Zanim będzie za późno

twojacena.pl 16 godzin temu

**Dopóki nie jest za późno**

Marek siedział na ławce przy przystanku, wpatrując się w samochody sunące wolno po mokrej jezdni. Chłodny marcowy wiatr wdzierał się pod cienką kurtkę, ale nie czuł zimna. Czekał. Na co? Sam nie wiedział. Może na znak od losu, może na odpowiedź na pytanie, które rozrywało go od środka: „Co dalej?”

Życie Marka zatrzymało się jak zepsuta płyta. Praca w biurze przyprawiała o mdłości, w domu witała go tylko cisza pustego mieszkania, a marzenia, niegdyś jasne jak fajerwerki, zbladły, jakby należały do kogoś innego. Każdy dzień był kopią poprzedniego, a każde ranne wstawanie stawało się coraz trudniejsze.

Wyjął telefon, bezmyślnie przewijając tablicę mediów społecznościowych. W komunikatorze migało pytanie od mamy: „Jak tam, synku? Dawno nie dzwoniłeś.” Marek nie odpowiedział. Co miał powiedzieć? Że wszystko leci na łeb na szyję? Że sam nie rozumie, po co marnuje życie w tej szarej udręce?

Podjechał autobus, ale Marek choćby nie drgnął. Po co miał jechać, skoro w środku czuł tylko pustkę, jak w opuszczonym domu?

— Hej, stary, masz może godzinę? — rozległ się zachrypnięty głos.

Marek podniósł wzrok. Przed nim stał facet około dwudziestki pięciu lat, w wytartej kurtce i z ciężkim plecakiem na ramionach. Twarz miał zmęczoną, ale w oczach iskrzyło życie.

— Za dziesięć jedenasta — burknął Marek, spoglądając na zegarek.

— Dzięki. Jestem Kuba — mężczyzna wyciągnął rękę.

Marek niechętnie uścisnął ją, nie przedstawiając się.

— Co tak sam siedzisz? — zapytał Kuba, przysiadając obok.

— Myślę.

— O czym?

Marek gorzko się uśmiechnął:

— O tym, jak wydostać się z tej przeklętej rutyny.

Kuba postawił plecak na ziemi i spojrzał na niego z zainteresowaniem.

— Znam to. Sam niedawno byłem w takiej dziurze. I wiesz, co zrozumiałem?

— Co?

— Jak nie znajdujesz sensu, to musisz go stworzyć. Rzuciłem wszystko: pracę, spakowałem plecak i pojechałem. Dziś tu, jutro gdzie indziej. Żyję, jak chcę.

— I to pomogło?

Kuba skinął głową, a w jego oczach pojawiła się szczera pewność:

— Teraz to moje życie, a nie tylko dni do przeczekania.

Marek milczał. W środku coś się boleśnie ścisnęło, jakby serce na nowo nauczyło się bić.

Rozmawiali długo, aż do północy, siedząc na zimnej ławce. Kuba opowiadał, jak zdecydował się odejść z korporacji, jak paraliżował go strach, ale myśl o życiu pełnym żalu okazała się gorsza.

— Nie chcę umierać z pytaniem „co by było, gdyby?” — powiedział. — Ty też możesz. Po prostu zrób krok.

Marek patrzył na niego, a w piersi, po raz pierwszy od lat, zajaśniała nadzieja — krucha, ale prawdziwa.

— Może… — szepnął.

Gdy się rozstali, Marek powlókł się do domu, ale myśli kipiały jak rzeka po roztopach. Zrozumiał: jeżeli teraz nie zmieni życia, utknie w tej pustce na zawsze.

W domu rzucił się do komputera, otworzył stronę z biletami kolejowymi. Gdziekolwiek. Byle uciec. Palec zawisł nad przyciskiem „Kup”. Serce waliło tak, jakby chciało wyrwać się z klatki piersiowej.

— No dalej — ochryple powiedział do siebie.

I kliknął.

Następnego dnia Marek siedział w przedziale, patrząc przez okno na migoczące światła. Wybrał małe nadmorskie miasteczko — nie za daleko, ale wystarczająco obce, by zaczerpnąć nowego powietrza. W kieszeni miał oszczędności, uzbierane w ciągu roku. Wiedział, iż bez pracy długo nie pociągnie.

Już pierwszego dnia wynajął miejsce w hostelu. Włóczył się po wąskich uliczkach, zaglądał do kawiarni i sklepików, pytał, czy nie potrzebują pracownika. Pod wieczór, zmęczony, ale nie złamany, natknął się na ogłoszenie: „Potrzebny pomocnik do warsztatu naprawy łodzi. Doświadczenie niekonieczne.”

— Szukacie kogoś? — zapytał brodatego właściciela warsztatu.

— Szukam — mężczyzna obrzucił go spojrzeniem. — Umiesz coś?

— Nie próbowałem, ale gwałtownie się nauczę.

Następnego dnia Marek poszedł do pracy. Z początku było ciężko: ręce nie słuchały, narzędzia wydawały się obce. Ale z każdym dniem czuł, jak powraca do życia. Po raz pierwszy od lat budził się z myślą, iż przed nim nie kolejny dzień, ale coś prawdziwego.

Jego życie nie zmieniło się z dnia na dzień. Ale zrobił najważniejsze — skoczył w przepaść nieznanego. I to wystarczyło, by świat zaczął się do niego uśmiechać.

**Lekcja na dziś:** Czasem wystarczy jeden krok w nieznane, by życie znów nabrało smaku. Nie czekaj, aż będzie za późno.

Idź do oryginalnego materiału