Dziś miałam moment, który na zawsze zmienił moje spojrzenie na synową. Wcześniej ciągle narzekałam, iż tylko siedzi przed tym komputerem, ale teraz wiem, jak bardzo się myliłam…
— Co to za żona z ciebie?! Ani obiad ugotuje, ani domu nie posprząta, ciągle tylko wpatrzona w ekran jak zahipnotyzowana! A te jej dziwne słowa: „bugi”, „pajton”, „kopi-pejst”… — gderałam do mojego syna, Wojtka, rozłożona na kanapie.
— Mamo, daj spokój — westchnął. — Asia jest programistką. Te „typki” w internecie to jej klienci. Pisze dla nich programy i zarabia przy tym więcej niż ja.
— Niech i miliony zbija! Kobieta powinna być kobietą, a nie jakimś cyber-pająkiem w swojej sieci — mruczałam pod nosem. — Chociaż na moje urodziny oderwie się od tej klawiatury?
Urodziny postanowiłam spędzić skromnie, ale z klasą — w małej kawiarni, tylko z najbliższymi. Wszyscy śmiali się, rozmawiali, wznosili toasty. Później przyszła pora na prezenty: czekoladki, koc, garnek… Nic nadzwyczajnego.
Gdy przyszła kolej na Wojtka i Asię, w sali zapadła cisza.
— Mamusiu — zaczął mój syn z czułością w głosie — życzymy ci zdrowia, spokoju i wielu lat życia. A żebyś nie tylko słyszała, ale i poczuła naszą troskę, mamy dla ciebie coś wyjątkowego…
Wyciągnął ozdobną kopertę. Otworzyłam ją i… zamarłam.
— To… voucher do sanatorium? — wyszeptałam.
— Tak, na cały miesiąc — potwierdziła Asia. — Oczywiście, nie sama, tylko z tatą. Zorganizowaliśmy już wszystko: pokój, zabiegi, choćby transport.
— Boże drogi, ile to musiało kosztować?! — załamałam ręce.
— Asia to opłaciła — odpowiedział spokojnie Wojtek. — Praca w IT pozwala jej na takie gesty. Powiedziała, iż na zdrowiu nie powinno się oszczędzać.
Patrzyłam na nią jakby pierwszy raz. Nie na tę „komputerową dziwaczkę”, ale na młodą kobietę z dobrym sercem i ambitną pracą.
— Wiesz… — zaczęłam, a głos mi zadrżał. — choćby nie wiedziałam, jaka jesteś zaradna. I zarabiasz dobrze, i o mnie pomyślałaś… Wybacz mi, Asiu. Po prostu nie rozumiałam…
— Wszystko gra — uśmiechnęła się łagodnie. — Wiem, iż moja praca może wydawać się dziwna. Ale kocham Wojtka, was też i chcę, żeby wam się dobrze żyło.
I wtedy coś we mnie pękło. Łzy stanęły mi w oczach, a ja przytuliłam ją mocno:
— Taka synowa to skarb! Będę chwaliła się wszystkim sąsiadkom: „Moja Asia, programistka, kobieta przyszłości!”. A my z tatą doniesiemy wam obiadów — bigosu, pierogów, kotletów!
Od tamtego dnia w domu zapanował spokój. Już nie narzekałam na komputer, a przy każdej okazji mówiłam: „Moja Asia to złoto!”.
A wystarczył tylko odrobina zrozumienia… i jeden szczery prezent od serca.