Zofia przygotowywała kolację, nakrywając stół dla siebie i męża. Wieczór zapowiadał się spokojny, przytulny, gdy nagle ciszę przerwał ostry dzwonek u drzwi. Nie spodziewali się gości, a ten dźwięk zawisł w powietrzu niczym zapowiedź czegoś nieoczekiwanego.
— Krzysztofie, otwórz, proszę, kto tam? — zawołała Zofia z kuchni, wycierając ręce w fartuch.
Krzysztof oderwał wzrok od telewizora i niechętnie podszedł do drzwi. Gdy je otworzył, zastygł w zdumieniu.
— Ciociu Halino? Skąd pani się tu wzięła? — W jego głosie słychać było szczere zaskoczenie. Przed nim stała starsza siostra jego nieżyjącej matki, kobieta, której nie widział od lat.
— Dobry wieczór, Krzysiu. Postanowiłam was odwiedzić. Mogę wejść? — Halina uśmiechnęła się, ale w jej oczach przemknął cień zmęczenia.
— Oczywiście, proszę wejść! — Krzysztof odsunął się, przepuszczając gościa. — Dlaczego nie dała pani znać? Przyjechałbym po panią na dworzec.
— Tak spontanicznie wyszło — odparła, ostrożnie stawiając na podłodze ciężką torbę. — Byłam u twojej siostry w Poznaniu, a teraz do was, do Warszawy, zawitałam.
Zofia, usłyszawszy głosy, wyszła z kuchni, poprawiając fartuch. Na widok gościa lekko zmarszczyła brwi.
— Witaj, Ciociu Halino! Co za niespodzianka… Zostanie pani z nami na kolację?
— Nie odmówię, dziękuję — odpowiedziała kobieta, kierując się do łazienki, by umyć ręce.
Zofia rzuciła mężowi pytające spojrzenie, ledwo powstrzymując irytację.
— Nie miałem pojęcia, iż przyjedzie — szepnął usprawiedliwiająco Krzysztof.
— I na długo się zatrzyma? — Zofia założyła ręce na piersi. — Mamy jej teraz pokazywać miasto, karmić? Po co w ogóle się zjawiła?
— Uspokój się, zaraz wszystko wyjaśnimy — wzruszył ramionami Krzysztof, starając się nie podsycWróciwszy do kuchni, Halina wyjęła z torby słoiki z domowym miodem i zawiniątko suszonych grzybów, uśmiechając się tajemniczo.