Zdrada dla prezentów: rodzinna drama

twojacena.pl 3 dni temu

„Zdrada za podarunki: rodzinna tragedia”

Moje życie płynęło spokojnie, aż wybuchł skandal z synową. Do tej pory moje relacje z Olą, żoną mojego syna, były poprawne – bez szczególnej bliskości, ale też bez kłótni. Wymieniałyśmy uprzejmości, a ja starałam się nie wtrącać w ich sprawy. Ale to, co się wydarzyło, przewróciło wszystko do góry nogami. Teraz choćby nie wiem, jak mogłabym spojrzeć jej w oczy po takiej zdradzie.

Jestem emerytką, ale wciąż pracuję. Mieszkam sama w przytulnym mieszkaniu na obrzeżach Krakowa. Z bliskich w mieście mam tylko syna Krzysztofa, dwie ukochane wnuczki – Zosię i Hanię – oraz synową Olę, jeżeli po tym wszystkim w ogóle mogę ją uważać za rodzinę. Mój świat kręci się wokół nich. Mam przyjaciółki, ale nasze kontakty są powierzchowne: herbatka, krótka pogawędka i do następnego razu. Prawdziwą euforią są dla mnie wnuczki, dla których jestem w stanie zrobić wszystko.

Jak każda babcia, uwielbiam rozpieszczać Zosię i Hanię. Pieczę ciasta, kupuję zabawki, śledzę dziecięcą modę, by sprawić im ładne sukienki czy kolorowe plecaki. Moja emerytura i dodatkowa praca pozwalają mi na to, a widok ich uśmiechów jest bezcenny. Oli też nie pomijam – na święta wręczam jej porządne prezenty, by zachować rodzinny spokój, kupuję też coś synowi. Wszystko dla harmonii.

Przed urodzinami Oli zapytałam Krzysztofa, co mogłoby jej się spodobać. Bez wahania odparł: „Ekspres do kawy nowego modelu. Uwielbia kawę, byłaby zachwycona”. Wiedziałam, iż to spory wydatek, ale dla synowej postanowiłam zacisnąć pasa. W sklepie zamęczałam sprzedawcę pytaniami: testowałam funkcje, porównywałam modele, sprawdzałam każdy szczegół. Po trzech godzinach wybrałam idealny ekspres. W domu rozpakowałam go, by zdjąć metki, i przez chwilę podziwiałam ten błyszczący cud techniki.

Wtedy wpadła sąsiadka Renata. Zobaczywszy ekspres, aż klasnęła w dłonie:
„Bożenko, to marzenie! Teraz kawa będzie smakować jak w najlepszej kawiarni. Ile dałaś, jeżeli można spytać?”.

Podałam sumę, a Renata aż jęknęła:
„Ojej, ja bym nie wydała tyle choćby dla siebie…”.

Przyznałam, iż sama bym na to nie poszła, ale dla Oli, na prośbę syna, zrobiłam wyjątek. Renata pokiwała głową: „No, taką teściową to bym chciała mieć!”. Wypiłyśmy herbatę, pooglądałyśmy ekspres i rozstałyśmy się w dobrych nastrojach.

Urodziny Oli minęły wspaniale. Promieniała na widok prezentu, dziękowała mi kilkakrotnie, choćby pytała, gdzie najlepiej postawić ekspres. Rozstałyśmy się ciepło, jak nigdy dotąd, i byłam pewna, iż wszystko układa się dobrze. Nic nie zapowiadało burzy.

Parę tygodni później Renata znów się pojawiła, ale na jej twarzy malował się niepokój.
„Bożenko, nie wiem, czy powinnam ci mówić… Ale twoja Ola sprzedaje ten ekspres”.

Osłupiałam:
„Jak to sprzedaje? Przecież tak ją ucieszył! Gdzie?”.

„Na portalu ogłoszeniowym. Cena śmieszna – sama bym kupiła, gdybym nie wiedziała, iż to od ciebie”.

Otworzyłyśmy laptopa, a Renata pokazała mi ogłoszenie. To był ON – mój ekspres, prawie nowy, wystawiony na sprzedaż! Krew uderzyła mi do głowy. Postanowiłam sprawdzić, co jeszcze wystawia Ola. Gdy kliknęłyśmy „inne oferty tego sprzedającego”, serce mi się ścisnęło. Przed oczami przewinęły się rzeczy, które dałam wnuczkom, synowi i samej Oli: lalki, sukienki, choćby sweter, który wybrałam dla Krzysztofa! Wszystko było wystawione na sprzedaż, jakby to był zwykły niepotrzebny grat.

Renata, widząc mój szok, przeprosiła i wyszła. Ja, nie mogąc zapanować nad emocjami, zadzwoniłam do Oli.
„Olu, jak tam ekspres? Pyszna kawka się robi? Wpadnę kiedyś na filiżankę”.

Zawahała się:
„No… wie pani…”.

„Wiem, kochanie, wiem!” – przerwałam. „Dlaczego tak tanio sprzedajesz? Powinnaś żądać więcej! I te sukienki dla dziewczynek, i zabawki – wszystko tam jest. Daję wam od serca, a ty wystawiasz to jak na targu? Gdybyś potrzebowała pieniędzy, mogłabym ci po prostu dać w kopercie! Czy cukierki, które kupuję wnuczkom, też zamierzasz sprzedać?”.

Ola zrozumiała, iż się wykręci, więc przeszła do ataku:
„A co w tym złego? To moje rzeczy i robię z nimi, co chcę!”.

Pokłóciłyśmy się jak nigdy. Potem zadzwoniłam do Krzysztofa, licząc na wsparcie, ale okazało się, iż nie miał pojęcia o „interesach” żony. Ekspres, nawiasem mówiąc, wciąż stał u nich w kuchni – pewnie dla pozorów. Najboleśniejsze jednak było to, iż syn nie stanął po mojej stronie. „Mamo, nie chcę się wtrącać w wasze sprawy” – rzucił, a te słowa zraniły mnie najmocniej.

Nie uważam tego za zwykłą sprzeczkę. To, co zrobiła Ola, to podłość. Moje podarunki, moja miłość do wnuczek – wszystko zostało zredukowane do towaru na stronie. Jak teraz mam ufać? Jak patrzeć w oczy komuś, kto tak łatwo podeptał moje uczucia?

Ludzie często mówią, iż prezenty powinny być dawane bez oczekiwań. Ale czy to znaczy, iż nasza troska i serce mogą być tak bezceremonialnie odrzucone? Może prawdziwą lekcją jest to, iż czasem warto zatrzymać się i zastanowić, komu naprawdę chcemy dawać siebie.

Idź do oryginalnego materiału