Zapomnij o niej, chłopcze
Wczesnym niedzielnym rankiem Andrzeja obudził dzwonek. Zaspany złapał komórkę i bezmyślnie wpatrywał się w ciemny ekran. Ale wtedy rozległo się ponowne pukanie do drzwi. Andrzej zerwał się, narzucił ubranie i pobiegł otworzyć. Każdy wiedział, iż jeżeli ktoś dobija się o takiej porze, to nie bez powodu.
– Cześć! Długo śpisz. Co, zlodowaciałeś? Nie cieszysz się na widok przyjaciela? – W drzwiach stał Krzysiek Motyka, kolega ze studiów. – Mogę wejść?
– Krzysiek?! Jakim cudem? – Andrzej mocno uścisnął kumpla i wciągnął go do mieszkania. – I choćby nie uprzedziłeś, gościu. Skąd w ogóle mnie znalazłeś?
– Wpadłem do twoich starych, mama dała adres. To ona mi powiedziała, iż się rozwiódłeś i uciekłeś tutaj. Jestem przejazdem. Specjalnie tak ułożyłem trasy, żeby cię odwiedzić. Pokazuj, gdzie iść.
– Idziemy na kuchnię, a ja gwałtownie się ogarnę. Postaw czajnik! – krzyknął, zamykając się w łazience.
Gdy Andrzej wszedł do kuchni, na stole stała butelka czerwonego wina, a Krzysiek kroił ser.
– Sorry, trochę się rozpanoszyłem. Masz pustą lodówkę. Głodówkę sobie zafundowałeś? Po to są przyjaciele, żebyś nie zdechł z głodu – pouczył Krzysiek, skrupulatnie smarując masło na chlebie.
– Wino? Rano? – Andrzej odwrócił butelkę etykietą do siebie.
– A kto nam zabroni? To tylko symbolicznie, dla rozluźnienia atmosfery.
Wypili, przegryzając kanapkami i jajecznicą. I wspominali, wspominali…
Krzysiek szczęśliwie ożenił się jeszcze na studiach.
– Teść odszedł na emeryturę, więc teraz ja zarządzam firmą budowlaną. Tak, możesz mi zazdrościć. Starszy syn kończy liceum, młodszy jest w siódmej klasie. Generalnie życie mi się ułożyło – przechwalał się Krzysiek. – A o tobie już wiem. przez cały czas nie znalazłeś swojej A… no wiesz?
– Pamiętasz? Nie, nie znalazłem.
– Tylko nie mów, iż żyjesz sam. – Krzysiek włożył do ust resztki kanapki.
– Z synem. Wyjechał do Oli na urodziny. Wczoraj dzwonił, iż wróci za kilka dni.
Wtedy koledzy odradzali Andrzejowi ślub z Olą. Ale on uparł się jak osioł. A wszystko dlatego, iż przypominała mu Anię, tę „A.”, jak ją nazywali. Jej syn od razu zaczął nazywać Andrzeja tatą. I Andrzej też się do chłopaka przywiązał. Ale małżeństwo nie potrwało długo.
Ola gwałtownie wyszła ponownie za mąż. Z nowym ojczymem Szymek nie mógł się dogadać. Często uciekał do Andrzeja. Ola oskarżała byłego męża, iż specjalnie przeciąga Szymka na swoją stronę. Andrzejowi znudziły się te kłótnie, więc przeprowadził się do Krakowa.
– Szymek każde lato spędzał u mnie. Ola urodziła i nie miała już dla niego czasu. A po maturze w końcu do mnie wrócił na stałe – opowiadał Andrzej.
– Dramat. Kiepska telenowela przy tym blednie. – Krzysiek rozlał resztki wina.
– Nie, już się wszystko ustabilizowało. – Wypili.
– A ja się łudziłem, iż jednak ją znajdziesz. Taka miłość była. – Krzysiek westchnął.
Andrzej milczał. Ostatnio rzadko wracał myślami do tamtej miłości, ale oto Krzysiek przyjechał i wszystko odkurzył, rozgrzebał wspomnienia.
Na dworcu obiecali sobie, iż już się nie zgubią. Andrzej wrócił do domu, wyciągnął stary album i znalazł zdjęcie Ani. Chciwie wpatrywał się w nie, mimowolnie wracając do tamtych dni…
***
Krzysiek wyprosił u ojca starą skodę i trzech kumpli pojechało na południe, do rodziny Darka. Do rozpoczęcia roku akademickiego jeszcze trochę czasu było – czemu by nie odpocząć?
Na Podhalu trwały właśnie zbiory jabłek i śliwek… Chłopakom zaproponowano pracę przy zbiorach. Kasa zawsze się przyda, zwłaszcza studentom. Od świta zbierali owoce, a gdy upał stawał się nie do wytrzymania, biegli ochłodzić się w górskim strumieniu.
Tam właśnie zobaczyli Anię. Siedziała na brzegu i wpatrywała się w dal.
– No proszę, nasza miejscowa A. czeka na swojego księcia – zażartował Krzysiek.
Odtąd już tak ją nazywali. Koledzy dawno mieli stałe dziewczyny, tylko Andrzej nie związał się z nikim na poważnie.
Krzysiek z Darkiem z wrzaskiem wskoczyli do wody i odpłynęli. A Andrzej podszedł do dziewczyny.
– Czeka pani na statek z purpurowymi żaglami? – zapytał żartobliwie.
Dziewczyna podniosła na niego oczy. Było w nich tyle bólu i smutku, iż Andrzej oniemiał. Znów odwróciła się ku wodzie. Andrzej usiadł obok, objął zgięte kolana. Wydawało się, iż choćby nie zauważyła jego obecności.
– Słyszy pani? – spytał Andrzej, nasłuchując szumu strumienia.
– Woda opowiada historie – odpowiedziała dziewczyna.
Andrzej zdumiony spojrzał na nią. Właśnie powiedziała na głos to, o czym on myślał. Tak siedzieli w milczeniu, wsłuchani w szmer wody. Koledzy wykąpali się i machali do Andrzeja, by do nich dołączył. Niechętnie wstał, otrzepał spodenki.
– Muszę iść. Spotkamy się jutro? O tej samej porze? – zapytał z nadzieją.
Dziewczyna krótko spojrzała na niego spod rzęs i milczała. Ale następnego dnia znów ją tam znalazł. Poznali się. Jej imię wydało mu się najpiękniejsze na świecie – Ania. Ale gdy próbował dowiedzieć się o niej więcej, wstała i odeszła. Andrzej dogonił ją i w milczeniu odprowadził do domu.
Otaczała ją tajemnica, która przyciągała Andrzeja. Wieczorem podszedł pod jej dom i rzucił kamykiem w okno. Ania natychmiast wyszła na ganek. W krótkich spodenkach i lekkiej bluzce z rozpiętymi guzikami wydała mu się jeszcze piękniejsza. Szli nad brzegiem strumienia. Ania milczała, a Andrzej nie mógł przestać mówić, maskując swoje wzruszenie.
Tarcza słońca chyliła się ku horyzontowi, malując niebo w rubinowo-pomarańczowe barAndrzej uśmiechnął się przez łzy, patrząc na zdjęcie Ani, i w końcu zrozumiał, iż choć ich historia była krótka, to jednak pozostawiła ślad, który teraz, po latach, pozwolił ich dzieciom odnaleźć własne szczęście.