Zapomniana kartka z życzeniami
Barbara Stanisławska wróciła do domu w przygnębieniu.
— Cześć! Będziesz jadła kolację? — uśmiechnął się do niej mąż Wojciech w przedpokoju.
— A ty co, ugotowałeś? Przecież zwykle nie zaglądasz do kuchni — zdziwiła się.
— Dziś masz urodziny. Pomyślałem, iż w taki dzień nie powinnaś stać przy garach — odpowiedział radośnie.
Barbara usiadła na pufie w korytarzu i nagle wybuchnęła płaczem.
— Basia, co się stało? — przestraszył się mąż.
— Ona mnie nie pozdrowiła… choćby słowa nie powiedziała… — wyszeptała przez łzy.
— Kto? O kim mówisz? — Wojciech był zdezorientowany. Nie mógł zrozumieć, co tak zasmuciło żonę w dniu, który powinien być radosny.
Od rana Barbara miała zły humor. Tego dnia skończyła 60 lat. Urodzin nie świętowano hucznie — postanowili zachować skromność. W pracy jednak musiała zorganizować poczęstunek, przyjmować życzenia i słuchać toastów. Zmęczona tym wszystkim, marzyła tylko o powrocie do domu, ciszy i chwili spokoju.
Wieczorem zadzwoniła siostra.
— No i jak, gratulowano ci dzisiaj? — spytała.
— Owszem. W pracy poszło normalnie. Wojtek kwiaty przyniósł, kupił voucher do sanatorium — pojedziemy latem — odpowiedziała spokojnie Barbara.
— No to świetnie! W naszym wieku trzeba już sobie dogadzać. A dzieci? Marcin jeszcze na zmianie?
— Tak, jeszcze miesiąc pracuje. Rano zadzwonił, a wieczorem przysłał orchideę — piękną, w doniczce.
— A synowa? Przecież mieszka obok. Wpadła chociaż z życzeniami?
— choćby nie napisała… — westchnęła z goryczą Barbara. — Tak wiele dla nich robiliśmy, a ona… choćby kartki nie wysłała.
— Niemożliwe! — oburzyła się siostra. — Ja mam dwie synowe, różnie bywało, ale tego nie zrobiły. Naprawdę nic?
Późnym wieczorem, prawie o jedenastej, telefon Barbary zadzwonił. Wiadomość. W niej — standardowa grafika z internetu z napisem „Wszystkiego najlepszego”. Ani jednego własnego słowa. Żadnego telefonu. Brak śladu prawdziwej troski. Po prostu przesłany obrazek.
— Oto cała jej pamięć — powiedziała z urazą Barbara przed snem. — gwałtownie zapomniała, iż mieszkają w mieszkaniu, które oddaliśmy bez żadnych ceregieli.
— No co ty się przejmujesz? Teraz młodzi tak mają — wysyłają obrazek, dają lajka i myślą, iż to wystarczy — próbował ją uspokoić Wojciech.
— Nie, Wojtku. To nie jest w porządku. To brak szacunku. Jubileusz to nie tylko data. To kamień milowy. I taka drobiazg wiele pokazuje.
Następnego ranka humor Barbary się nie poprawił. Żal tylko rósł. W kółko analizowała wczorajsze wydarzenia, wyolbrzymiała szczegóły i doprowadzała się do łez. Wojciech widział to, ale nie mógł pomóc. choćby zadzwonił do syna.
— Mama znowu niezadowolona — zaczął rozmowę zmęczonym tonem Marcin. — Znowu się czepia Asi?
— Nie czepiam się. Po prostu przykro, gdy ktoś, kto mieszka sto metrów dalej, choćby głosu nie podniesie — nie wytrzymała Barbara i sama odebrała telefon. — Powiedz swojej żonie: pamiętam wszystko. I ten dzień też.
— Mamo, może była zmęczona. Ciężko pracuje — tłumaczył żonę Marcin.
— Ach, daj spokój! — prychnęła matka. — Na wysłanie tej kartki czas się znalazł, a na dwa słowa nie? Wygodnie, co?
Później Marcin jednak porozmawiał z Asią.
— Zupełnie zapomniałam… — tłumaczyła się. — Dzień był koszmarny, w pracy chaos, wróciłam wykończona. Wysłałam cokolwiek, żeby było. Myślałam, iż w weekend przyjdziemy z prezentem.
— No i teraz za późno — mruknął mąż. — Mama ma żal. I to na długo.
W sobotę Asia znów nie mogła przyjść — w pracy zaległości, a w niedzielę postanowiła odpocząć. O wizycie przypomniała sobie późnym wieczorem.
— No trudno — powiedziała mężowi. — Przyjdziemy następnym razem. Nie koniec świata.
Ale Barbara była nieugięta.
— Nie potrzebuję waszych formalnych wizyt — oświadczyła chłodno synowi. — Wypada przyjść w porę. Teraz już za późno.
— Więc nie chcesz, żebyśmy przyszli?
— Nie chcę — odparła stanowczo. — Nie potrzebuję gości na pokaz. Potrzebuję szacunku. jeżeli go nie ma — nie udawajcie.
Asia z kolei nie widziała w swoim zachowaniu nic złego. Ale rozumiała, iż z taką teściową trzeba grać ostrożniej. Dlatego na rocznicę ślubu Barbary i Wojciecha nalegała na wizytę z prezentem.
— Powiemy, iż chcieliśmy przyjść razem, stąd zwłoka — mrugnęła do męża. — Trzeba jakoś ratować sytuację.
Drzwi otworzyła Barbara.
— No, nareszcie przypomnieliście sobie — powiedziała z przekąsem. — Przynajmniej na rocznicę dotarliście.
— Mamo, daj spokój — westchnął Marcin. — Pamiętamy. Po prostu nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem.
Asia uśmiechała się, pomagała nakrywać do stołu, sprzątała naczynia, mówiła spokojnie i życzliwie. W pewnym momencie choćby rzuciła:
— Planujemy remont. Chcemy zmienić tapetę w przedpokoju. Ty masz taki dobry gust, może pomożesz nam wybrać?
— Oczywiście, pomogę — rozpromieniła się Barbara.
W drodze powrotnej Marcin zmrużył oczy:
— Od kiedy to mamy remont?
— Wcale nie mamy — zaśmiała się Asia. — Pomyślałam, iż jeżeli teściowa poczuje się potrzebna, to uraza minie.
I tak się stało. Tydzień później Barbara już opowiadała sąsiadce, iż bez jej rady młodzi choćby tapety nie potrafią wybrać. Żal jakby przygasł. Choć przy pierwszej okazji wszystko może się powtórzyć…
*Czasem wystarczy drobny gest, by uleczyć urazę — bo w rodzinie nie chodzi o doskonałość, ale o serce.*