Zdrada za prezenty: rodzinny dramat
Moje życie płynęło spokojnie, aż wybuchł skandal z synową. Do tej pory moje relacje z Olą, żoną mojego syna, były neutralne – bez szczególnej bliskości, ale też bez kłótni. Wymieniałyśmy uprzejmości, a ja starałam się nie wtrącać w ich sprawy. To, co się wydarzyło, przewróciło wszystko do góry nogami. Teraz choćby nie wiem, jak mogłabym spojrzeć jej w oczy po takiej zdradzie.
Jestem emerytką, ale wciąż pracuję, mieszkam sama w przytulnym mieszkaniu na obrzeżach Poznania. Z bliskich w mieście mam tylko syna Mateusza, dwie ukochane wnuczki – Zosię i Hanię, oraz właśnie Olę, jeżeli w ogóle można ją jeszcze uważać za rodzinę. Mój świat kręci się wokół nich. Mam przyjaciółki, ale to powierzchowne relacje – herbata, parę słów i do następnego spotkania. Prawdziwą euforia dają mi moje wnuczki, dla których jestem w stanie zrobić wszystko.
Jak każda babcia, uwielbiam rozpieszczać Zosię i Hanię. Pieczę im ciasta, kupuję zabawki, śledzę modę dziecięcą, by podarować im ładne sukienki czy kolorowe plecaki. Moja emerytura i pensja pozwalają mi nie oszczędzać, a widok ich szczęśliwych buzi jest bezcenny. Oli też nie pomijam – na święta zawsze znajduję coś wartościowego, by zachować równowagę w rodzinie, kupuję też ubrania dla syna. Wszystko dla harmonii.
Przed urodzinami Oli zapytałam Mateusza, co chciałaby dostać. Odpowiedział bez wahania: „Ekspres do kawy najnowszego modelu. Uwielbia kawę, będzie zachwycona”. Wiedziałam, iż to drogi sprzęt, ale postanowiłam ograniczyć swoje wydatki, by jej sprawić przyjemność. W sklepie zamęczałam sprzedawcę pytaniami: testowałam funkcje, porównywałam modele, sprawdzałam każdy szczegół. Po trzech godzinach wybrałam idealny ekspres. W domu rozpakowałam go, by zdjąć metki, i przez chwilę podziwiałam zakup.
Wtedy weszła sąsiadka, Maria. Zobaczyła ekspres i aż klasnęła w dłonie:
„Bożeno, to marzenie! Teraz każda kawa będzie smakować lepiej. Ile dałaś, jeżeli można spytać?”
Podałam kwotę, a Maria aż się przejęła:
„Ojej, ja bym się nie odważyła…”
Przyznałam, iż dla siebie nie wydałabym tyle, ale dla Oli, na prośbę syna, zrobiłam wyjątek. Maria pokiwała głową: „No, no, teściowa jak marzenie! Dobrze im z tobą.” Wypiłyśmy herbatę, jeszcze raz obejrzałyśmy ekspres i rozstałyśmy się w dobrych nastrojach.
Urodziny Oli minęły wspaniale. Promieniała na widok prezentu, dziękowała mi co chwilę, pytała nawet, gdzie najlepiej postawić ekspres w kuchni. Rozstałyśmy się w ciepłej atmosferze i byłam pewna, iż wszystko jest w porządku. Nic nie zapowiadało burzy.
Dwa tygodnie później Maria znów do mnie zajrzała, ale jej mina była niespokojna.
„Bożena, nie wiem, czy mówić… Ola sprzedaje twój prezent.”
Zdrętwiałam:
„Jak sprzedaje? Przecież o takim marzyła! Gdzie?”
„Na portalu z ogłoszeniami. Cena niska, sama bym kupiła, gdybym nie wiedziała, iż to od ciebie.”
Otworzyłyśmy laptopa i Maria pokazała mi ogłoszenie. To był on – mój ekspres, prawie nowy, wystawiony na sprzedaż! Krew uderzyła mi do głowy. Postanowiłam sprawdzić, co jeszcze sprzedaje Ola i kliknęłam w „inne ogłoszenia tego użytkownika”. Lepiej byłoby tego nie robić. Przewinęły się przede mną rzeczy, które dałam wnuczkom, synowi, choćby samej Oli: lalki, sukienki, choćby sweter, który wybrałam dla Mateusza! Wszystko wystawione jak niepotrzebny grat.
Maria, widząc moją bladość, przeprosiła i wyszła, a ja, nie mogąc się powstrzymać, zadzwoniłam do Oli.
„Olucho, jak tam ekspres? Dobre kawy robisz? Wpadnę kiedyś na filiżankę.”
Zawahala się:
„No… wie pani…”
„Wiem, kochanie, wiem!” – przerwałam. „Po co tak tanio sprzedajesz? Powinnaś wyższą cenę dać! I te sukienki wnuczek, i zabawki – wszystko tam jest. Ja wam z serca daję, a ty wszystko na portal? Mogłaś powiedzieć, iż potrzebujesz gotówki, przekazałabym w kopercie! Czy cukierki, które wnuczkom kupuję, też wystawisz?”
Ola zrozumiała, iż zaprzeczanie nie ma sensu, i przeszła do ataku:
„A co w tym złego? To moje rzeczy, robię z nimi, co chcę!”
Pokłóciłyśmy się jak nigdy. Potem zadzwoniłam do Mateusza, licząc na wsparcie, ale okazało się, iż nie wiedział o „interesach” żony. Ekspres, swoją drogą, wciąż stał u nich w kuchni – pewnie dla pozorów. Najbardziej zabolało mnie jednak to, iż syn nie stanął po mojej stronie. „Mamo, nie chcę się wtrącać w wasze sprawy” – rzucił, a to zraniło mnie najmocniej.
To nie była zwykła sprzeczka. Postępować tak jak Ola – to po prostu podłość. Moje prezenty, moja miłość do wnuczek, wszystko stało się towarem na portalu. Jak teraz mam ufać? Jak patrzeć w oczy komuś, kto tak bezceremonialnie zdeptał moje uczucia?