Zdrada w imię prezentów: rodzinny dramat

polregion.pl 1 tydzień temu

Zdrada za prezenty: rodzinna drama

Moje życie toczyło się spokojnie, aż wybuchł skandal z synową. Do tej pory moje relacje z Elżbietą, żoną mojego syna, były poprawne – bez szczególnej zażyłości, ale i bez kłótni. Wymienialiśmy uprzejmości, a ja starałam się nie wtrącać w ich sprawy. To, co się wydarzyło, przewróciło wszystko do góry nogami. Teraz choćby nie wiem, jak mogłabym spojrzeć jej w oczy po takiej zdradzie.

Jestem emerytką, ale wciąż pracuję. Mieszkam samotnie w przytulnym mieszkaniu na obrzeżach Krakowa. Z bliskich w mieście mam tylko syna Jacka, dwie ukochane wnuczki – Zosię i Hanię – oraz, oczywiście, synową Elżbietę, choć po tym wszystkim trudno nazwać ją rodziną. Mój świat kręci się wokół nich. Mam przyjaciółki, ale nasze relacje są powierzchowne: herbata, kilka słów i do następnego razu. Prawdziwą euforia dają mi wnuczki, dla których jestem w stanie zrobić wszystko.

Jak każda babcia, uwielbiam rozpieszczać Zosię i Hanię. Pieczę dla nich ciasta, kupuję zabawki, śledzę modę, by sprawić im ładne sukienki lub kolorowe plecaki. Moja emerytura i pensja pozwalają mi na to, a widok ich uśmiechniętych buź jest bezcenny. Nie zapominam też o Elżbiecie – na święta zawsze wybieram coś porządnego, by zachować rodzinny spokój, kupuję też ubrania dla Jacka. Wszystko w imię harmonii.

Przed urodzinami Elżbiety zapytałam Jacka, co by jej się spodobało. Odpowiedział bez namysłu:
— Ekspres do kawy najnowszego modelu. Uwielbia parzyć kawę, będzie zachwycona.

Wiedziałam, iż to drogi zakup, ale dla synowej postanowiłam zacisnąć pasa. W sklepie zamęczyłam sprzedawcę: sprawdzałam funkcje, porównywałam modele, dopytując o każdy szczegół. Po trzech godzinach, wykończona, wybrałam idealny ekspres. W domu rozpakowałam go, by zdjąć metki, przyjrzałam się z satysfakcją i byłam z siebie dumna.

Wtedy wpadła sąsiadka, Grażyna. Zobaczywszy ekspres, aż klasnęła w dłonie:
— Boże, Danuto, to marzenie! Od dziś kawa będzie smakować jeszcze lepiej. Ile dałaś, jeżeli można spytać?

Wymieniłam sumę, a ona aż otworzyła usta:
— Ojej, ja bym sobie nie pozwoliła…

Przyznałam, iż dla siebie nigdy bym tyle nie wydała, ale dla Elżbiety, na prośbę syna, zrobiłam wyjątek. Grażyna pokiwała głową:
— No, no, to dopiero teściowa! Dobrze im się wiedzie z tobą.

Wypiłyśmy herbatę, jeszcze raz podziwiałyśmy ekspres i pożegnałyśmy się w dobrych nastrojach.

Urodziny Elżbiety minęły świetnie. Promieniała na widok prezentu, dziękowała mi z dziesięć razy, choćby pytała, gdzie najlepiej postawić ekspres w kuchni. Rozstałyśmy się w ciepłej atmosferze i byłam pewna, iż wszystko jest w porządku. Nic nie zapowiadało burzy.

Dwa tygodnie później Grażyna znów do mnie zajrzała, ale jej mina była zatroskana.
— Danuta, powiedzieć ci czy nie… No, wiesz, twoja Elżbieta sprzedaje ten ekspres.

— Jak to sprzedaje? Przecież o nim marzyła! Gdzie?

— Na stronie z ogłoszeniami. Cena śmieszna, sama bym wzięła, gdybym nie wiedziała, iż to twój prezent.

Otworzyłyśmy laptopa i Grażyna pokazała mi ogłoszenie. To był on – mój ekspres, prawie nowy, wystawiony na sprzedaż! Krew uderzyła mi do głowy. Postanowiłam sprawdzić, co jeszcze wystawia Elżbieta i kliknęłam „pozostałe ogłoszenia tego sprzedającego”. Lepiej byłoby tego nie robić. Przewinęły mi przed oczami rzeczy, które podarowałam wnuczkom, synowi, choćby samej Elżbiecie: lalki, sukienki, choćby sweter wybrany specjalnie dla Jacka! Wszystko było tam, wystawione jak zbędny grat.

Grażyna, widząc, jak blednę, przeprosiła i wyszła. Ja, nie mogąc znieść tego dłużej, zadzwoniłam do Elżbiety.
— Elu, jak tam ekspres? Kawę już parzysz? Wpadnę kiedyś na filiżankę.

Zaczęła się tłumaczyć:
— No… wie pani…

— Wiem, kochanie, wiem! — przerwałam. — Po co tak tanio sprzedajesz? Postaw wyższą cenę! I te sukienki wnuczek, i zabawki – wszystko tam. Ja wam z serca daję, a ty to na stronę? Powiedz, iż potrzebujesz gotówki, to bym w kopercie przyniosła! Czy ciasteczka, które kupuję dziewczynkom, też wystawisz?

Elżbieta zrozumiała, iż zaprzeczanie nie ma sensu, i przeszła do ataku:
— Co w tym złego? To moje rzeczy i robię z nimi, co chcę!

Pokłóciłyśmy się jak nigdy. Potem zadzwoniłam do Jacka, licząc na wsparcie, ale okazało się, iż nie wiedział o „biznesie” żony. Ekspres, swoją drogą, wciąż stał u nich w kuchni – najwyraźniej dla pozorów. Najboleśniejsze było jednak to, iż syn nie stanął po mojej stronie. „Mamo, nie chcę się w to mieszać” – rzucił, a to zraniło mnie najbardziej.

To nie była zwykła sprzeczka. Postępowanie Elżbiety to czyste szalbierstwo. Moje prezenty, moja miłość do wnuczek – wszystko zostało wystawione na sprzedaż. Jak teraz mam ufać? Jak patrzeć w oczy komuś, kto tak po prostu zdeptał moje uczucia?

Idź do oryginalnego materiału