Weronika zatrzymała samochód pod dobrze znanym domem i spojrzała na zegarek. Trzydzieści minut za wcześnie – przyjechała zbyt szybko. „Nic się nie stało” – pomyślała – „Teściowa zawsze się cieszy, gdy mnie widzi”.
Poprawiła włosy w lusterku wstecznym i wysiadła, trzymając w ręce pudełko z tortem. Był słoneczny dzień, a powietrze wypełniał słodki zapach kwitnących bzów. Weronika uśmiechnęła się, przypominając sobie, jak niegdyś przechadzała się tymi cichymi podwórkami z Krzysztofem, zanim jeszcze się pobrali.
Podeszła do drzwi, wyjęła klucz – teściowa od dawna nalegała, by synowa miała własny. Cicho otworzyła, nie chcąc przeszkadzać Jadwidze, gdyby ta odpoczywała.
W mieszkaniu panowała cisza, tylko stłumione głosy dobiegały z kuchni. Weronika rozpoznała głos teściowej i już miała się przywitać, gdy następne słowa sparaliżowały ją na miejscu.
„Jak długo jeszcze możemy to ukrywać przed Weroniką?” – głos Jadwigi brzmiał niespokojnie. „Krzysztof, to nieuczciwe wobec niej.”
„Mamo, wiem, co robię” – odpowiedział głos męża, który według jego słów powinien był teraz być na ważnym spotkaniu w biurze.
„Naprawdę? Myślę, iż popełniasz błąd. Widziałam dokumenty na stole. Naprawdę planujesz sprzedać nasz rodzinny interes i wyjechać do Ameryki? Z powodu tej… jak ona się nazywa… Jennifer z funduszu inwestycyjnego? Która obiecuje ci góry złota w Kalifornii? A co z Weroniką? Ona choćby nie wie, iż przygotowujesz papiery rozwodowe!”
Pudełko z tortem wypadło z zesztywniałych palców Weroniki i z głuchym stuknięciem uderzyło o podłogę. W kuchni zapadła natychmiastowa cisza.
Sekundę później w przedpokoju pojawił się zmieszany Krzysztof. Jego twarz zbladła na widok żony.
„Weronika… jesteś wcześnie…”
„Tak, wcześnie” – jej głos zadrżał. „Wystarczająco wcześnie, by poznać prawdę. A może… w samą porę?”
Jadwiga stanęła za synem, jej oczy wypełniły się łzami i współczuciem.
„Córko…”
Ale Weronika już odwróciła się ku drzwiom. Ostatnie, co usłyszała, to słowa teściowej:
„Widzisz, Krzysztof? Prawda zawsze znajdzie drogę.”
Weronika wsiadła do samochodu i odpaliła silnik. Jej dłonie drżały, ale myśli były dziwnie jasne. Wyjęła telefon i wybrała numer adwokata. Skoro Krzysztof szykuje dokumenty rozwodowe, ona też się przygotuje. W końcu połowa rodzinnego biznesu prawnie należała do niej i nie pozwoli, by jego los został rozstrzygnięty bez jej udziału. Sieć ekskluzywnych salonów jubilerskich „Złoty Kwiat” została założona przez ojca Krzysztofa trzydzieści lat temu. Zaczynało się od małego warsztatu tworzącego unikalną biżuterię na zamówienie, a dziś firma miała piętnaście salonów w całej Polsce.
Weronika dołączyła do firmy sześć lat temu jako specjalistka od marketingu i tam poznała Krzysztofa. Po ślubie całkowicie poświęciła się rodzinnej firmie, wprowadziła nowe pomysły, uruchomiła sprzedaż internetową i międzynarodowe wysyłki. Dzięki jej staraniom zysk firmy podwoił się w ciągu ostatnich trzech lat. A teraz Krzysztof chciał to wszystko sprzedać?
„Spotkajmy się za godzinę” – powiedziała do adwokata. „Mam interesujące informacje o planowanej sprzedaży biznesu. Chodzi o „Złoty Kwiat”.”
Rozłączyła się i uśmiechnęła. Może nie przyjechała za wcześnie, ale w samą porę. Teraz jej przyszłość była w jej własnych rękach.
Następne pół roku zamieniło się w wyczerpującą batalię prawną. Później Weronika poznała całą historię: sześć miesięcy temu, na międzynarodowej wystawie jubilerskiej w Mediolanie, Krzysztof spotkał Jennifer Brown, przedstawicielkę wielkiego amerykańskiego funduszu inwestycyjnego. Jennifer dostrzegła potencjał w „Złotym Kwiecie” i zaproponowała Krzysztofowi sprzedaż firmy, obiecując mu miejsce w radzie dyrektorów nowej spółki technologicznej w Dolinie Krzemowej.
Krzysztof, który zawsze czuł się przyćmiony sukcesami żony i obciążony rodzinnymi tradycjami jubilerskimi, zobaczył w tym szansę na własną historię sukcesu. Poza tym, między nim a Jennifer nawiązał się romans, a ona już znalazła mu dom w okolicach San Francisco.
Teraz w sądzie Krzysztof był pewien, iż zyska kontrolę nad firmą, powołując się na to, iż „Złoty Kwiat” był spadkiem po ojcu. Nie przewidział jednak przezorności Weroniki, która zachowała wszystkie dokumenty potwierdzające jej wkład w rozwój biznesu.
Na trzeciej rozprawie przedstawiono raporty finansowe pokazujące, jak dzięki strategii marketingowej Weroniki i wprowadzeniu sprzedaży online zyski firmy wzrosły o 200%. Umowy międzynarodowe, które podpisała, potroiły wartość biznesu. Jej adwokat umiejętnie wykorzystał te dane, udowadniając, iż współczesny „Złoty Kwiat” w znacznej mierze zawdzięcza sukces właśnie Weronice.
Jadwiga, ku zaskoczeniu syna, stanęła po stronie synowej. Przyniosła do sądu stare księgi rachunkowe, pokazując, iż firma była na skraju bankructwa przed przyjściem Weroniki i to jej pomysły uratowały rodzinny interes.
Proces trwał prawie rok. Ostatecznie zapadło salomonowe rozstrzygnięcie: spółka została podzielona. Krzysztof otrzymał siedem salonów działających według starego modelu, z tradycyjną biżuterią. Weronika dostała osiem nowych punktów, w tym wszystkie międzynarodowe przedstawicielstwa i platformę internetową.
„Wiesz” – powiedziała Jadwiga po ogłoszeniu wyroku – „mój mąż zawsze mówił, iż w biznesie najważniejsze nie jest dziedzictwo, ale umiejętność rozwijania go. Udowodniłaś, iż jesteś godna strzec jego dzieła.”
Rok po rozwodzie magazyn „Biznes Polski” opublikował artykuł o dwóch firmach jubilerskich. Jak donoszono, wyjazd Krzysztofa do Ameryki nie doszedł do skutku – fundusz inwestycyjny wycofał się z transakcji po głośnym rozwodzie, a Jennifer gwałtownie straciła zainteresowanie niedoszłym magnatem z Doliny Krzemowej. Tradycyjny „Złoty Kwiat” Krzysztofa Kowalskiego wciąż utrzymywał stabilną pozycję w swojej niszy.
Ale w życiu Weroniki zaszły duże zmiany. Na międzynarodowej wystawie w Dubaju, gdzie prezentowała swoją kolekcję, poznała Martina Steina,Spotkali się ponownie pod bzami w Dubaju, gdzie teraz, wiele lat później, Weronika i Martin otworzyli swój kolejny salon, a zapach tych kwiatów przypominał jej, iż choćby największe burze mogą przynieść nowy początek.