Zamyślić się w milionera

newsempire24.com 3 dni temu

W mieście prawie cały śnieg stopniał, na chodnikach piasek wbił się w lód. A na cmentarzu śnieg wciąż leżał, choć osiadły od deszczów. Anna długo błądziła po zaśnieżonych alejkach między grobami, aż w końcu znalazła grób rodziców. Spoczywali razem, choć ojciec zginął w wypadku, gdy Anna była w dziewiątej klasie.

Ogrodzenie postawiono od razu na dwa groby. Mama zmarła trzy lata temu. Anna wybrała dla niej takie zdjęcie na pomnik, by oboje wyglądali jak rówieśnicy – takimi, jakimi zapamiętała ich, gdy ojciec jeszcze żył.

Anna przeszła na emeryturę, mieszkanie w Warszawie zostawiła rodzinie syna, a sama wróciła do rodzimego miasta dwa dni temu. Posprzątała w mieszkaniu, a dziś rano pojechała na cmentarz.

— Wybacz mi, mamo, iż wtedy cię zostawiłam, uciekłam do Warszawy. Nie mogłam inaczej. Dziękuję, iż zrozumiałaś, nie zatrzymywałaś mnie. — Strzepnęła z pomnika mamy zbity śnieg.

Postała jeszcze chwilę, pożegnała się z rodzicami i ruszyła z powrotem po własnych śladach między grobami. Wyszła na drożkę i, patrząc pod nogi, skierowała się ku wyjściu z cmentarza.

— Ania?! — usłyszała za sobą głos, zatrzymała się i odwróciła.

— Do mnie pan mówi? — Przyjrzała się nieznajomemu mężczyźnie w średnim wieku.

— Nie poznałaś mnie? To ja, Sikorski, Wojtek. — Mężczyzna uśmiechnął się, i wtedy Anna go rozpoznała.

— Nie poznałam. Zmieniłeś się — powiedziała i też się uśmiechnęła.

— A ja ciebie od razu, choć nie widziałem… — zawahał się, licząc w myślach, ile lat minęło od ich ostatniego spotkania… — trzydzieści. — Podszedł bliżej.

— Trzydzieści dwa — poprawiła go.

— W ogóle się nie zmieniłaś. Do rodziców przyszłaś? — Skinął głową w stronę grobów.

— Tak. A ty?

— Do Ewy. — Wojtek spuścił wzrok.

— Ewa umarła? Dawno? — zdziwiła się Anna.

Nie trzymała już urazy do Ewy. Żal dawno minął. Poczuła tylko współczucie.

— Pół roku temu. Bardzo cierpiała. Rak. Zostałem sam — powiedział żałośnie.

Anna spojrzała na niego ukradkiem. Wydało jej się, iż się rozpłakał. Nie, tylko ciężko westchnął. Twarz miał spokojną, skupioną.

— Dzieci nie mieliśmy. Takie życie. A ty sama, czy z mężem przyjechałaś? — spytał.

— Sama. Przeszłam na emeryturę, mieszkanie w Warszawie zostawiłam synowi, a sama wróciłam. — Celowo nie wspomniała o mężu.

Doszli do bramy.

— Och, przeszkodziłam ci, a ty pewnie szedłeś… — zreflektowała się Anna.

— Właśnie od grobu Ewy. A mamę odwiedzę innym razem. Bo co, jeżeli znowu znikniesz? — zaśmiał się cicho Wojtek.

— No i odjechał, teraz czekać na następny — westchnęła, widząc odjeżdżający autobus.

— Ja mam samochód, podwiozę, chodź. — Wskazał na rząd aut parkujących przy ogrodzeniu.

Nie chciało jej się z nim jechać, rozmawiać, ale stać i czekać na autobus przy cmentarzu też nie miała ochoty. Wsiadła do wychłodzonego samochodu. Wojtek przekręcił kluczyk, włączył ogrzewanie. Minęli cmentarne ogrodzenie, puste zaśnieżone pole, które kiedyś stanie się miejscem nowych pochówków, drewniane domy. Anna zawsze dziwiła się, jak ludzie mogą mieszkać tak blisko wielkiego miejskiego cmentarza?

— Tyle lat minęło, a ja wciąż nie rozumiem, co się wtedy stało. Gdy wyjechałaś, nie mogłem sobie miejsca znaleźć. Dlaczego? — przerwał milczenie Wojtek.

Anna spojrzała na niego zdziwiona.

— Ewa powiedziała, iż jest w ciąży. Później dowiedziałem się, iż kłamała, nie mogła mieć dzieci. Ale najpierw uwierzyłem, ożeniłem się. A potem… już było za późno. Ewa, wiesz, jak wściekała się, gdy dowiedziałała się, iż uciekłaś z jej narzeczonym? Pojechała do Warszawy, by się na was zemścić. Dlaczego uciekłaś, Aniu?

— Naprawdę do dziś nie rozumiesz? Wtedy było mi wszystko jedno, z kim i dokąd uciekać, byle stąd.

— Jak to? — Wojtek odwrócił głowę, a auto zachwiało się na mokrej drodze.

I Anna, nie oszczędzając ani siebie, ani tym bardziej Wojtka, zaczęła opowiadać.

***

Mówią, iż w przyjaźni często jedna osoba wykorzystuje drugą. Tak właśnie było z przyjaźnią Anny i Ewy. Anna przyszła do nowej szkoły w trakcie roku. Wzorowa uczennica, już samym tym wzbudzała niechęć nowych kolegów.

Najpiękniejsza dziewczyna w klasie, Ewa, wzięła Annę pod swoje skrzydła. Na przerwach chodziły razem po korytarzach, wracały do domu razem. Anna pomagała Ewie w lekcjach, podpowiadała na sprawdzianach.

Dzięki Ewie Anna stała się swoja w klasie. Za Ewą biegał śmieszny, z odstającymi uszami Wojtek Sikorski. A ona traktowała go z lekceważeniem i bez skrupułów się z niego naśmiewała.

— Po co tak? To przecież miły chłopak. Zobaczysz, jak dorośnie, będzie przystojniakiem — broniła go Anna.

— Jak będzie, to zobaczymy — odpowiadała lekkomyślna Ewa.

Oczywiście, dzieliły się planami na przyszłość.

— Nie zamierzam całe życie spędzić w tej dziurze. Jadę do Warszawy. Chodź ze mną? — namawiała Ewa.

Propozycja była kusząca, ale Anna od razu odmówiła.

— Nie. Uczyć się można i tutaj. Jak ja mam zostawić samą mamę?

— Jak chcesz — wzruszyła ramionami Ewa. — jeżeli chcesz gnić tu jak twoja uwielbiana mama, to twoja sprawa. A ja wyjdę za bogacza albo milionera — Ewa przymrużyła oczy marzycielsko.

— Milionerzy tylko na ciebie czekają — burknęła Anna, ale przez sekundę nie wątpiła, iż tak właśnie się stanie.

Naturalna blondynka z brązowymi oczami i śniadą cerą, co zdarza się rzadko, Ewa była piękna. Figura — nie każda aktorka mogłaby się nią pochwalić. A mężczyźni, jak wiadomo, kochają oczami.

Na studia Ewa oczywiście się nie dostała. Poszła do szkoły kosmetycznej. Ojciec postawił warunek: nie pozwoli jej zostać w Warszawie, jeżeli się nie będzie uczyć.

— Aniu, przyjedź do mnie do WarszawyAnna uśmiechnęła się smutno, zamknęła drzwi samochodu i powoli ruszyła w stronę domu, wiedząc, iż przeszłość już nigdy nie będzie ich łączyć.

Idź do oryginalnego materiału