Zanim Będzie Za Późno

newsempire24.com 1 dzień temu

Przedwczoraj

Krzysztof siedział na ławce przy przystanku, wpatrując się w samochody wlokące się po mokrej jezdni. Chłodny marcowy wiatr wślizgiwał się pod cienką kurtkę, ale on nie czuł zimna. Czekał. Na co? Sam nie wiedział. Może na znak z nieba, może na odpowiedź na pytanie, które rozdzierało go od środka: „Co dalej?”

Życie Krzysztofa zatrzymało się jak zepsuta płyta. Praca w biurze wywoływała mdłości, w domu witała go tylko cisza pustego mieszkania, a marzenia, niegdyś jasne jak fajerwerki, zbladły, jakby należały do kogoś innego. Każdy dzień był kopią poprzedniego, a z każdym rankiem wstawanie stawało się bardziej bolesne.

Wyjął telefon, bezmyślnie przewijając tablicę. W komunikatorze migało pytanie od mamy: „Jak tam, synku? Dawno nie dzwoniłeś.” Krzysztof nie odpowiedział. Co miał powiedzieć? Że wszystko leci na łeb na szyję? Że sam nie rozumie, po co marnuje życie na tę szarą melancholię?

Podjechał autobus, ale Krzysztof choćby nie drgnął. Po co jechać, skoro w środku czuł pustkę jak w opuszczonym domu?

— Hej, stary, nie powiesz, która godzina? — rozległ się ochrypły głos.

Krzysztof podniósł wzrok. Przed nim stał chłopak około dwudziestki, w wytartej kurtce, z ciężkim plecakiem na ramionach. Twarz wynędzniała, ale w oczach — iskry życia.

— Za dziesięć jedenasta — burknął Krzysztof, spoglądając na zegarek.

— Dzięki. Jestem Tomek — chłopak wyciągnął rękę.

Krzysztof niechętnie ją uścisnął, nie podając swojego imienia.

— Czemu tak sam siedzisz? — spytał Tomek, siadając obok.

— Myślę.

— O czym?

Krzysztof gorzko się uśmiechnął:

— O tym, jak wydostać się z tej przeklętej rutyny.

Tomek oparł plecak o ziemię i spojrzał na niego z zainteresowaniem.

— Znam to. Sam niedawno byłem w takiej samej dziurze. I wiesz, co zrozumiałem?

— Co?

— jeżeli nie znajdujesz sensu — stwórz go sam. Rzuciłem wszystko: pracę, spakowałem plecak i pojechałem. Dzisiaj tu, jutro — w innym mieście. Żyję, jak chcę.

— I co, pomogło?

Tomek skinął głową, a w jego oczach błysnęła szczera pewność:

— Teraz to moje życie, a nie tylko dni, które trzeba przetrwać.

Krzysztof milczał. W piersi coś się boleśnie ścisnęło, jakby serce przypomniało sobie, jak bić.

Rozmawiali długo, do północy, siedząc na zimnej ławce. Tomek opowiadał, jak zdecydował się odejść z biura, jak strach go paraliżował, ale myśl o życiu pełnym żalu okazała się gorsza.

— Nie chcę umierać z pytaniem „a co, gdyby?” — powiedział. — Ty też możesz. Po prostu zrób krok.

Krzysztof patrzył na niego, a w piersi, po raz pierwszy od lat, zaświeciła się nadzieja — krucha, ale żywa.

— Może… — szepnął.

Gdy się rozstali, Krzysztof powlókł się do domu, ale myśli już kipiały jak rzeka po zimie. Zrozumiał: jeżeli teraz nie zmieni życia, utknie w tej pustce na zawsze.

W domu rzucił się do stołu, włączył laptop i otworzył stronę z biletami kolejowymi. Gdziekolwiek. Byle uciec. Jego palec zawisł nad przyciskiem „Kup”. Serce waliło tak, jakby chciało wyrwać się z klatki piersiowej.

— No dalej — zachrypiał do siebie.

I kliknął.

Następnego dnia Krzysztof siedział w przedziale, patrząc przez okno na migające światła. Wybrał małe nadmorskie miasteczko — nie za daleko, ale wystarczająco obce, by zaczerpnąć nowego powietrza. W kieszeni miał niewielką sumę, zaoszczędzoną przez rok. Wiedział: bez pracy długo nie pociągnie.

Pierwszego dnia wynajął łóżko w schronisku. Włóczył się po wąskich uliczkach, wchodził do kawiarenek i sklepików, pytał, czy nie szukają pracownika. Pod wieczór, zmęczony, ale nie załamany, natknął się na ogłoszenie: „Poszukiwany pomocnik w warsztacie naprawy łodzi. Doświadczenie niepotrzebne”.

— Szukacie kogoś? — spytał brodatego właściciela warsztatu.

— Szukam — tamten zmierzył go wzrokiem. — Umiesz coś?

— Nie próbowałem, ale gwałtownie się nauczę.

Następnego dnia Krzysztof zaczął pracę. Na początku było ciężko: dłonie nie słuchały, narzędzia wydawały się obce. Ale z każdym dniem czuł, jak odżywa. Po raz pierwszy od lat budził się z myślą, iż przed nim — nie kolejny dzień, ale coś prawdziwego.

Jego życie nie zmieniło się z dnia na dzień. Ale zrobił najważniejsze — skoczył w przepaść nieznanego. I to wystarczyło, by świat zaczął odwracać się do niego twarzą.

Idź do oryginalnego materiału