Zaskakująca wizyta: kolacja u przyszłej teściowej

twojacena.pl 7 godzin temu

Szokująca wizyta: kolacja u przyszłej teściowej

Nigdy nie zapomnę tego wieczoru, gdy odwiedziłam rodziców mojego chłopaka. Wyobraźcie sobie: zaglądam do garnka, a spod grubej warstwy białego tłuszczu spoglądają na mnie świnskie kopytka, uszy, a choćby ryjek! Aż mnie ciarki przeszły! Nie mogłam się zmusić, by tego spróbować, choć nie chciałam nikogo urazić.

Pierwsze spotkanie: ciepłe przyjęcie
Mój chłopak, nazwijmy go Krzysztof, zaprosił mnie do swoich rodziców do małego miasteczka. Jego mama, powiedzmy, Jadwiga, i ojciec, dajmy mu na to Wojciech, mieszkali w przytulnym domku z niewielkim ogródkiem. Denerwowałam się przed spotkaniem, ale przyjęli mnie niezwykle gościnnie. Jadwiga zaraz ugościła mnie herbatą i domowym sernikiem, a Wojciech opowiadał zabawne historie. Myślałam, iż wszystko pójdzie gładko… ale to był dopiero początek.

Kuchenny koszmar: co jest w garnku?
Gdy przyszła pora kolacji, Jadwiga zawołała nas do stołu. Spodziewałam się czegoś prostego, ale smacznego – może ziemniaków z kotletem albo barszczu. Tymczasem na środku stał ogromny garnek, z którego unosił się dziwny zapach. Zajrzałam do środka i oniemiałam – na wierzchu kożuch tłuszczu, a pod nim mętna breja z kopytkami, uszami i… ryjem! To był galaret, ale w takiej postaci, iż włosy stanęły mi dęba.

Jadwiga oznajmiła dumnie: *„To nasza rodzinna specjalność!”* Próbowałam się uśmiechnąć, ale ścisnęło mnie w środku. Krzysztof mrugnął: *„Spróbuj, naprawdę smaczne!”* Ale nie potrafiłam. U mnie w domu galaret też się robi, ale jest klarowny, podany elegancko – a nie jak scenografia z horroru! Wymigałam się grzecznie, tłumacząc, iż jestem najedzona, ale po minie Jadwigi poznałam, iż jest urażona.

Domowe obyczaje: naczynia i zwyczaje
Po kolacji czekała mnie nowa próba. Zaproponowałam pomoc przy zmywaniu, ale usłyszałam, iż goście tego nie robią. Ucieszyłam się, myśląc, iż mają zmywarkę. Gdzie tam! Jadwiga opłukała talerze zimną wodą i odstawiła na półkę. Sztućce, którymi jedliśmy galaret, też ledwo przetarła. Byłam w szoku. U nas naczynia lśnią po myciu, a tu taka fuszerka!

Wojciech, widząc moje zdziwienie, rzekł: *„Nie lubimy tracić czasu w głupoty. Ważne, żeby jeść smacznie!”* Skinęłam głową, ale myślałam: jak można jeść z brudnych talerzy? Potem zauważyłam w kącie kuchni stertę śmieci – obierki, opakowania, choćby kości. Jadwiga wyjaśniła, iż wynoszą je raz w tygodniu, *„żeby nie latać co dzień”*. U nas kosz opróżnia się codziennie!

Poranne niespodzianki
Następnego dnia liczyłam na poprawę. Ale na śniadanie znowu podano ten sam galaret! Jadwiga wyjęła garnek z lodówki i oznajmiła: *„Zjedz, póki świeże.”* Znów odmówiłam, wybierając chleb z masłem. Krzysztof tłumaczył, iż to ich tradycja, ale ja już myślałam tylko o powrocie.

Przez cały dzień odkrywałam kolejne dziwactwa. Nie było odkurzacza, pralka była starocie, a o zmywarce choćby nie słyszeli. Jadwiga chwaliła się swoją *„prostotą”*, ale dla mnie to był chaos. choćby w łazience znalazłam jedną szmatę dla wszystkich – to już mnie dobiło.

Ucieczka w spacer
Jedyną ucieczką były spacery po miasteczku. Chodziłam po parku, podziwiałam kamienice, jadłam normalne posiłki w kawiarni. Ale wracając do domu, czułam się jak na obcej planecie. Krzysztof przyznał, iż sam czasem wstydzi się zwyczajów rodziców, ale nie zamierzał ich zmieniać.

Powrót do domu: nauka z wizyty
Gdy wróciłam, pierwsze, co zrobiłam, to przytuliłam swoją zmywarkę i zjadłam z czystego talerza. Ta wizyta nauczyła mnie doceniać nasz porządek. Z Krzysztofem jesteśmy przez cały czas razem, ale ustaliliśmy – u jego rodziców nocuję tylko raz. W naszym przyszłym domu będą inne zasady: mycie naczyń, codzienne wynoszenie śmieci i żadnych galaret z ryjami!

Ta historia pokazała mi, jak różne mogą być domowe zwyczaje. Nie oceniam Jadwigi i Wojciecha – to ich dom, ich prawa. ale dla mnie była to lekcja: by nie brać za pewnik czystości i wygody, które wcześniej wydawały mi się oczywiste.

Idź do oryginalnego materiału