Zaniedbana miłość: Opowieść o odrzuconej narzeczonej

polregion.pl 21 godzin temu

**HELENKA: OPOWIEŚĆ O NIEZAAKCEPTOWANEJ SYNOWEJ**

Gdy Michał przyprowadził do domu swoją dziewczynę Helenkę, w powietrzu zawisło napięcie. Ojciec, Stanisław Janusz, milczał w kącie, nie wypowiadając ani słowa — ani dobrego, ani złego. Wydawało się, iż jego zdanie nie ma w tym domu znaczenia. Za to matka, Krystyna Bogumiła, nie przepuściła okazji, by zasypać Helenkę gradem pytań. Patrzyła na nią z podejrzliwością, jakby próbowała dostrzec w niej podstęp, fałsz albo po prostu coś „nie tak”.

Helenka od razu się jej nie spodobała. Niewysoka, niepozorna, ubrana niemalże śmiesznie skromnie — wyglądała bardziej na uczennicę niż dorosłą kobietę. Warkoczyki tylko potęgowały to wrażenie. Gdzie manicure, makijaż, modne ciuchy? Nie taką synową widziała dla swego jedynego syna. U sąsiadów była dziewczyna — Kinga, urodziwa, pewna siebie, córka dyrektora mleczarni, matka główna księgowa. I Kinga zawsze zerkała w stronę Michała. Oto kandydatka na żonę, a nie ta… szara myszka.

Lecz Michał był nieugięty. Kochał Helenkę do szaleństwa. Gdy matka odciągnęła go na bok i zaczęła namawiać, by przemyślał sprawę z Kingą, przerwał jej ostro:
— Kocham Helę. Złożyliśmy już papiery. Dość tych rozmów, mamo.

Ślub wyprawili cicho, skromnie — tak chciała Helenka. Mówiła, iż lepiej zaoszczędzić pieniądze na życie. Matka Michała była wściekła, uważała to za hańbę. Ale i tym razem syn stanął po stronie żony.

Młodzi mieszkali z rodzicami. Krystyna Bogumiła bezustannie miała pretensje do synowej: raz gotuje źle, raz nie dba o męża, raz sprząta byle jak. Michał długo znosił, aż w końcu powiedział stanowczo:
— Wyprowadzamy się.
Wynajęli mieszkanie. Brakowało pieniędzy, było ciężko, ale Michał pracował na maksimum. Potem wpadł na pomysł budowy własnego domu. A tu jeszcze Helenka poszła na pedagogikę — wsparcia finansowego z jej strony było niewiele. Wszystko trzymało się tylko jego uporu.

Helenka uczyła się pilnie, skończyła z wyróżnieniem. Uradowana pobiegła do teściowej, myśląc, iż może teraz ta zrozumie, jak bardzo się stara. ale Krystyna Bogumiła tylko burknęła:
— Męczysz mojego syna. Nie tę żonę wybrałeś, Michał. Z Kingą byłoby ci lżej.

Helenka odeszła ze łzami. Nie poskarżyła się Michałowi. W jej życiu i tak było już wiele bólu. Ojciec zostawił je, gdy matka popadła w alkoholizm. A matka, choć kochała córkę, w ciągach stawała się przerażająca, obca. Helenka głodowała, chowała się przed pijanymi gośćmi. Tylko miłość do Michała stała się jej ratunkiem.

Doprowadzili dom do porządku, pojawili się synowie. Najpierw pracowała jako nauczycielka, potem została zastępcą dyrektora. Urodzili się dwaj chłopcy — Jakub i Bartosz. Teściowa uwielbiała wnuków. Niańczyła ich z radością, ale do Helenki wciąż odnosiła się chłodno, niemal wrogo. Kontakt ograniczał się do „dzień dobry” i „do widzenia”.

Synowie dorośli, poszli do szkoły lotniczej w innym mieście. Najpierw jeden, potem drugi. Dom opustoszał. Stanisław Janusz umarł — cicho, niezauważalnie, jak żył. Krystyna Bogumiła została sama, ale choćby wtedy nie chciała odwiedzać Helenki. Wewnętrzny lód nie topniał.

Helenka skończyła 45 lat. Na urodziny zjechali wszyscy — synowie z narzeczonymi, przyjaciele, sąsiedzi. choćby teściowa przyszła, choć siedziała z boku. W środku zabawy Helence nagle zrobiło się słabo. Usiadła, zbladła. Wszyscy się przestraszyli.

Następnego dnia poszła do szpitala. Wróciła z nowiną, która ją samą oszołomiła: jest w ciąży. Powiedziała Michałowi wieczorem. Milczał długo, aż w końcu odezwał się łagodnie:
— Za późno już, Helu. Trzeba się pozbyć. Ludzie będą się śmiać…

Skinęła głową. Ale coś w niej pękło. Została sama, skulona z bólu. Rano poszła do teściowej. Własnej matki już nie było, nie miała z kim porozmawiać. Myślała: może usłyszy od niej gorzkie słowo, i wtedy łatwiej będzie podjąć decyzję…

Krystyna Bogumiła milczała. Aż nagle wybuchnęła płaczem. Zaczęła opowiadać, jak Michał urodził się wątły, jak ratowała go nocami, jak bała się go stracić. Helenka słuchała w milczeniu, aż w końcu podeszła i przytuliła ją — po raz pierwszy. I sama rozpłakała się, zaczęła mówić o dzieciństwie, o matce pogrążonej w alkoholu, o strachu i głodzie.

Płakały pewnie godzinę. Razem. Obce, a w tej chwili — najbliższe sobie.

Wieczorem teściowa przyszła do ich domu. Bez telefonu, bez zapowiedzi.
— Nie do ciebie, Michał. Do Helenki — powiedziała.
Helenka rozpłakała się. Nikt nigdy tak do niej nie mówił — ani matka, ani teściowa.

Usiadły przy stole. Krystyna Bogumiła wzięła Helenkę za rękę:
— Nie waż się pozbywać tego dziecka. Urodzimy je. Zdążymy. Jeszcze nie jesteś stara. To szczęście. Nie każdemu się je daje. A Michałowi sama powiem.

Tak zdecydowały. I w wyznaczonym czasie urodziła się Helenie dziewczynka — Kasia. Taka ślicznotka, z kręconymi włoskami i długimi rzęsami. Gdy położono ją na piersi matki, ta nie wytrzymała i zapłakała — ze szczęścia.

Michał i teściowa odebrali je ze szpitala. Krystyna Bogumiła sprzedała swoje stare mieszkanie i przeprowadziła się bliżej, by pomagać z dzieckiem. Przychodziła codziennie, jak do pracy. Z Helenką nie tylko się dogadywały — stały się przyjaciółkami. Godzinami gawędziły w kuchni, zwierzały się, śmiały.

I po raz pierwszy w życiu Helenka miała mamę. Nie rodzoną — ale prawdziwą. Ciepłą, akceptującą. Taką, która przytuliła w trudnej chwili i powiedziała: „Nie jesteś sama”. I to było najcenniejsze, co można usłyszeć na tym świecie.

Idź do oryginalnego materiału