Zapomniana opowieść

newskey24.com 3 tygodni temu

**DZIENNIK NINKI**

Gdziekolwiek się pojawiłam, zawsze zwracałam na siebie uwagę. Ubierałam się tak, iż cały personel sklepu, w którym pracowałam jako kasjerka, cichutko pękał ze śmiechu. Trzydziestoletnia, rudowłosa, pulchna kobieta z miłością do słodyczy przed kasą zawsze leżał woreczek z cukierkami.

Moja słabość do biżuterii i jaskrawych ubrań wyraźnie przysłaniała zdrowy rozsądek. Klienci często zamierali w bezruchu, widząc za ladą damę z wysoką, rudą fryzurą udekorowaną kokardkami, kolorowymi spinkami i wstążkami. Nosiłam niewyobrażalnie krzykliwe bluzki (gdzie ja je tylko znajdowałam?), szaliki i po pierścionku na każdy palec. Jak to mówią każdy dzień to u mnie Sylwester!

Ale w moim charakterze było coś, co ratowało sytuację zupełny brak umiejętności obrażania się. Nie ważne, jak mnie wyśmiewano ani jak namawiano, żebym ubrała się normalnie i przestała jeść tyle słodyczy. Tylko machałam ręką, błyskając pierścionkami, i wkładałam do ust kolejnego cukierka.

Pracowałam świetnie. Szybko, uprzejmie, z uśmiechem i miłym słowem. Klient wychodził usatysfakcjonowany, rozgrzany moim szerokim, białozębnym uśmiechem i życzeniami zdrowia i miłości. Przy kolejnej wizycie szedł od razu do mojej kasy, gdzie błyszczała i promieniała w całej okazałości radosna, ruda kasjerka.

Żadnych skarg, żadnych uwag. Tylko podziękowania od klientów. Kierownictwo chwaliło mnie za dobrą pracę, ale gdy proszono, żebym się przebrała i zdjęła te świecidełka, odmawiałam. Musieli znosić moje dziwactwa.

Nikt nie wiedział, iż w sercu nosiłam strach, a w torebce paralizator.

Pięć lat temu, późnym wieczorem, napadła na mnie grupka nastolatków. Pobili mnie, zabrali telefon, pieniądze i biżuterię. Pamiętam, jak w deszczu wlokłam się do domu, ocierając krew i krople wody z twarzy. Jak bardzo się bałam i bolało

Po tym zdarzeniu zaczęłam nosić paralizator. Nikomu nie powiedziałam, co się stało. Pod warstwą wesołości i codziennych świątecznych strojów ukrywałam swój strach. Bałam się młodych chłopaków i ciemności. Ale nikt o tym nie wiedział. Wszyscy uważali, iż jestem tylko roztrzepaną, pustą główką.

Aż pewnego dnia stało się coś niezwykłego.

W wolny dzień postanowiłam wybrać się po mieście, poszukać nowych ubrań. Co innego ma robić samotna, niezależna kobieta? Musi sprawiać sobie przyjemności. Jechałam więc autobusem, marząc o zakupach, kiedy wsiadło trzech młodych chłopaków.

Gdy autobus przejeżdżał przez opustoszały park, chłopcy zerwali się z miejsc.

Siedzieć, suki! Nie ruszać się! Portfele, telefony, biżuteria dawajcie szybko! Pokroimy was, ścierwa! wyciągnęli noże. Jeden przyłożył ostrze do gardła kierowcy, a dwaj pozostali zaczęli zbierać łup.

Przerażeni pasażerowie posłusznie oddawali swoje rzeczy.

Ja też się bałam. Zalała mnie fala znajomego, nieprzyjemnego strachu. Kurczowo ściskałam torebkę, próbując opanować drżenie. W głowie kręciła się jedna myśl:

Znowu mnie okradają Dlaczego ja? Dlaczego? Boże, pomóż!

Przypomniałam sobie tamten mokry wieczór, ciosy w twarz i ciało, wulgaryzmy, bezradność Przypomniałam sobie upokorzenie, strach i wściekłam się.

Na siebie, na milczących pasażerów, którzy bezwolnie oddawali swoje rzeczy młodocianym bandytom.

W trudnych chwilach zawsze ratowały mnie cukierki. Zjadłam dwa i rozwiązanie przychodziło samo.

Tym razem też sięgnęłam machinalnie do torebki po słodycze, ale ręka natknęła się na paralizator.

To, co zrobiłam później, choćby mnie samej zaskoczyło.

Ścisnęłam paralizator, włączyłam go, a gdy bandyta podszedł do mnie, gwałtownie wyrwałam rękę z torebki i przycisnęłam urządzenie do jego brzucha, dokładnie w splot słoneczny, gdzie na koszulce widniał głupi napis.

Chłopak zawył, runął na podłogę i zdrętwiał. Nikt nie zrozumiał, co się stało. Ja znów przybrałam przestraszoną minę, chowając rękę w torebce. Tylko sąsiad lekko zakaszlał, by nie zdradzić, jak bardzo się ucieszył.

Drugi bandyta podbiegł do leżącego kolegi, schylił się nad nim i dostał porażeniem w szyję.

Kierowca okazał się bystry gwałtownie zatrzymał autobus i obezwładnił trzeciego przestępcy, który stracił rezon. Pasażerowie pomogli związać ogłuszonych chłopaków.

Policja, która przyjechała na miejsce, nie mogła uwierzyć, iż niebezpiecznych przestępców zatrzymała pulchna kobieta w kwiecistej bluzce i śmiesznych kokardkach we włosach.

W pracy nie wspomniałam ani słowem o tym zdarzeniu. Tylko nagle zauważyłam, iż z mojej duszy zniknął ten duszący strach, który towarzyszył mi przez lata. Po raz pierwszy spokojnie szłam do domu ciemną ulicą.

Dostałam dyplom za zatrzymanie niebezpiecznych przestępców, co było kompletnym zaskoczeniem dla kolegów ze sklepu.

Kapitan policji, który mi go wręczał, długo i czule trzymał moją dłoń, zaglądając w moje niebieskie, lekko zamglone oczy. I co interesujące w ogóle nie zwracał uwagi na mnóstwo pierścionków na moich rękach ani na tę niewybredną bluzkę Widział po prostu KOBIETĘ.

Idź do oryginalnego materiału