— Postanowiłaś urodzić dziecko bez męża? Nie wstyd ci, mamo? — z wyrzutem zapytała Kinga.
Tuż po balu maturalnym Kinga złożyła dokumenty na uniwersytet. Nie miała wątpliwości, iż się dostanie. Wyniki z matury były wysokie, choćby z nawiązką, jak na ubiegłoroczne progi.
Lato tego roku było upalne. Koleżanka zaproponowała wyjazd do jej ciotki do Sopotu. Kusiła perspektywa dwóch tygodni nad morzem, bez rodzicielskiej kurateli, zanurzenia się w dorosłe życie. Ale gdy do wyjazdu został tylko dzień, Kinga zaczęła się denerwować. Nie dlatego, iż po raz pierwszy wyjeżdża bez mamy. Dlatego, iż przez jakiś czas nie zobaczy Jakuba.
Jej matce, Aldonie, niedawno skończyły się trzydzieści siedem lat. Rozwiodła się, gdy Kinga miała trzy lata. Dziewczyna prawie nie pamiętała ojca. I adekwatnie nie było co pamiętać. Pobrali się młodzi, nie zdążyli się dobrze poznać. Dlatego nie przetrwali pierwszych prób: nieprzespanych nocy, płaczącego dziecka, ciągłego braku pieniędzy i wzajemnych pretensji.
Gdy Kinga dorosła, Aldona próbowała ułożyć sobie życie. Ale jedni kandydaci nie chcieli wychowywać cudzego dziecka, inni nie podobali się Kindze.
Dwa lata temu pojawił się Jakub. Często ich odwiedzał, choć nigdy nie został na noc. A przynajmniej Kinga tego nie widziała. Z Jakubem było wesoło. Dawał jej prezenty, a na ostatnie urodziny wręczył ogromny bukiet czerwonych róż.
I Kinga się zakochała. Jakub był od Aldony młodszy o dwa lata. Niby nic, ale dla Kingi to miało znaczenie. Uznała, iż bardziej pasuje do niego niż matka. Każde jego spojrzenie odbierała jako oznakę zainspirowania nią. W końcu była dwa razy młodsza od mamy, miała ledwie osiemnaście lat. Gdyby miał wybierać między nią a Aldoną, powinien wybrać ją. Tak sobie tłumaczyła. I strasznie zazdrościła matce Jakuba.
Przez te dwa tygodnie nad morzem mogło się wszystko wydarzyć. Na przykład oświadczyny. Wtedy straciłaby go na zawsze.
W przeddzień wyjazdu mama krzątała się w kuchni, a Kinga rozmyślała, jak wyznać Jakubowi miłość.
— Kinga, skocz do sklepu. Zapomniałam sera, a i majonezu mało — poprosiła Aldona, wyglądając z kuchni.
— Mamo, jeszcze nie spakowałam wszystkiego — odparła Kinga.
Mama westchnęła i poszła sama.
Po chwili rozległ się dzwonek. Jakub! Serce Kingi zabiło mocniej. To była szansa, by porozmawiać z nim bez matki.
Kinga zachowywała się jak gospodyni. Posadziła go na kanapie, prowadziła banalne rozmowy, w końcu włączyła telewizor i usiadła obok. Spojrzał na nią ukradkiem, ale nie odsunął się.
Ich ramiona się stykały, a Kinga nie mogła opanować emocji. Nagle objęła jego rękę, przysunęła się bliżej. Jego policzek był zaledwie kilka centymetrów od jej ust. Nigdy jeszcze nie siedziała tak blisko, nie wdychałaby jego zapachu zmieszanego z wodą kolońską.
To ją upoiło, dodało śmiałości. Pocałowała go w policzek. Jakub nie odskoczył, tylko odchylił głowę i wstał. W jego oczach Kinga zobaczyła zmieszanie. Nagle poczuła wstyd. Wymyśliła sobie wszystko. Dla niego była tylko córką Aldony. Spuściła wzrok, czerwieniąc się.
W zamku zgrzytnął klucz. Gdyby Jakub chciał coś powiedzieć, stracił szansę. Do pokoju wbiegła Aldona, zdyszana.
— Jakub! Już jesteś? A ja, wyobraź sobie, zapomniałam sera. I majonezu. Z tym wyjazdem Kingi wszystko mi się pomieszało. Zaraz zrobię sałatkę i zjemy kolację — mówiła, uśmiechając się.
Patrzyli na siebie z czułością. Serce Kingi pękało z bólu, rozczarowania i zazdrości. Na nią Jakub tak nie patrzył. Zerwała się z kanapy i uciekła do swojego pokoju.
— Co się z nią dzieje? — zapytała zdezorientowana Aldona. — Coś się stało?
— A co przygotowałaś na kolację? — Jakub zmienił temat.
— Ojej, pewnie jesteś głodny. Zaraz podam — Aldona ruszyła do kuchni, ale w drzwiach się zatrzymała. — Mam dla ciebie wiadomość. Powiem po kolacji. — I zniknęła.
— Ciekawe, co to — mruknął Jakub, myśląc o pociągnięciu Kingi.
A Kinga stała za drzwiami, próbując uspokoić serce. Modliła się, żeby Jakub wyszedł. Bała się go teraz spotkać, wstydziła się swojego impulsu.
Ale gdy mama zawołała ją na kolację, usiadła naprzeciw Jakuba, nieśmiało podnosząc wzrok. On zachowywał się, jakby nic się nie stało. Kinga też zaczęła się śmiać, jak dawniej, gdy Jakub był tylko „maminy”.
Mimo wszystko między nimi było już coś więcej. Choć tylko na chwilę.
— Co chciałaś mi powiedzieć? — zapytał Jakub, gdy Aldona zebrała talerze i postawiła filiżanki do herbaty.
— Poczekaj, powiem po kolacji — odparła kokieteryjnie.
Kingę irytowało, gdy mama zachowywała się jak nastolatka.
— Wyobraź sobie, Kinga jutro jedzie nad morze, sama. Już dorosła, nie mogę się przyzwyczaić — powiedziała Aldona, nie zwracając się do nikogo konkretnego.
— Jadę z koleżankami, i będziemy pod opieką dorosłych — burknęła Kinga, drażniąc się, iż mama wciąż ją traktuje jak dziecko.
— Kinga jest rozsądna, nic jej się nie stanie — Jakub spojrzał na nią, a jej serce drgnęło. — Poza tym, co w mieście robić latem?
— No właśnie, przez trzy tygodnie nie będę wam przeszkadzać w randkach — rzuciła wyzywanie.
— Kinga! Co się z tobą dzieje? — zdziwiła się mama.
— Nic — warknęła i wstała od stołu.
Krzesło z piskiem przejechało po podłodze. Kinga dobrze wiedziała, iż to mama denerwuje. Nie patrząc na nikogo, wybiegła i zamykała się w pokoju. Słyszała tylko stłumione głosy z kuchni.
Gdy Jakub wyszedł, Aldona weszła do córki.
— Porozmawiajmy. Nigdy tak się nie zachowywałaś. Co się stało? — usiadła na łóżku.
Kinga leżała zwinięta w kłębek, twarzą do ściany.
— Spakowałaś już wszystko? — spytała Aldona, niepewnie.
*„Oczywiście. Po co pytasz? Nie widzisz wypchanego plecaka pod oknem?”* — pomyślałaKinga przytuliła małego Fryderyka, patrząc przez okno na pierwsze płatki śniegu, i zrozumiała, iż choć Jakub odszedł, jego miłość pozostanie z nimi na zawsze.