Zapomniane szczęście. Opowieść

polregion.pl 7 godzin temu

Zapomniane szczęście

Marlena stała przy oknie swojej maleńkiej kuchni, wpatrując się w szare, jesienne niebo. Do wypłaty została jeszcze tydzień, w portfelu miała ostatnie dwa banknoty po 50 złotych, a synek Mateusz poprosił o nowe buty. Serce ścisnęło się na myśl, iż znów będzie musiała mu wytłumaczyć, iż musi poczekać. Choć ma dopiero dziesięć lat, patrzy na świat zbyt poważnie. Zbyt wcześnie stał się dorosły, choć Marlena marzyła, by dać mu beztroskie dzieciństwo.

— Mamo, może poczekam do przyszłego miesiąca? Te buty jeszcze są dobre! — powiedział Mateusz przy kolacji. Marlena ledwo powstrzymała łzy, wzruszona jego dojrzałością.

To był chyba najtrudniejszy rok w jej życiu. Rok, który zaczął się od tego, iż jej mąż Krzysztof – człowiek, którego uważała za opokę – spakował swoje rzeczy i oświadczył, iż odchodzi. Do innej kobiety. „Potrzebuję nowego powietrza, rozumiesz? Zmęczyła mnie ta rutyna, ta bieda!” — rzucił wtedy, nie zwracając uwagi na jej łzy.

Marlena nie mogła uwierzyć. Wszystko się waliło. Najgorsze było to, iż została z synkiem praktycznie bez środków do życia. Krzysztof przestał pomagać finansowo, a choćby odwiedzać Mateusza. Jego nowy związek okazał się niszczycielski nie tylko dla ich małżeństwa, ale i dla domowego budżetu.

Ale Marlena była silna. Znalazła drugą pracę – w dzień była recepcjonistką w przychodni, a wieczorami sprzątała biura. Czasem czuła, iż nie ma już sił. Wtedy przypominała sobie oczy Mateusza, jego uśmiech, i to dodawało jej otuchy.

Pewnego dnia, po długiej zmianie, postanowiła spędzić wieczór z synkiem na placu zabaw. To był ich sposób na odrobinę wytchnienia: ona z kubkiem taniej kawy, on – huśtając się albo grając w piłkę.

Wtedy zauważyła dziewczynkę z niebieskimi oczami i gęstym piegami na policzkach. Bawiła się nieopodal, a obok siedział mężczyzna – wysoki, spokojny, o ciepłym uśmiechu. Patrzył na dziewczynkę tak, jak Marlena chciała, by Krzysztof patrzył na Mateusza.

Jej syn, oczywiście, od razu się z nią zaprzyjaźnił. Dzieci, inaczej niż dorośli, nie analizują długo sytuacji. W dziesięć minut biegali za sobą, krzycząc: „Nie złapiesz mnie!”

— Ma pani wspaniałego syna — odezwał się mężczyzna, zwracając się do Marleny.

— Dziękuję — uśmiechnęła się niepewnie. — Pana córka jest prześliczna!

— Tak, to Jagoda — skinął głową. — A ja jestem Piotr.

Tak zaczęła się ich znajomość. Siedzieli na chłodnej ławce, obserwując dzieci. Rozmawiali niespiesznie, ale swobodnie. Marlena opowiadała, jak sama wychowuje syna, Piotr – iż od trzech lat żyje bez żony, która po rozwodzie wyjechała do innego miasta, zostawiając mu córkę.

— Trudno, ale jakoś dajemy radę — powiedział z lekkim uśmiechem.

Okazało się, iż Piotr i Marlena mieszkają w tym samym bloku. Ponieważ niedawno się wprowadził, wcześniej się nie spotkali.

Przez kolejne miesiące ich przyjaźń rosła. Chodzili z dziećmi do teatru, na imprezy szkolne, a raz choćby wybrali się razem do wesołego miasteczka. Mateusz i Jagoda śmiali się na karuzelach, a Marlena po raz pierwszy od dawna poczuła, iż ciężar na sercu znika. Było jej lżej. Obok był Piotr – spokojny, opiekuńczy, po prostu dobry człowiek.

Pewnego wieczoru, gdy Mateusz już spał po całym dniu zabawy, Marlena pozwoliła sobie w końcu odpocząć. Siedziała w salonie, otulona kocem, z kubkiem herbaty. Na zewnątrz wiatr kołysał nagimi gałęziami. Piotr, uśpiwszy Jagodę, wpadł do niej na chwilę. Siedzieli w ciszy, w miękkim świetle lampki.

— Marlena — przerwał milczenie Piotr, kręcąc w dłoniach kubek. — Od trzech miesięcy zastanawiam się, jak to powiedzieć… Jesteś niesamowita.

Podniosła na niego zdumione oczy.

— Robisz tyle dla syna. Sama. A mimo to potrafisz się uśmiechać. To naprawdę imponujące.

— Po prostu nie mam wyboru — westchnęła. — Mateusz jest dla mnie wszystkim. Nie mogę się poddać.

Piotr na chwilę spuścił wzrok, jakby zbierał myśli. Potem powiedział stanowczo:

— Odkąd się znamy, ciągle myślę, iż chciałbym być przy tobie. Pomagać, wspierać. Przy tobie czuję coś… prawdziwego. Wiem, iż przeszłaś wiele, ale… Chciałbym być częścią twojego życia.

Słowa Piotra poraziły ją jak grom z jasnego nieba. Zamarła, próbując to ogarnąć. Bała się, iż ten kruchy spokój, który tak mozolnie budowała, znów się zawali.

— Piotr, musisz zrozumieć… — zaczęła ostrożnie. — Nie wiem, czy jestem gotowa na coś nowego. Po wszystkim, co było, trudno mi ufać…

Zawahała się, czując, jak łzy napływają do oczu.

Nie przerywał. Cierpliwie skinął głową, pozwalając jej mówić. W jego oczach było tyle wyrozumiałości, iż nie musiała tłumaczyć więcej.

— Rozumiem — powiedział po prostu. — Nie oczekuję natychmiastowej decyzji. jeżeli będziesz mnie potrzebować, będę tu. To wszystko.

Jego słowa stopiły lód w jej sercu. Po raz pierwszy od lat poczuła, iż nie jest sama. Ale potrzebowała czasu.

Piotr stawał się częścią ich życia powoli, nie naruszając rutyny Marleny i Mateusza. Przychodził wieczorami, przynosił owoce dla dzieci lub domowe ciasto. Nie było wielkich gestów, patosu – wszystko było naturalne.

Piotr pomógł Mateuszowi wybrać buty. Zorganizował dzieciom magiczne święta, gdy Marlena wróciła z pracy i zobaczyła, iż udekorował z nimi choinkę. Śmiech wypełnił mieszkanie, a przy wigilijnym stole Mateusz rzucił:

— Wujku Piotrze, a ty zostaniesz z nami na zawsze?

Marlena zaniemówiła, ale Piotr się nie zmieszał. Uśmiechnął się do chłopca i odparł:

— jeżeli twoja mama pozwoli, to tak.

Wtedy nic nie odpowiedziała. Tylko uśmiechnęła się smutno, ale wdzięcznie.

Mijały miesiące. Życie Marleny układało się. Dostała awans, dzięki czemu mogła zrezygnować z wieczornej pracy. Miała więcej czasu dla Mateusza, dla siebie… i dla Piotra z Jagodą.

DI wtedy, gdy pierwsze promienie wiosennego słońca rozświetliły ich wspólną przyszłość, Marlena zrozumiała, iż szczęście – choć czasem zagubione – zawsze znajduje drogę powrotu.

Idź do oryginalnego materiału