**Zasłużone szczęście**
Wróciłam dziś z pracy, przebrałam się i napiłam herbaty. Kolację mogłam przygotować później – zdążę. Aleksander miał wrócić za dwie godziny. Wzięłam książkę, położyłam się na kanapie i z rozkoszą wyciągnęłam nogi. Cały dzień stałam na obcasach.
Pracuję jako nauczycielka w szkole podstawowej. Zawsze staram się wyglądać schludnie – krótka fryzura, eleganckie garsonki i skromne sukienki. Tak wymaga szkolny dress code. Codziennie spotykam się z rodzicami uczniów, którzy bywają różni – jedni biedniejsi, inni zamożniejsi. Staram się nie wyróżniać wśród tych pierwszych ani nie ginąć w tle tych drugich. Nauczyłam się mówić wyraźnie i spokojnie, nigdy nie podnosząc głosu. Dzieci i rodzice mnie szanują.
Po kilku stronach oczy zaczęły mi się kleić. Przymknęłam je i niepostrzeżenie zasnęłam. Obudził mnie dźwięk książki upadającej na podłogę. Siedząc, przetarłam oczy, schyliłam się po nią, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Aleksander miał klucz, a na jego powrót było za wcześnie. Pukanie powtórzyło się – nieśmiałe, krótkie.
W przedpokoju poprawiłam rozwichrzone włosy przed lustrem i otworzyłam drzwi.
Na progu stał Krzysztof, przyjaciel i kolega Aleksandra.
— Cześć, Ewa.
— Witaj, Krzysiu. Aleksandra jeszcze nie ma — powiedziałam.
— Wiem. adekwatnie to przyszedłem do ciebie. — Przenosił ciężar z nogi na nogę.
— Wejdź. — Zrobiłam miejsce, wpuszczając go do środka.
Zdjął płaszcz, powiesił go na wieszaku, a szalik wsunął w rękaw. Następnie zrzucił buty. Patrzyłam na niego, zastanawiając się, co mogło go sprowadzać. Czy coś się stało Aleksandrowi?
Krzysztof poprawił marynarkę i spojrzał na mnie, czekając na zaproszenie do pokoju.
— Chodźmy do kuchni — zaproponowałam.
Jak to w Polsce – najlepsze rozmowy prowadzi się przy kuchennym stole.
Krzysztof usiadł pierwszy. Podeszłam do kuchenki, włączyłam czajnik, który natychmiast zaczął gwizdać.
— Herbata czy kawa? — zapytałam, odwracając się w jego stronę.
— Herbatę chętnie.
Wyjęłam filiżankę z szafki. Pudełko z ciasteczkami i cukierkami już stało na stole. Czajnik gwałtownie zawrzał, ogłaszając to głośnym gwizdem.
Nalałam herbaty i przesunęłam w jego stronę cukierki. Usiadłam naprzeciwko.
— Nie napijesz się ze mną? — spytał, wyraźnie czując się nieswojo.
— Nie przyszedłeś bez powodu. Coś się stało? Z Aleksandrem? — odpowiedziałam pytaniem.
— Twój Aleksander żyje i ma się dobrze. — Spuścił wzrok, udając, iż wybiera cukierka.
— Mów wreszcie — poprosiłam niecierpliwie.
— Od dawna chciałem ci powiedzieć… — Wziął cukierka i zaczął obracać w palcach. — Jesteś kobietą atrakcyjną, mądrą, wzorową gospodynią… — Zaczął rozwijać papierka. — Nie chciałem się wtrącać w wasze sprawy, ale muszę ci otworzyć oczy na Aleksandra. — Włożył cukierka do ust i zaczął żuć.
— No i? Mam cię prosić, żebyś wreszcie powiedział? — Tracę cierpliwość.
— Więc… Nieprzyjemnie mi to mówić… — Głośno pociągnął łyk herbaty.
— Mów. — Nacisnęłam.
— Aleksander ma kochankę. — Wyrzucił z siebie i zakrztusił się cukierkiem.
Podniosłam się, przechyliłam przez stół i klepnęłam go po plecach. Potem usiadłam i parsknęłam śmiechem.
— Nie zrozumiałaś? Nie wierzysz? A może już wiedziałaś? — spytał zmartwiony.
— Uff, a już myślałam, iż coś strasznego się stało — odparłam, wciąż się śmiejąc.
Teraz jego kolej była się dziwić.
— No i co? Aleksander to przystojny facet, w pełni sił — powiedziałam. — A tobie co do tego? Przecież jesteście przyjaciółmi, a przyjaciele się nie zdradzają. Sam ile razy chodziłeś na boki? — Patrzyłam na niego zimno.
— Sam swoją rodzinę rozwiódłeś, a teraz przyszedłeś burzyć moją? — Podniosłam głos i wstałam od stołu.
— Chciałem cię ostrzec. Ty dla niego wszystko robisz. Gotujesz, pierzesz, pieczesz ciasta. Jesteś idealna. A on cię nie docenia. — Wybełkotał, czerwieniąc się ze wstydu albo od gorącej herbaty.
— Już się napiłeś? A teraz wynoś się. Aleksander lada chwila wróci.
— Pójdę, ale pomyśl o tym, co powiedziałem. Dobrze się zastanów. Ostrzegłem…
— Idź już, dobrodzieju. — Przynagliłam go.
Krzysztof gwałtownie wycofał się do przedpokoju. Rozglądał się za łyżką do butów, a nieAleksander wrócił do domu z bukietem róż, uśmiechnął się do mnie tak samo czule jak w dniu, gdy się poznaliśmy, a ja zrozumiałam, iż nasze wspólne lata były zbyt cenne, by dać się zwieść słowom zazdrośnika.