Zatracona na stoku

polregion.pl 3 godzin temu

Wąska ścieżka

Radosnym stukotem toczyły się koła podmiejskiej elektryczki. Wzdłuż torów niczym mur stały rozłożyste świerki, między których gałęziami przeświecało niskie zimowe słońce. Grupa studentów medycyny hałaśliwie dyskutowała o czymś przy oknie. Przy wejściu do wagonu leżały ich narty.

Duszą i organizatorem wyjazdu był Jasiek Kowalczyk – przystojniak o sportowej sylwetce, dumą uczelni, kandydat na mistrza sportu w biegach narciarskich. Każdej zimy reprezentował szkołę na zawodach i nigdy nie zajął miejsca niższego niż drugie. Jego ojciec piastował wysokie stanowisko w miejskim magistracie. Jednym słowem – lokalna gwiazda.

Na krótko przed świętami Kowalczyk zaproponował wyjazd na bazę turystyczną. Mało kto o niej słyszał – stała gdzieś w głębi lasu. Można było odpocząć i pojeździć na nartach. Większość grupy się zgodziła, choć poza samym Kowalczykiem nikt nie był zapalonym narciarzem. Ale kto by odmówił wypadu na łono natury?

Hania stała na nartach tylko na szkolnych zajęciach z wuefu. Jak jednak mogła nie jechać, skoro sam Kowalczyk ją zaprosił? Poszłaby na koniec świata, byle tylko być przy nim.

W wagonie przytuliła się do jego ramienia, tonąc w błogości, nie zauważając, jak Krzysiek Nowak rzuca w jej stronę pełne zazdrości spojrzenia. I nie tylko on. Ania również spoglądała z niepokojem na Kowalczyka i Hanię. *„Co on w niej widzi?”* – mówił jej wzrok.

Hania sama się dziwiła. Tyle wokół pięknych dziewczyn, a on wybrał ją – skromną, choć prymuskę. Niedawno choćby wspomniał, iż po studiach się pobiorą. Jego wpływowy ojciec wyegzekwował obietnicę, iż syn nie ożeni się przed dyplomem. W przeciwnym razie straciłby pomoc w dostaniu się do najlepszego szpitala w mieście.

Do końca studiów zostało jeszcze półtora roku. Może się wiele zmienić. Ale Hania nie sięgała myślami tak daleko. Przytulona do Kowalczyka w pociągu czuła się szczęśliwa i kochana.

Wysiedli na stacji i zamarli przed widokiem zimowego lasu, w którym ukryła się baza. Mroźne powietrze orzeźwiało. Wesoło maszerowali z nartami na ramionach, ciesząc się pięknym dniem, młodością i nadchodzącymi świętami.

Zajęli drewniane domki, a Kowalczyk natychmiast zawołał wszystkich na trasę, by się rozgrzać.

– Najpierw mała pętla – pięć kilometrów. Zabierzcie telefony, dzwońcie do siebie lub do mnie, jeżeli coś się stanie. Ale tu spokojnie. Żadnych dzikich zwierząt. Trasa przygotowana, dobra. Starajcie się nie zostawać w tyle. Ja idę pierwszy, Krzysiek zamyka pochód. – Kowalczyk stanął na nartach tuż przed głównym budynkiem.

Hania nie spieszyła się, by stanąć za nim. Wiedziała, iż jest początkująca, tylko przeszkodzi innym. Zajęła miejsce na końcu. Za nią ustawił się Krzysiek. Kowalczyk to zauważył, ale nic nie powiedział.

Kilka osób pod wodzą Kowalczyka od razu ruszyło do przodu i niedługo zniknęło w lesie. Hania mocno odstawała. Narty ślizgały się na ubitej ścieżce, mięśnie nóg płonęły, ręce zesztywniały. Łapała ustami mroźne, parzące gardło powietrze. Za plecami słyszała szelest nart Krzysztofa.

– Wyprzedzaj! – krzyknęła, odwracając głowę.

Lecz on tylko wolniutko sunął za nią. Hania już żałowała, iż w ogóle tu przyjechała. Mogła siedzieć w ciepłej chacie, pić herbatę i czekać na resztę. Nagle tuż obok trzasnęła gałąź, jakby coś przedzierało się przez zarośla. Hania drgnęła, straciła równowagę i upadła. Pod nią coś chrupnęło, w oczach błysnęły iskry bólu, krzyknęła.

– Co się stało? – Krzysiek zatrzymał się obok.

– Noga… – jęknęła przez zaciśnięte zęby.

Krzysiek przekręcił się w poprzek ścieżki, przykucnął.

– Daj zobaczyć. Odsuń ręce. Nie bój się – rozkazał stanowczo.

Hania odsunęła dłonie, ale nie do końca.

Delikatnie dotknął jej łydki. Dziewczyna wzdrygnęła się i krzyknęła.

– Jasne. Złamanie. – Siegnął po telefon, ale nie było zasięgu. Zaklął cicho.

– Haniu, nie płacz. Kowalczyk biega szybko. jeżeli zrobi drugie okrążenie, zaraz tu będzie.

– Mówił, iż tylko jedno na początek – szlochała.

– On i tak zdąży zrobić dwa, zanim reszta skończy jeden. Jesteśmy gdzieś w połowie trasy. Daleko. Musimy czekać. Wytrzymasz? Innego wyjścia nie ma.

Siedziała na śniegu i płakała.

– Słuchaj, przejdę kawałek dalej. Może złapię sygnał. Nie odejdę daleko, nie zostawię cię.

Hania nie odpowiedziała. Trzęsła się z zimna i stresu. Krzysiek odjechał trochę, sprawdził telefon, znów ruszył.

– Mam zasięg! – zawołał radośnie.

Po krótkiej rozmowie wrócił.

– Kowalczyk zaraz tu będzie. Trzymaj się.

Zauważył, iż dzwoni zębami, po czym zdjął kurtkę i narzucił jej na ramiona. Podziękowała skinieniem głowy. Po policzkach ciekły łzy. niedługo jednak sam zaczął marznąć. Skakał w miejscu, by się rozgrzać. Czas wlókł się niemiłosiernie, aż wreszcie na ścieżce pojawił się Kowalczyk.

– Haniu, pomoc nadchodzi – wyszeptał Krzysiek, ledwo poruszając zsiniałymi ustami.

– Jak to się stało? – spytał Kowalczyk, podjeżdżając.

Za nim ciągnął plastikową płachtę, niby sanki.

Hania trzęsła się tak mocno, iż nie mogła mówić.

– Zaraz odczepimy narty i położymy cię na to – tłumaczył Kowalczyk łagodnie, jak dziecku.

– Skuter odjechał, drugi popsuty. Będziemy musieli ciągnąć ją do bazy – rzucił do Krzysztofa, nie patrząc na niego.

Każdy dotyk wywoływał u Hani krzyk. Kowalczyk w końcu nie wytrzymał:

– Haniu, pomóż nam trochę! Chcesz tu zamarznąć?

Krzysiek milczał, wiedząc, iż Kowalczyk ma więcej doświadczenia. W końcu udało im się posadzić ją na płachcie.

– Może lepiej się połóż – poradził już spokojniej KowTak więc zakończyła się ta zimowa przygoda, która na zawsze zmieniła ich życie, a śnieg, co wówczas tak pięknie pokrywał las, stopniał, pozostawiając tylko wspomnienia i lekcję, iż prawdziwa miłość często czeka tam, gdzie się jej najmniej spodziewamy.

Idź do oryginalnego materiału