**Zawsze będziesz przy mnie…**
Agnieszka przewróciła syczące kawałki mięsa na patelni, przykryła pokrywką i przez otwarte okno usłyszała warkot silnika oraz szelest opon na podjeździe. Wojtek wrócił, a ona jeszcze nie skończyła gotować kolacji. Spojrzała na jabłecznik w piekarniku, wyjęła z lodówki warzywa i zaczęła je płukać.
— Aga, jestem! — zawołał Wojtek z przedpokoju. — Co za zapach! — wciągnął nosem aromat, wchodząc do kuchni.
— Głodny? — Agnieszka zakręciła kran i odwróciła się do męża. — Dzisiaj wcześniej. Nie zdążyłam skończyć.
— Nic nie szkodzi, poczekam. A na deser będzie coś słodkiego?
— Tak, jabłecznik. Wytrzymasz chwilę?
— Jasne. — Wyszedł do salonu, a Agnieszka zaczęła kroić warzywa do sałatki. Nie lubiła robić kilku rzeczy naraz, zwłaszcza gotować kilka dań jednocześnie. Rozproszy się i na pewno coś się przypali. Ale tym razem wszystko wyszło idealnie. Nakryła do stołu i poszła po męża. Siedział przed telewizorem, rozwalony na kanapie z przymkniętymi oczami. Na ekranie leciały wiadomości. Zastanawiała się, czy go obudzić, gdy nagle otworzył oczy.
— Zmęczony? Wyglądasz… — Agnieszka pokręciła głową, szukając słów.
— Trochę. Kolacja? — Podniósł się z kanapy.
Ruszyli razem do kuchni.
— Mmm… Jak pięknie podane, i ten zapach! — Wojtek rozejrzał się po stole.
— Chcesz wina? Zostało jeszcze trochę — zaproponowała.
— Nie. Nie dzisiaj.
Agnieszka uwielbiała patrzeć, jak mąż je — z apetytem, ale starannie. Po prostu go kochała. Lubiła dla niego gotować, prasować jego koszule, zasypiać na jego ramieniu. Nie był idealny, ale kochała go takim, jaki był — z jego nawykami i wadami.
***
Poznali się, gdy oboje mieli już za sobą nieudane małżeństwa. Agnieszka nie zaszła w ciążę w pierwszym związku, choć oboje byli zdrowi, lekarze nie znaleźli przyczyny. Tak bywa, mówili — trzeba cierpliwości i nadziei.
Tylko że, gdy ona czekała, mąż nie marnował czasu i znalazł sobie kochankę. Powiedziała jej o tym koleżanka — spotkała ich w centrum handlowym, wybierali ubranka dla noworodka. Agnieszka nie wierzyła. Na pewno pomyłka, on by tak nie zrobił… Ale potem ułożyła brakujące puzzle i wszystko stało się jasne.
Zrobić awanturę? Ale czy to coś zmieni? Dziecko jest niewinne, nie powinno rosnąć bez ojca. Cierpiała okropnie, ale postanowiła go puścić. I tak nie zniosłaby tego, gdyby chodził do tamtej kobiety. To nie był zwykły romans — skoro zaszła w ciążę, to była miłość. A dla niej już jej nie było.
Mąż wrócił do domu jak zwykle, trochę później. Agnieszka nie mogła gotować, nie mogła choćby patrzeć w telewizor. Serce pękało z bólu i poczucia zdrady.
— Chora jesteś? — zapytał, widząc ją skuloną na kanapie w ciemnym pokoju.
— Nie. Jestem zdrowa.
— To coś z rodzicami? Nie męcz, mów. — Stał przed nią zaskoczony, zaniepokojony.
— Chodzi o ciebie. Masz drugą rodzinę. Oczekujecie dziecka. I kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć?
— Więc wiesz. — Gwałtownie westchnął, odwrócił wzrok. — Mam teraz wyjść, czy…
— Teraz. — Odetnęła się i odwróciła. Trzymała się, by nie wybuchnąć płaczem, ale w środku szalała od bólu, gniewu i rozpaczy.
Mąż chodził po mieszkaniu, pakował rzeczy, nie patrząc na nią. Raz chciała, by upadł przed nią na kolana, błagał o przebaczenie, a raz pragnęła, by już wyszedł, by ten koszmar się skończył.
Szuranie kółek walizki po laminacie umilkło przy kanapie.
— Resztę rzeczy zabiorę jutro, dobrze? — zapytał.
Agnieszka tylko skinęła głową, nie patrząc na niego.
Walizka przemknęła przez przedpokój. Kilka minut później drzwi się zamknęły, zaskoczył zamek. To już koniec. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, iż to prawda — została zupełnie sama. I wtedy wybuchła płaczem. Wydawało jej się, iż w jej życiu już nic nie będzie dobre — ani rodzina, ani miłość, ani szczęście. Życie się skończyło.
Nie spała całą noc. Raz chodziła boso po mieszkaniu, raz wtulała się w poduszkę, łkając. Rano wstała i poszła do pracy z czerwonymi, opuchniętymi oczami i zatkanym od płaczu nosem. Wszyscy myśleli, iż jest chora, i odesłali ją do domu. Gdy wróciła do mieszkania, od razu zauważyła, iż zniknęły wszystkie jego rzeczy. choćby szczoteczki do zębów nie zostawił, choćby zabrał brudną koszulę z pralki. Jakby nigdy go tu nie było, jakby te osiem lat małżeństwa nigdy nie istniało.
Nie wiedziała, czy to dobrze, czy źle. W końcu uznała, iż dobrze. Nie będzie widzieć jego rzeczy, szybciej się z tym pogodzi, zapomni. Tak, ta jego pedanteria w końcu się przydała. A przecież zawsze zostawiał ubrania porozrzucane po całym domu.
Lepiej oderwać plaster jednym ruchem, niż powoli i boleśnie go odklejać. Bo przychodziłby po zapomnianą szczoteczkę, albo coś innego. Nie będzie znajdować jego rzeczy i płakać. Ale i tak długo opłakiwała swoje małżeństwo.
A po roku spotkała Wojtka. Przyszedł do banku po kredyt na dom. Potem zaproponował kawę na uczczenie transakcji.
— A dla kogo budujecie taki duży dom? Dla dzieci? — zapytała przy kawie.
— Dla mnie, dla przyszłej żony i dzieci — odpowiedział, patrząc na nią tak, jakby mówił o ich wspólnej przyszłości.
Agnieszka miała ochotę powiedzieć, iż właśnie o tym marzy — o domu, rodzinie, dzieciach. Ale oczywiście tego nie zrobiła. Wystarczyło, iż w ogóle się zgodziła na tę kawę.
Wojtek opowiedział jej, iż po narodzinach córki żona się zmieniła. Była wiecznie niezadowolona, krzyczała, jeżeli nie dzwonił wystarczająco często. Zarzuty rosły jak śnieżna kula.
— Rozumiałem, iż mało pomagam, ale pracowałem, też byłem zmęczony. Zresztą choćby nie pozwalała mi za blisko dziecka. Sam zaproponowałem jej wyjazd do przyjaciółki do Krakowa. Wezwałem mamę,Agnieszka wzięła głęboki oddech, zerknęła na zdjęcie Wojtka w ramce i pomyślała, iż choć odszedł nagle, to wciąż był z nią – w każdym kącie domu, w każdym wspomnieniu, którego już nikt nie mógł jej odebrać.