Zdrada z widokiem z okna

polregion.pl 4 godzin temu

Zdrada z widokiem z okna

Wanda nie mogła znaleźć sobie miejsca — krążyła po mieszkaniu jak osaczony zwierz. Jej niepokoiło zachowanie męża. Ostatnich dni Tadeusz stał się nadzwyczaj troskliwy: pomagał w domu, gotował smaczne obiady, przynosił kwiaty. Wszystkie te oznaki opieki budziły w niej podejrzenia. „Na pewno coś ukrywa” — myślała Wanda, podchodząc do okna. Jej wzrok przypadkiem opadł w dół — i serce ścisnęło się w piersi. Cofnęła się gwałtownie. „Czyżby był do tego zdolny?” — szepnęła, nie wierząc własnym oczom.

W tej samej chwili za jej plecami rozległ się kobiecy głos. To była jego żona — Krysia.

Tadeusz stał przy oknie, obserwując, jak Wanda, ich sąsiadka, wyprowadzała swojego małego pieska. Krysia podeszła, również spojrzała przez szybę i natychmiast zaniemówiła.

— O czym tak rozmyślasz? — spytała z lodowatym chłodem.

— O pracy — westchnął, unikając jej wzroku. — Jeden z pracowników nawarzył piwa, teraz muszę wszystko naprawiać.

Przyjrzała się mężowi uważnie. Coś w jego głosie i wyrazie twarzy zdradzało kłamstwo. Ale tylko skinęła głową i odeszła do kuchni.

Tadeusz czuł, jak narasta w nim irytacja. Krysia ostatnio działała mu na nerwy — stała się drażliwa, drobiazgowa. Zaczął szukać ciepła gdzie indziej. I znalazł — w Wandzie. Była cicha, uśmiechnięta, mieszkała sama piętro wyżej.

Tamtego wieczoru w biurze zgasło światło i zwolniono go wcześniej. Poleżał chwilę w domu, w końcu wyszedł na spacer. Właśnie wtedy Wanda była na podwórku. Nie wytrwał — podszedł, zaczęli rozmawiać. Skończyło się w kawiarni. A potem — w jej mieszkaniu.

Rano obudził się z poczuciem winy. W salonie wisiało ich ślubne zdjęcie — młodzi, zakochani, pełni nadziei. Przypomniał sobie, jak przysięgał jej wierność. „Na zawsze” — to słowo teraz dźwięczało jak kpina.

Przygotował obiad — zapiekankę, ulubione danie Krysi. Gdy wracając z pracy, zmęczona, ale zadowolona, pochwaliła go, choćby pocałowała. A on stał ze sztucznym uśmiechem, powtarzając w myślach ostatnie wydarzenia.

Parę dni później miał wolne. Unikał Wandy, czuł się brudny. Ale ciągnęło go tam jak magnes. Gdy Krysia wyszła do pracy, znów znalazł się w mieszkaniu sąsiadki.

Krysia zaczęła dostrzegać zmiany. Tadeusz był zbyt pomocny, ale i odległy. Czuła — coś ukrywa. Aż pewnego dnia, widząc, jak ukradkiem obserwuje Wandę przez okno, wszystko stało się jasne.

Kłótnia wybuchła w kuchni.

— Śpisz z nią? — wykrzyknęła, wskazując na okno.

Tadeusz zdrętwiał. Potem zaczął bełkotać głupie wymówki, ale było za późno. Wyrzuciła go bez wahania.

— Idź do niej! Wygodnie się ustawiłeś, piętro wyżej. Wyprowadzaj się!

Próbował coś tłumaczyć, ale Krysia już nie słuchała. Wyszedł, pakując rzeczy, i niedługo jego głos rozległ się na klatce schodowej:

— Wandziu… Wpuścisz mnie? Ona mnie wyrzuciła…

Wanda najwidoczniej nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, ale po chwili wahania drzwi się otwarły.

A Krysia miała policzki mokre od łez. Nie z bólu — z rozczarowania. Myślała, iż przynajmniej spróbuje walczyć, a on odszedł od razu. Bez słowa. Bez próby ratowania. Bez wstydu.

I postanowiła: „Lepiej być samą, niż z kimś, kto zdradza tak łatwo”. A jutro… kupi sobie kota. Albo psa. One przynajmniej są wierniejsze niż większość ludzi.

Idź do oryginalnego materiału