Dzisiaj postanowiłam opowiedzieć o zdarzeniu, które wstrząsnęło moim spokojnym życiem. Wszystko to przez konflikt z moją synową. Do tej pory nasze relacje z Kasią, żoną mojego syna, były poprawne – bez większej zażyłości, ale też bez kłótni. Wymieniałyśmy uprzejmości, a ja starałam się nie wtrącać w ich życie. To, co się wydarzyło, przewróciło wszystko do góry nogami. Teraz choćby nie wiem, jak mam na nią patrzeć po takiej zdradzie.
Jestem emerytką, ale przez cały czas pracuję dorywczo. Mieszkam samotnie w przytulnym mieszkaniu na obrzeżach Poznania. Z bliskich w mieście mam tylko syna Marka, dwie ukochane wnuczki – Zosię i Anię – i oczywiście Kasię, choć po tym wszystkim trudno nazwać ją rodziną. Mój świat kręci się wokół nich. Mam przyjaciółki, ale nasze spotkania są powierzchowne – herbata, kilka słów i do następnego razu. Prawdziwą euforia dają mi moje wnuczki, dla których jestem gotowa na wszystko.
Jak każda babcia, uwielbiam rozpieszczać Zosię i Anię. Pieczę ciasta, kupuję zabawki, śledzę dziecięcą modę, by móc podarować im ładne sukienki czy kolorowe plecaki. Moja emerytura i dodatkowa praca pozwalają mi na te przyjemności, a widok ich szczęśliwych buzi jest bezcenny. Kasi też nie pomijam – na święta zawsze staram się znaleźć coś wartościowego, by zachować rodzinny spokój.
Przed jej urodzinami zapytałam Marka, co by jej sprawiło radość. Odpowiedział bez wahania:
„Ekspres do kawy z młynkiem. Uwielbia kawę, byłaby zachwycona.” Wiedziałam, iż to nie tani prezent, ale postanowiłam oszczędzać przez miesiąc, by go kupić. W sklepie zamęczałam sprzedawcę pytaniami – sprawdzałam funkcje, porównywałam modele, dopytując o każdy szczegół. Po dwóch godzinach wybrałam idealny ekspres. W domu rozpakowałam go, by usunąć metki, jeszcze raz podziwiając zakup.
Wtedy wpadła sąsiadka, Elżbieta. Zobaczywszy ekspres, aż klasnęła w dłonie:
„Bożeno, to marzenie! Teraz kawa będzie smakować jeszcze lepiej. Ile dałaś, jeżeli można wiedzieć?”
Powiedziałam jej cenę, a ona westchnęła:
„Ojej, mnie nie stać…”
Przyznałam, iż dla siebie pewnie bym tyle nie wydała, ale dla Kasi, na prośbę syna, zrobiłam wyjątek. Elżbieta pokiwała głową: „To dopiero teściowa, mają szczęście!” Wypiłyśmy herbatę, jeszcze raz obejrzałyśmy ekspres i pożegnałyśmy się w dobrych nastrojach.
Urodziny Kasi minęły wspaniale. Promieniała, gdy zobaczyła prezent, dziękowała mi chyba z dziesięć razy, choćby pytała, gdzie najlepiej postawić ekspres. Rozstałyśmy się serdeczniej niż kiedykolwiek, a ja byłam przekonana, iż wszystko w porządku. Nic nie zapowiadało burzy.
Dwa tygodnie później Elżbieta znów do mnie zajrzała, ale wyglądała na zaniepokojoną.
„Bożena, mówić czy nie mówić… Twoja Kasia sprzedaje ten ekspres.”
„Jak to sprzedaje? Przecież tak go chciała! Gdzie?”
„Na stronie z ogłoszeniami. Cena niska, sama bym wzięła, gdybym nie wiedziała, iż to twój prezent.”
Otworzyłyśmy laptopa i Elżbieta pokazała mi ogłoszenie. To był on – mój ekspres, prawie nowy, wystawiony na sprzedaż! Poczułam, jak krew uderza mi do głowy. Postanowiłam sprawdzić, co jeszcze Kasia sprzedaje. Lepiej było tego nie robić. Przewijały się rzeczy, które podarowałam wnuczkom, Markowi, choćby samej Kasi: lalki, sukienki, choćby sweter, który tak starannie wybierałam dla syna! Wszystko było wystawione jak zbędny grat.
Elżbieta, widząc moją bladość, przeprosiła i wyszła, a ja, nie mogąc się powstrzymać, zadzwoniłam do Kasi.
„Kasiu, jak tam ekspres? Kawę już próbowałaś? Wpadnę kiedyś na filiżankę.”
Zawahała się:
„No… wie pani…”
„Wiem, kochanie, wiem!” – przerwałam. „Po co tak tanio sprzedajesz? Cena powinna być wyższa! I te sukienki Zosi i Ani, i zabawki – wszystko tam jest. Ja wam z serca daję, a ty wystawiasz to jak śmieci? Mogłaś powiedzieć, iż potrzebujesz gotówki, dałabym w kopercie! A może i słodycze, które im kupuję, też sprzedasz?”
Kasia zrozumiała, iż zaprzeczanie nie ma sensu, i przeszła do ataku:
„A co w tym złego? To moje rzeczy, robię z nimi, co chcę!”
Pokłóciłyśmy się jak nigdy. Potem zadzwoniłam do Marka, licząc na wsparcie, ale okazało się, iż nie miał pojęcia o „biznesie” żony. Ekspres przez cały czas stał u nich w kuchni – pewnie dla pozorów. Najboleśniejsze jednak było to, iż syn nie stanął po mojej stronie. „Mamo, nie chcę się wtrącać w wasze spory” – rzucił, a to zraniło mnie najmocniej.
To nie była zwykła kłótnia. To, co zrobiła Kasia, było podłe. Moje prezenty, moja miłość do wnuczek – wszystko zamieniła w towar na stronie. Jak mam teraz ufać? Jak patrzeć w oczy komuś, kto tak łatwo zdeptał moje uczucia?