Zaskakujące tajemnice: jak mój mąż zorganizował cyrk w domu mojej matki

newsempire24.com 1 tydzień temu

Kochanka pod przykrywką siostry: jak mój mąż urządził cyrk w domu mojej matki

Antek – mój jeszcze prawny mąż – nie jest stąd. Kiedyś trafił do naszego miasta na obowiązkową służbę wojskową. Szyldwach odsłużył, ale do domu już nie wrócił. Został. Najpierw mieszkał z dziewczyną, którą poznał w wojsku. Ale im nie wyszło – rozstali się. Wynajął mieszkanie, dorabiał, a rodzina, która go wzywała z powrotem – matka, dwóch starszych braci i siostra – nigdy go nie przekonała.

Poznaliśmy się z Antkiem siedem lat temu. Wtedy mieszkałam ze starszą mamą – jestem późnym dzieckiem i nie mogłam jej zostawić samej w żadnych okolicznościach. Antek się z tym zgodził i wprowadził do nas. Mama od razu odmówiła mu jednak melifikacji. Tak więc żył u nas – bez stałego zameldowania.

Mam córkę z pierwszego małżeństwa, Lilkę, teraz ma dziewięć lat. Z Antkiem tylko się pobraliśmy – bez hucznego wesela, bez gości. Wtedy miał problemy zdrowotne, nie pracował, i nie było ani środków, ani sensu na imprezę. Ja pracowałam, czasem niemal bez dnia wolnego – grafik „dwa przez dwa” gwałtownie zamienił się w „siedem przez zero”.

Antek tymczasem siedział w domu i robił remont. Dawałyśmy mu pieniądze z emerytury mamy i mojej pensji. Kleił tapety, wymieniał płytki, drzwi, przenosił instalacje hydrauliczne. Napinany sufit zrobili fachowcy, ale reszta – to jego dzieło. Z mamą miał neutralne stosunki – nie kłócili się, nie było konfliktów. On mieszkał w jednym pokoju, mama z wnuczką, a ja, jak to często bywa, w pracy.

Dodatkowo do pensji dostaję alimenty od byłnego męża. Te pieniądze idą wyłącznie na Lilkę: jedzenie, ubrania, szkoła, zajęcia dodatkowe, trochę odkładam na przyszłość – na mieszkanie albo studia. Ojciec dziecka nie jest skąpy, pomaga regularnie. Antek prawie w ogóle nie angażował się w życie córki. I nie naciskałam – Lilka ma ojca, który jest obecny w jej życiu.

Wspólnych dzieci z Antkiem nie mieliśmy. Nie chciałam.

A teraz do sedna.

Miesiąc temu Antek – który wtedy już od pół roku pracował – wieczorem zaczął się gdzieś pakować. Spytałam:

— Gdzie?

— Siostra z siostrzeńcem przyjeżdżają. Muszę ich odebrać.

Prawda? Myślę sobie, odbierze – i pojadą do domu, może do znajomych. Na pewno nie do nas. Ale nic z tych rzeczy. Po godzinie do mieszkania weszła blondynka koło czterdziestki z nastolatkiem. Kobieta przedstawiła się:

— Nazywam się Magdalena, a to mój syn Kacper.

Antek, jakby nic dziwnego, powiedział:
— Wchodźcie, rozgośćcie się – i poszedł po walizki.

Zamarłam. Posadziłam „gości” przy herbacie i ruszyłam do Antka po wyjaśnienia. Spokojnie oznajmił:

— Magdę rzucił mąż, nie mają gdzie mieszkać. Więc przyprowadziłem ich do nas.

— Wspaniaie. A mnie nie wypadało zapytać? To mieszkanie mamy. Gdzie oni będą spać?

On już miał plan: ja z córką przeprowadzamy się do pokoju mamy, nastłatak – do pokoju Lilki, a „siostra” Magdalena – z nim. Tak po prostu. Pokłóciliśmy się. Zaproponowałam logiczne rozwiązanie – żeby mama i syn mieszkali razem w jednym pokoju, ale Antek upierał się przy swoim.

Mama była w szoku. Powiedziała wprost: maksymalnie kilka dni. I przypomniała Antkowi:

— Zapomniałeś, kto tu jest gospodynią? Chcesz kogoś wprowadzać, to chociaż zapytaj.

Na co ten wybuchnął:

— Ja z tej rudery zrobiłem cudo! Będziecie się czepiać – pójdę do sądu, zgłoszę udział w mieszkaniu!

Mamie skoczyło ciśnienie. Wdałem się w kłótnię, ale on tylko groził:
— Chcesz? To zdejmę tapety, porozbijam płytki!

Nocowałam z Lilką u mamy, a Antek spał z „siostrą”. Trzęsłam się z nerwów.

Rano, gdy jeszcze spał, weszłam na portale społecznościowe. Założyłam konto i zaczęłam szukać jego siostry – po nazwisku, które kiedyś padło. Znalazłam. Prawdziwa Magdalena – brunetka, 35 lat, syn ma 14, a na wszystkich zdjęciach podpisy: „Kocham męża”, „Szczęśliwa rodzina”… Więc kim jest ta blondynka?

Oczywista sprawa – kochanka. I wszystko stało się jasne. Pierwszym odruchem było urządzić awanturę, ale się powstrzymałam. Córkę wysłałam do szkoły, kazałam jej po lekcjach iść do koleżanki i czekać na mój telefon. Z mamą ubrałyśmy się i pojechałyśmy do prawnika.

Na konsultacji uspokoiły nas: remont nie daje prawa do udziału w mieszkaniu. Czyli – można go wykopać. Po prawniku – na policję. Tam niestety tylko rozłożyli ręce: „Dopóki nic nie zniszczył, nie możemy interweniować”.

Mamę odesłałam do domu, sama zajrzałam do sądu i złożyłam pozew o rozwód. Potem zaczęłam dzwonić do znajomych. Kilku chłopaków zgodziło się pomóc przy „eksmisji”. Wieczorem, po pracy.

Wróciłam, uspokoiłam mamę. Cały dzień siedziałam w domu, obserwując „Magdalenę” i jej „syna”. Chłopak okazał się mieć 17 lat, nie uczył się, nie pracował. Zadawałam nienachalne pytania o dzieciństwo, szkołę, wspólnych krewnych. Oni z Antkiem nerwowo zerkiwali na siebie, plakali się w zeznaniach. Było to obrzędliwe. Ale wytrzymałam.

A wieczorem zaczął się ostatni akt tego absurdalnego przedstawienia.

Przyszli kumple. Antka – za drzwi. „Magdalenę” – za nim. Nastolatkowi spokojnie zaproponowano wyjście. Walizki – na klatkę. Nie wytrzymałam i odpędziłam „Magdalenę” kopniakiem. Antek, już za progiem, nagle się zawrócił:

— Dobrze, to Luba. Moja kochanka. Mąż ją wyrzucił. Żal mi było. No i… no… pogięło mnie. No wybacz. My faceci tacy jesteśmy. Nie można całe życie jeść tylko schabowego!

Tak, Antek. Tylko zapomniałeś, iż nie jesteś u siebie. I ze schabowym nie przy patelni. Tymczasem jesteś w mieszkaniu mojej mamy. A my właśnie cię z niego wymietłyśmy.

Może i nikomu bym nie opowiadała. Ale niech to będzie przestroga dla wszystkich kobiet: jest na świecie kobieta, której mąż przyprowadził kochankę do mieszkania jej matki i spał z nią za ścianą. I ta kobieta nie dała za wygraną. Wszystko się ułoży. Ważne – nie bać się. I pamiętaI w końcu zrozumiałam, iż czasem trzeba pozbyć się całego śmiecia na raz – choćby jeżeli ma twarz człowieka, którego kiedyś kochało się na zabój.

Idź do oryginalnego materiału