Zdanie teściowej o synowej zmieniło się po otrzymaniu niespodziewanego prezentu…

newskey24.com 18 godzin temu

Dziś miałam moment, który na zawsze zmienił moje spojrzenie na synową. Wcześniej ciągle narzekałam, iż tylko siedzi przed tym komputerem, ale teraz wiem, jak bardzo się myliłam…

— Co to za żona z ciebie?! Ani obiad ugotuje, ani domu nie posprząta, ciągle tylko wpatrzona w ekran jak zahipnotyzowana! A te jej dziwne słowa: „bugi”, „pajton”, „kopi-pejst”… — gderałam do mojego syna, Wojtka, rozłożona na kanapie.

— Mamo, daj spokój — westchnął. — Asia jest programistką. Te „typki” w internecie to jej klienci. Pisze dla nich programy i zarabia przy tym więcej niż ja.

— Niech i miliony zbija! Kobieta powinna być kobietą, a nie jakimś cyber-pająkiem w swojej sieci — mruczałam pod nosem. — Chociaż na moje urodziny oderwie się od tej klawiatury?

Urodziny postanowiłam spędzić skromnie, ale z klasą — w małej kawiarni, tylko z najbliższymi. Wszyscy śmiali się, rozmawiali, wznosili toasty. Później przyszła pora na prezenty: czekoladki, koc, garnek… Nic nadzwyczajnego.

Gdy przyszła kolej na Wojtka i Asię, w sali zapadła cisza.

— Mamusiu — zaczął mój syn z czułością w głosie — życzymy ci zdrowia, spokoju i wielu lat życia. A żebyś nie tylko słyszała, ale i poczuła naszą troskę, mamy dla ciebie coś wyjątkowego…

Wyciągnął ozdobną kopertę. Otworzyłam ją i… zamarłam.

— To… voucher do sanatorium? — wyszeptałam.

— Tak, na cały miesiąc — potwierdziła Asia. — Oczywiście, nie sama, tylko z tatą. Zorganizowaliśmy już wszystko: pokój, zabiegi, choćby transport.

— Boże drogi, ile to musiało kosztować?! — załamałam ręce.

— Asia to opłaciła — odpowiedział spokojnie Wojtek. — Praca w IT pozwala jej na takie gesty. Powiedziała, iż na zdrowiu nie powinno się oszczędzać.

Patrzyłam na nią jakby pierwszy raz. Nie na tę „komputerową dziwaczkę”, ale na młodą kobietę z dobrym sercem i ambitną pracą.

— Wiesz… — zaczęłam, a głos mi zadrżał. — choćby nie wiedziałam, jaka jesteś zaradna. I zarabiasz dobrze, i o mnie pomyślałaś… Wybacz mi, Asiu. Po prostu nie rozumiałam…

— Wszystko gra — uśmiechnęła się łagodnie. — Wiem, iż moja praca może wydawać się dziwna. Ale kocham Wojtka, was też i chcę, żeby wam się dobrze żyło.

I wtedy coś we mnie pękło. Łzy stanęły mi w oczach, a ja przytuliłam ją mocno:

— Taka synowa to skarb! Będę chwaliła się wszystkim sąsiadkom: „Moja Asia, programistka, kobieta przyszłości!”. A my z tatą doniesiemy wam obiadów — bigosu, pierogów, kotletów!

Od tamtego dnia w domu zapanował spokój. Już nie narzekałam na komputer, a przy każdej okazji mówiłam: „Moja Asia to złoto!”.

A wystarczył tylko odrobina zrozumienia… i jeden szczery prezent od serca.

Idź do oryginalnego materiału