Zdrada, która odbija się echem: opowieść o miłości i przebaczeniu

polregion.pl 1 tydzień temu

Gdy zdrada odbija się echem – historia o miłości i przebaczeniu

Hania krzątała się w ogrodzie, pieląc kwiaty, gdy podeszła do niej sąsiadka Jadwiga. Ta, niby od niechcenia, rzuciła:

— Haniu, a twój Piotr to się u ciebie nie stołuje? On, między nami mówiąc, u pani Anny kolację jada…

Hania zastygła. Ręce opadły jej bezwładnie.

— Jadzia, co ty pleciesz?!

— A to, co sama widziałam — odpowiedziała sąsiadka z przekąsem. — Wczoraj szłam do nauczycielki, żeby o synu porozmawiać. Podeszłam pod okno, a tam twój Piotrek przy stole z nią, jak u siebie. Zapukałam – a on pod stół się schował.

— Nie wierzę. Zmyślasz — Hania chciała machnąć ręką, ale dreszcz już przebiegł jej po plecach.

— A po co mi kłamać? Nie wierzysz – twój wybór. Tylko potem się nie dziw.

Hania niby nie uwierzyła, ale wątpliwość została. Zwłaszcza iż Piotr ostatnio jakoś nie garnął się do stołu. Trzeci dzień z rzędu wracał z pracy z wymówką: „Tak się zmęczyłem, jeść mi się nie chce”. Ani zupy, ani kotleta.

Tego wieczoru, mąż położył się wcześnie, a Hania nie mogła zmrużyć oka. W świetle księżyca wpatrywała się w jego twarz, walcząc z myślami. „To niemożliwe. Nie może być…”

Następnego dnia Piotra nie było na kolację. Obiad wystygł. Hania, nie mogąc wytrzymać, narzuciła sweter i pobiegła do domu pani Anny.

Stanęła przy furtce, wahając się. Cisza. Światło paliło się tylko w przedpokoju. W domu panowała głucha cisza. Ale co to za kurtka wisi w korytarzu? Znajoma. Bardzo przypomina Piotrową. I nagle ją olśniło. Córka Basia niedawno nauczyła się haftować i, dumna ze swego dzieła, ozdobiła podszewkę ojca małymi kwiatkami. Hania podeszła i, drżąc, wywinęła kurtkę na drugą stronę. Drobniutkie wyszyte stokrotki wbiły się w oczy jak krzyk prawdy. Serce waliło jak oszalałe. Nogi się ugięły. Osunęła się na podłogę. Łzy popłynęły same.

Po chwili do korytarza wyszedł Piotr. Zmieszany, rozczochrany.

— Haniu… wszystko źle zrozumiałaś…

— A ty co, anatomię tu przerabiasz? Czy lekcje matematyk do nocy? — Hania wstała, a w jej głosie było więcej bólu niż gniewu. — Ja, głupka, wierzyłam, iż się męczysz… A ty – z nią, przy jednym stole. I jeszcze pod stół się chowasz, gdy cię przyłapią!

Piotr rzucił się za nią, ale ona już biegła przez ulicę.

— Haniu! Wybacz! Ludzie patrzą!

— Niech patrzą! Ja po cudzych łóżkach nie skaczę. Nie mam się czego wstydzić! To wam obojgu wstyd powinno być!

Pani Anna miała na wsi opinię wielkomiejskiej elegantki. Miejscowi się nie liczyli. Mieszkała w domu z czterema rodzinami i odliczała dni do powrotu do miasta. Nie interesowali ją sąsiedzi, ani wiejskie życie, ani choćby uczniowie. Aż pewnego dnia zgniła deska na kryPiotr długo jeszcze stał pod bramą, patrząc w ślad za Hanią, aż w końcu westchnął ciężko i powoli zawrócił do pustego domu.

Idź do oryginalnego materiału