Zawsze mnie poniżano, a teraz oczekują, iż będę opiekować się chorą matką.

polregion.pl 19 godzin temu

Życie mnie upokarzało, a teraz żądają, bym opiekowała się chorą matką.

Byłam, Katarzyna, ostatnim i niechcianym dzieckiem w licznej rodzinie. Oprócz mnie rodzice mieli jeszcze czworo dzieci — dwóch braci i dwie siostry. Matka nieraz przypominała, iż mnie nie planowali. „Musiałam urodzić, było za późno przerwać” — mówiła, a te słowa parzyły jak rozżarzony metal. Od najmłodszych lat czułam się obca, niepotrzebna, jak błąd, który muszą znosić. Ten ból towarzyszył mi całe życie, zatruwając każdy dzień.

Mieszkaliśmy w małym miasteczku pod Poznaniem. Rodzice byli dumni tylko ze starszych synów, Jacka i Andrzeja. To była ich chluba: prymusi w szkole, wyróżnienia na uniwersytecie, prestiżowe stanowiska w warszawskich biurach. Obaj już dawno się ożenili, ich dzieci uczą się w ekskluzywnych szkołach w stolicy. Prawie ich nie znałam — gdy się urodziłam, oni wyjeżdżali już na studia. Siostry, Alicja i Marta, również były ulubienicami matki. Wyszły dobrze za mąż, jedna choćby została znaną śpiewaczką. Mają przestronne domy, drogie samochody, dzieci w prywatnych szkołach. Mama przechwalała się nimi przed wszystkimi, a mnie nazywała nieudacznikiem.

Siostry mnie nienawidziły. W dzieciństwie musiały się mną opiekować, ale nie przepuszczały okazji, by mnie upokorzyć. „Zawsze będziesz gorsza od nas” — rzucały ze śmiechem. Gdy przychodzili goście, mama wyciągała albumy ze zdjęciami starszych dzieci, opowiadała o ich sukcesach, a o mnie mówiła: „Kasia? Ona nic nie osiągnęła, ledwo się uczy”. Starałam się, ale nikt nie zauważał moich wysiłków. Po szkole skończyłam kurs krawiecki, dostałam dyplom i zatrudniłam się w małym zakładzie. Lubiłam szyć, znajdowałam w tym euforia i zarabiałam całkiem nieźle. ale rodzice tylko prychali: „Krawcowa? To nie zawód”. Wyprowadziłam się, mieszkałam w akademiku, potem wynajęłam mieszkanie, by nie słyszeć ich docinków.

Po kilku latach poznałam Tomasza. Stał się moim wybawieniem. Wzięliśmy ślub, urodziła się nam córeczka, Małgosia. Po raz pierwszy byłam szczęśliwa. ale los zadał cios: Tomasz i Małgosia zginęli w wypadku samochodowym. Moje serce pękło na tysiąc kawałków. Zostałam sama, w pustce, gdzie nie było miejsca na nadzieję. Rodzina mnie nie wsparła. Ani telefonu, ani słowa współczucia — jakby ja i mój ból nie istnieli. Jedyną podporą stały się koleżanki z pracy. Dziesięć lat żyłam, zatopiona w szyciu, starając się nie wspominać dnia, gdy straciłam wszystko.

Ostatnio pojawił się w moim życiu mężczyzna, Marek. Okazuje mi zainteresowanie, ale ja nie jestem jeszcze gotowa na nowy związek — stare rany są zbyt głębokie. I właśnie wtedy, gdy zaczęłam ostrożnie otwierać się na świat, rodzina nagle sobie o mnie przypomniała. Ojciec zmarł kilka lat temu, a teraz matka leży przykuta do łóżka. Potrzebuje opieki, ale starsze dzieci, te tak zajęte i „ważne”, nie chcą na to czasu poświęcić. Zadzwonili do mnie, jakbym była ich ostatnią deską ratunku. „Przecież i tak nie masz nic do roboty, zajmij się matką. Choć jakaś z ciebie korzyść” — oświadczyli bracia. Siostry wtórowały: „Musisz, to twój obowiązek”.

Byłam w szoku. Ci ludzie przez całe życie mnie upokarzali, nazywali zero, śmiali się z moich marzeń. Nie wsparli mnie w najciemniejszych chwilach, a teraz żądają, bym rzuciła wszystko i pielęgnowała matkę, która nigdy mnie nie kochała? Matkę, która otwarcie żałowała, iż mnie urodziła, która chwaliła wszystkich oprócz mnie? Odmówiłam. „Radźcie sobie sami” — odpowiedziałam, a w moim głosie zabrzmiała stal. Posypały się groźby: bracia wrzeszczeli, iż wydziedziczą mnie, siostry obiecywały, iż zrobią ze mnie pośmiewisko. ale mam to gdzieś. Ich słowa już mnie nie ranią — zbyt długo cierpiałam.

Moje serce boli, ale nie z powodu ich gróźb, tylko dlatego iż nigdy nie byłam dla nich rodziną. Widzieli we mnie tylko ciężar, a teraz — darmową opiekunkę. Nie wrócę do ich świata, gdzie deptano mnie po głowie. Niech matka dostanie pomoc od tych, z których była dumna — od swoich „wspaniałych” dzieci. Ja będę żyć dla siebie, dla swojej przyszłości. Marek proponuje, byśmy zaczęli od nowa, i może się na to zgodzę. Ale jedno wiem na pewno: już nigdy nie pozwolę, by rodzina mnie łamała. Stracili mnie na zawsze, i to ich wybór, nie mój.

Idź do oryginalnego materiału