Zdrada za prezenty: rodzinna drama
Moje życie płynęło spokojnie, aż do dnia, gdy wybuchł skandal z synową. Wcześniej moje relacje z Aliną, żoną syna, były poprawne – bez specjalnej zażyłości, ale i bez kłótni. Wymieniałyśmy uprzejmości, a ja starałam się nie wtrącać w ich życie. Ale to, co się wydarzyło, przewróciło wszystko do góry nogami. Teraz choćby nie wiem, jak patrzeć jej w oczy po takiej zdradzie.
Jestem emerytką, ale przez cały czas pracuję. Mieszkam samotnie w przytulnym mieszkaniu na obrzeżach Poznania. Z bliskich w mieście mam tylko syna Jacka, dwie ukochane wnuczki – Zosię i Hanię, oraz oczywiście synową Alinę, choć po tym wszystkim trudno nazwać ją rodziną. Mój świat kręci się wokół nich. Mam przyjaciółki, ale nasze relacje są powierzchowne – spotykamy się na herbatę, wymieniamy kilka słów i tyle. Prawdziwą euforia dają mi wnuczki, dla których jestem w stanie zrobić wszystko.
Jak każda babcia, uwielbiam rozpieszczać Zosię i Hanię. Pieczę dla nich ciasta, kupuję zabawki, śledzę modę dziecięcą, by podarować im ładne sukienki czy kolorowe plecaki. Moja emerytura i zarobki pozwalają mi na to bez wyrzutów sumienia, a widok ich szczęśliwych buź jest bezcenny. Alinę też nie omijam – na święta wręczam jej coś wartościowego, kupuję prezenty dla Jacka, by zachować rodzinny spokój. Wszystko dla harmonii.
Przed urodzinami Aliny zapytałam Jacka, co by jej sprawiło przyjemność. Bez wahania odparł: „Ekspres do kawy nowego modelu. Uwielbia kawę, będzie zachwycona”. Wiedziałam, iż to spory wydatek, ale dla synowej postanowiłam ograniczyć inne zakupy. W sklepie zamęczałam sprzedawcę pytaniami: sprawdzałam funkcje, porównywałam modele, upierałam każdy szczegół. Po trzech godzinach wybrałam idealny ekspres. W domu rozpakowałam go, by zdjąć metki, przyjrzałam się z dumą i byłam zadowolona.
Wtedy wpadła sąsiadka Ewa. Gdy zobaczyła ekspres, zawołała:
„Danuto, to marzenie! Teraz kawa będzie smakować jeszcze lepiej. Ile pani dała, jeżeli można wiedzieć?”
Podałam kwotę, a Ewa aż westchnęła:
„Ojej, ja bym sobie nie pozwoliła…”
Przyznałam się, iż dla siebie nigdy bym tyle nie wydała, ale dla Aliny, na prośbę syna, zrobiłam wyjątek. Ewa pochwaliła: „No, to dopiero teściowa! Mają szczęście”. Wypiłyśmy herbatę, jeszcze raz obejrzałyśmy ekspres i rozstałyśmy się w dobrych nastrojach.
Urodziny Aliny przebiegły wspaniale. Promieniała na widok prezentu, podziękowała mi chyba ze dziesięć razy, choćby pytała, gdzie najlepiej postawić ekspres w kuchni. Rozstaliśmy się w ciepłej atmosferze, jak nigdy. Myślałam, iż wszystko jest w porządku. Nic nie zapowiadało burzy.
Po dwóch tygodniach Ewa znów do mnie zajrzała, ale jej twarz była zmartwiona.
„Danuta, powiedzieć czy nie powiedzieć… No cóż, twoja Alina sprzedaje ten ekspres.”
Odmówiło mi słowo:
„Jak to sprzedaje? Przecież marzyła o nim! Gdzie?”
„Na stronie z ogłoszeniami. Cena niska, sama bym wzięła, gdybym nie wiedziała, iż to twój prezent.”
Otworzyłyśmy laptopa i Ewa pokazała mi ogłoszenie. To był on – mój ekspres, prawie nowy, wystawiony na sprzedaż! Krew uderzyła mi do głowy. Postanowiłam sprawdzić, co jeszcze Alina wystawia. Kliknęłam na „inne oferty sprzedającego”. Lepiej było tego nie robić. Przed oczami przewinęły się rzeczy, które podarowałam wnuczkom, synowi, samej Alinie: lalki, sukienki, choćby sweter, który wybierałam dla Jacka! Wszystko było wystawione jak zbędny grat.
Ewa, widząc moją bladość, przeprosiła i wyszła, a ja, nie mogąc zapanować nad emocjami, wykręciłam numer Aliny.
„Alu, jak tam ekspres? Kawę pijecie? Wpadnę kiedyś na małą czarną.”
Zaczęła się tłumaczyć:
„No… wie pani…”
„Wiem, kochanie, wiem!” – przerwałam. „Czemu tak tanio sprzedajesz? Dałabyś wyższą cenę! I te sukienki wnuczek, i zabawki – wszystko tam. Ja wam z serca daję, a ty na stronę? Mogłaś powiedzieć, iż potrzebujesz gotówki, dałabym w kopercie! A może i cukierki, które kupuję dziewczynkom, też wystawisz?”
Alina zrozumiała, iż tłumaczenie się nie ma sensu, i przeszła do ataku:
„A co w tym złego? To moje rzeczy, robię z nimi, co chcę!”
Pokłóciłyśmy się jak nigdy. Potem zadzwoniłam do Jacka, licząc na wsparcie, ale okazało się, iż wcale nie wiedział o „interesach” żony. Ekspres, nawiasem mówiąc, przez cały czas stał u nich w kuchni – pewnie dla pozorów. Najbardziej zabolało mnie jednak to, iż syn nie stanął po mojej stronie. „Mamo, nie chcę się wtrącać w wasze sprawy” – rzucił, a to zraniło mnie bardziej niż wszystko.
To nie jest zwykła sprzeczka. Postępować tak jak Alina – to po prostu podłość. Moje prezenty, moja miłość do wnuczek, wszystko zamieniło się w towar na stronie. Jak teraz ufać? Jak patrzeć w oczy komuś, kto tak łatwo podeptał moje uczucia?