24 listopada 2025 r. Dziś w moim notatniku znowu przelatują wspomnienia, które nie dają spokoju.
Zostaniesz u nas na jakiś czas, bo nie stać nas na własne lokum! rzekła mi moja przyjaciółka, kiedy po raz kolejny prosiła o nocleg w moim mieszkaniu przy ulicy Jana Pawła II w Krakowie.
Jestem kobietą pełną energii, mimo iż mam już 65 lat. Mimo upływu lat wciąż wędruję po Polsce, odwiedzam małe miasteczka, przyjeżdżam nad Bałtyk do Słowińskiego Parku Narodowego, biwakuję w Bieszczadach z dawnymi znajomymi i przepływam tratwem Wisłę w Warszawie. Kiedyś wszystko to kosztowało jedyne kilka złotych dziś to już wspomnienie.
Zawsze lubiłam poznawać ludzi. Spotykałam ich na plaży w Łebie, w teatrze w Poznaniu, w kawiarniach na Starym Mieście w Gdańsku. Niektóre z tych znajomości realizowane są po dziś dzień.
Pewnego lata w Zakopanem, w małym pensjonacie Pod Górską Chatą, spotkałam Grażynę kobietę o ciepłym uśmiechu i błyskotliwych oczach. Zostałyśmy przyjaciółkami, a po kilku latach wymieniałyśmy się listami i kartkami świątecznymi. Pewnego dnia otrzymałam nieoznaczony telegram: O trzeciej nad ranem przyjedzie pociąg. Czekaj na mnie na stacji!. Nie wiedziałam, kto go wysłał, ale wiedziałam, iż nie z mężem wyjeżdżamy.
W czwartej nad ranem ktoś zadzwonił do drzwi. Gdy je otworzyłam, zamarłam ze zdumienia. Na progu stała Grażyna, dwie nastoletnie dziewczyny Jagoda i Łucja, starsza pani babcia Zofia i mężczyzna nieznany. Trzymali w rękach mnóstwo rzeczy. Mój mąż i ja patrzyliśmy na nich jak na zagubione lalki. Wpuściliśmy ich do mieszkania, a Grażyna zapytała:
Dlaczego nie wyjechałaś po nas? Przecież wysłałam telegram! A tak przy okazji, taksówka kosztuje 30 zł!
Przepraszam, nie wiedziałam, kto go wysłał odpowiedziałam.
Miałam twój adres. Oto jestem dodała, nieco rozbawiona.
Jej słowa rozbrzmiały, jakbyśmy miały już jedynie korespondować listami.
Grażyna wyznała, iż Jagoda właśnie ukończyła liceum i zamierza podjąć studia w Krakowie. Reszta rodziny przyjechała, by ją wspierać.
Będziemy u ciebie, bo nie stać nas na wynajem! Mieszkacie blisko centrum! krzyknęła.
Byłam zszokowana. Nie byliśmy rodziną, a jednak miałam karmić ich trzy razy dziennie. Przynosili jedzenie, ale nie gotowali. Musiałam ich wszystko obsługiwać, od mycia naczyń po odkurzanie.
Po trzech dniach nie wytrzymałam. Poprosiłam Grażynę i jej krewnych, by się wyprowadzili. Nie obchodziło mnie, dokąd pojedą. Wtedy wybuchł prawdziwy skandal Grażyna zaczęła rzucać talerzami, krzycząc histerycznie.
Byłam przerażona jej zachowaniem. Gdy w końcu wyszli, przywiezli ze sobą mój szlafrok, kilka ręczników i, niewytłumaczalnie, wielki garnek z kapustą. Nie wiem, jak udało im się go zabrać, ale po prostu zniknął!
Tak zakończyła się nasza przyjaźń. Dzięki Bogu! Od tamtej pory nie słyszałam o niej ani nie widziałam. Teraz, gdy spotykam nowych ludzi, zachowuję większą ostrożność i nie otwieram drzwi obcym bez pewności, iż nie przyniosą ze sobą kolejnych kłopotów.
Zapisuję to, by pamiętać, iż dobro nie zawsze przychodzi bez ceny.
Zdzisława.













