„Zapytanie o brakujące jajka do ciasta spotkało się z zarzutem o chciwość: Synowa zamierza zainwestować w osobną lodówkę i ograniczyć dostęp do ich jedzenia”

newskey24.com 1 tydzień temu

Dziś przeżyłem sytuację, po której ręce mi drżą. Chciałem upiec placek — dawno nie robiłem niczego specjalnego dla rodziny. Pogoda piękna, humor dopisywał, wnuczka bawiła się obok. Wszystko gotowe, brakowało tylko jajek. Otwieram lodówkę… a tu pusto. Przecież przed chwilą były, odłożyłem je specjalnie, żeby nikt nie wziął.

Poszedłem zapytać synową — może przeniosła, może przełożyła. A tu jak bomba: „Żałujesz wnuczce jajek? Jadła rano jajecznicę!” Stałem jak wryty. Serce ścisnęło mi się z gniewu. Powiedziałem: „No głupia jesteś…” Tak, nie wytrzymałem. Może słowo ostre, ale jak inaczej, gdy cię oskarżają o skąpstwo za dwa jajka, które sam kupiłeś?

A ona na to: „Kupię sobie lodówkę i niech każdy je swoje!” Wyobrażacie to? Pod jednym dachem, w tym samym mieszkaniu — osobne lodówki? To nie rodzina, tylko jakaś spółdzielnia. A wszystko przez co? Przez to, iż zapytałem o jajka, które zniknęły.

Nie jestem młody. Żyję skromnie, bez luksusów. To mieszkanie to jedyne, co mam. Dorwałem się do niego z trudem. Emeryturę wydaję grosz do grosza, na targ chodzę po promocje. A młodzi? „Nie mają czasu”. Pracują, zmęczeni, rozumiem. Syn haruje od rana do nocy, żeby jakoś wyżyć. Na osobne mieszkanie ich nie stać. Wynajem — drogi, kredyt — nieosiągalny. Więc żyjemy we trójkę w dwupokojowym: ja, syn, synowa i wnuczka. Staram się nie zawadzać, cieszę się, iż choć ktoś jest.

Ale wspólne życie to nie tylko kuchnia i łazienka. To szacunek. To zrozumienie, iż starszy człowiek też ma potrzeby, przyzwyczajenia i — broń Boże — prawo do placka. A tu — awantura o dwa jajka. Nie pierwszy raz: raz patelni nie odstawią, raz garnek zabiorą, raz zjedzą produkty, które zbierałem na obiad. Milczę, znoszę. Ale tym razem pękło. Bo nie chodzi o jajka, nie o lodówkę, choćby nie o placek.

Chodzi o stosunek. O tę rozpacz, gdy całe życie dajesz, karmisz, wychowujesz, a potem słyszysz, iż jesteś „skąpy”. A przecież to ja ich zaprosiłem, nie wyrzuciłem. Dzielę mieszkanie, łączę grosze, żyjemy, jak umiemy. A teraz każą mi jeść osobno, żyć osobno — czyli się nie wtrącać.

Rozumiem — różne pokolenia, różne poglądy. Ale rodzina to nie lodówki. Nie to, kto co zjadł. To szacunek, troska i wdzięczność. Nie żądam pokłonów. Ale usłyszeć, iż jestem skąpy — to boli. Bardzo.

Teraz myślę: niech jedzą, co chcą. Jak nie zostawią — ugotuję sobie kaszę. Wspólny obiad? Niech jedzą osobno. Tylko niech wiedzą: nie dlatego, iż się obraziłem albo jestem sknerą. Tylko dlatego, iż oni tak chcieli. A ja… zapamiętam. I wyciągnę wnioski.

Idź do oryginalnego materiału