Zdrada dla prezentów: rodzinny dramat

newskey24.com 2 godzin temu

Dziennik. Wpis pierwszy.

Moje życie płynęło spokojnie, aż do dnia, gdy wszystko wywróciło się do góry nogami przez moją synową. Do tej pory moje relacje z Kasią, żoną mojego syna, były poprawne – bez szczególnej bliskości, ale też bez kłótni. Wymieniałyśmy uprzejmości, a ja starałam się nie wtrącać do ich życia. To, co się stało, przekreśliło wszystko. Teraz choćby nie wiem, jak miałabym spojrzeć jej w oczy po takim zdradzie.

Jestem emerytką, ale wciąż pracuję. Mieszkam sama w przytulnym mieszkaniu na obrzeżach Krakowa. Z bliskich mam tu tylko syna Tomka, dwie ukochane wnuczki – Zosię i Hanię – no i Kasię, jeżeli w ogóle można ją jeszcze uważać za rodzinę. Mój świat kręci się wokół nich. Mam przyjaciółki, ale to raczej powierzchowne relacje: filiżanka herbaty, kilka słów i do następnego razu. Prawdziwa euforia to moje dziewczynki, dla których zrobiłabym wszystko.

Jak każda babcia, uwielbiam rozpieszczać Zosię i Hanię. Pieczę im ciasta, kupuję zabawki, śledzę modę, żeby sprawiać im stylowe sukienki czy kolorowe plecaki. Moja emerytura i pensja pozwalają mi na to, a ich szczęście jest bezcenne. Kasi także nie pomijam – na święta wręczam eleganckie prezenty, by zachować rodzinny spokój, kupuję też czasem coś Tomkowi. Wszystko dla harmonii.

Przed urodzinami Kasi zapytałam syna, co mogłoby jej się spodobać. „Ekspres do kawy, najnowszy model. Uwielbia parzyć kawę, będzie zachwycona” – odparł bez wahania. Wiedziałam, iż to nie tania rzecz, ale postanowiłam sobie odpuścić inne wydatki. W sklepie zamęczałam sprzedawcę pytaniami: sprawdzałam funkcje, porównywałam modele, dopytując o każdy szczegół. Po trzech godzinach wybrałam idealny ekspres. W domu rozpakowałam go, żeby zdjąć metki, popatrzyłam z dumą i byłam zadowolona.

Wtedy wpadła sąsiadka, Marysia. Zobaczywszy ekspres, aż klasnęła w dłonie.
„Bożena, to marzenie! Teraz kawa będzie jeszcze lepsza. Ile dałaś, jeżeli można wiedzieć?”

Wymieniłam sumę, a Marysia aż otworzyła usta.
„Ojej, ja bym nie dała rady…”

Przyznałam, iż dla siebie nigdy bym tyle nie wydała, ale dla Kasi, na prośbę Tomka, zrobiłam wyjątek. Marysia pokiwała głową: „No, to dopiero teściowa! Mają szczęście.” Wypiłyśmy herbatę, jeszcze raz podziwiałyśmy ekspres i rozstałyśmy się w dobrych nastrojach.

Urodziny Kasi minęły wspaniale. Promieniała na widok prezentu, dziękowała mi kilkakrotnie, choćby pytała, gdzie najlepiej postawić ekspres. Rozstałyśmy się ciepło, jak nigdy, i byłam pewna, iż wszystko jest w porządku. Nic nie zapowiadało burzy.

Dwa tygodnie później Marysia znów do mnie zajrzała, ale jej mina mówiła wszystko.
„Bożena, powiedzieć czy nie… W każdym razie, twoja Kasia sprzedaje ten ekspres.”

Zdrętwiałam.
„Jak to sprzedaje? Przecież o nim marzyła! Gdzie?”

„Na grupie ogłoszeniowej. Cena śmieszna, sama bym wzięła, gdybym nie wiedziała, iż to twój prezent.”

Otworzyłyśmy laptopa i Marysia pokazała mi ogłoszenie. To był ON – mój ekspres, praktycznie nowy, wystawiony na sprzedaż! Krew uderzyła mi do głowy. Postanowiłam sprawdzić, co jeszcze Kasia wystawia. Kliknęłam „inne oferty sprzedającego” i… żałuję, iż to zrobiłam. Przewinęły mi się przed oczami rzeczy, które darowałam wnuczkom, Tomkowi, choćby samej Kasi: lalki, sukienki, sweter, który z takim trudem wybierałam dla syna! Wszystko wystawione na sprzedaż jak niepotrzebny grat.

Marysia, widząc moją bladość, przeprosiła i wyszła. Ja, nie mogąc wytrzymać, zadzwoniłam do Kasi.
„Kasiu, jak tam ekspres? Kawę już testowałaś? Może wpadnę na kawę kiedyś.”

Zacięła się.
„No… wie pani…”

„Wiem, kochanie, wiem!” – przerwałam. „Po co tak tanio sprzedajesz? Cena powinna być wyższa! I te sukienki dla dziewczynek, i zabawki – wszystko tam jest. Ja wam z serca daję, a ty na portal? Mogłaś powiedzieć, iż potrzebujesz gotówki, dałabym w kopercie! Albo czekoladki, które kupuję wnuczkom – też wystawisz?”

Kasia zrozumiała, iż wykręty nie mają sensu, i przeszła do kontrataku.
„A co w tym złego? To moje rzeczy i robię z nimi, co chcę!”

Pokłóciłyśmy się jak nigdy. Potem zadzwoniłam do Tomka, licząc na wsparcie, ale okazało się, iż nie wiedział o „interesach” żony. Ekspres, nawiasem mówiąc, wciąż stał u nich w kuchni – pewnie dla pozorów. Najboleśniejsze jednak było to, iż syn nie stanął po mojej stronie. „Mamo, nie chcę się wtrącać w wasze sprawy” – rzucił, a te słowa zabolały bardziej niż wszystko.

To nie była zwykła sprzeczka. Tak postępować jak Kasia – to po prostu podłość. Moje prezenty, moja miłość do wnuczek, wszystko zamieniło się w towar na portalu. Jak teraz mam ufać? Jak patrzeć w oczy komuś, kto tak łatwo podeptał moje uczucia?

Idź do oryginalnego materiału