpowiedziała: „Jestem bardzo zmęczona… Idę spać”.

Później, gdy wszedłem do sypialni, spała już w ubraniach, wtulona w poduszkę jak dziecko. Na pufie obok leżał nasz rodzinny album. Wziąłem go do ręki, sam nie wiedząc czemu. Otworzyłem na pierwszej stronie – jakbym zanurzył się w przeszłość. Na zdjęciach była ona – moja dziewczyna, w której się zakochałem. Młoda, stylowa, uśmiechnięta, pewna siebie. I ja obok, z błyskiem w oczach. Przypomniałem sobie, jak o nią walczyłem, jak marzyłem, by była moja. I jak to ona, kiedyś, wybrała akurat mnie.

Nie mogłem zasnąć do rana. W mojej głowie krążyły twarz żony, oczy kochanki, śmiech dzieci. I nagle mnie olśniło. Zdradziłem nie tylko żonę. Zdradziłem samego siebie – tego, kim kiedyś byłem. Straciłem kogoś, kto był ze mną w złych i dobrych czasach, dla krótkotrwałej iluzji. Zrozumiałem, iż wszystko można jeszcze naprawić. Trzeba tylko chcieć.

Wczesnym rankiem, gdy żona jeszcze spała, zadzwoniłem do mamy i poprosiłem, żeby zabrała dzieci na weekend. Była zdziwiona, ale się zgodziła. Potem przygotowałem śniadanie i przyniosłem je żonie do łóżka. Otworzyła oczy, spojrzała na mnie z zaskoczeniem, potem z lekkim uśmiechem. Zrozumiałem: pozostało szansa. Nie straciłem wszystkiego.

Z tą dziewczyną więcej nie rozmawiałem. Nie odbierałem telefonów, nie pisałem. Tak, postąpiłem podle. Ale nie chcę żyć w kłamstwie. Nie chcę się więcej ukrywać, wymyślać wymówki, chować telefonu. Teraz mój czas należy do rodziny.

Tego dnia wysłałem żonę do salonu piękności, a wieczorem poszliśmy na kolację do naszej ulubionej restauracji, gdzie obchodziliśmy pierwszą rocznicę. A następnego dnia – do teatru. Siedząc obok niej, trzymając ją za rękę, zrozumiałem, iż wróciłem do domu. Prawdziwy dom to nie ściany. To osoba obok. Osoba, którą kiedyś wybrałeś, i która przez cały czas wybiera Ciebie, mimo wszystko.

Idź do oryginalnego materiału