Nie chcę do taty Ciocia Lila powiedziała, iż tata już mnie nie kocha Mikołaj objął kolana i schował w nich twarz, siedząc na łóżku.
Joanna stała nieruchomo. Wszystko wyglądało jak zwykle: piżama w samochodziki pomięta na podłodze, plecak pełen zabawek w kącie, kurtka rzucona na krześle. Tak znajome, tak swojskie. Tylko iż jej syn nie biegał po domu jak wicher, ale skulił się w kącie, jakby chciał zniknąć.
Dziś miał iść do ojca, a nagle błagał, żeby zostać. Gdyby się zastanowić, od jakiegoś czasu te wizyty wzbudzały w nim mniej entuzjazmu. Joanna próbowała go przekonać, ale Mikołaj nagle wyznał, iż Lila, nowa partnerka Darka, go obraża.
Mikołaj kobieta usiadła ostrożnie obok niego. Powiedz mi, co się stało?
Milczał. W końcu uniósł głowę i spojrzał na nią spod oka. Nie wyglądał już na pięciolatka. W jego oczach była zmęczona, dorosła smutność, jakby nikt mu nie wierzył.
Tylko się bawiłem Ona się wściekła, iż zabawka była głośna. Ten robot. Pamiętasz? Zabrała go i powiedziała, iż będą mieli swoje dziecko, a tata o mnie zapomni. Że jestem zbędny. I iż jeżeli komuś powiem głośno westchnął nikt mi nie uwierzy, bo ciocia Lila powie, iż kłamię. A ona jest dorosła. Więc uwierzą jej.
Mówił cicho, urywanym głosem, ledwo powstrzymując łzy. W Joannie zawrzało: wściekłość, strach, poczucie winy, iż dopuściła do takiej sytuacji. Ciężki ucisk ścisnął ją w gardle. Mikołaj odwrócił się i zaczął drapać paznokciem po poszewce. Joanna wyciągnęła rękę.
Wierzę ci. Wiesz dlaczego? Bo ty nigdy nie kłamiesz. No, chyba iż chodzi o schowki z cukierkami.
Chłopiec prychnął, ale się nie uśmiechnął.
Tata wybrał ją zamiast mnie
Tata po prostu nie zna całej prawdy odparła Joanna, starając się brzmieć stanowczo. Ale zrozumie. Na pewno.
Gdy położyła Mikołaja spać, postanowiła napić się herbaty. W nocnej ciszy przypomniała sobie, jak poznała Lilę. jeżeli można to w ogóle nazywać poznaniem.
Rok temu dostała wiadomość od anonima: *Dzień dobry! Nie przedstawię się, ale chcę dobrze. jeżeli interesuje panią, gdzie spędza wieczory mąż, zapraszam w poniedziałek o 19:00 do restauracji przy ul. Mickiewicza 8. Stolik przy oknie.*
Wtedy Joanna jeszcze zastanawiała się, kto kryje się pod maską życzliwej duszy. Teraz wiedziała: to była Lila. Życzliwa jak zgniłe jabłko.
Tamtego wieczoru widziała wszystko. Darek naprzeciwko Lili. Ich dłonie na stole. Splątane palce. Pocałunek w policzek. Potem mruczał coś o spotkaniu biznesowym, o przyjaciółce, w końcu iż to nic poważnego. Ale Joanna nie zamierzała wybaczyć zdrady.
Rozstali się. Ale Mikołaj pozostał. Tak jak Lila, która niedługo później została narzeczoną Darka.
Jej wizerunek był nieskazitelny: uprzejma, słodka aż do mdłości, uwielbiana przez dzieci. Kupowała Mikołajowi prezenty na święta: puzzle, zestawy z dinozaurami, raz wielką pluszową żabę.
Ale te podarunki nie były dla niego, tylko dla Darka. Lila nie walczyła o uczucie chłopca, ale o uwagę mężczyzny. Jej dobroć była narzędziem, uśmiech przynętą. A teraz, gdy jej cierpliwość się skończyła, a na horyzoncie pojawiła się perspektywa własnego dziecka, Lila zmieniła ton.
Popełniła jeden błąd: Joanna mogła zrezygnować z mężczyzny. Ale nie z uczuć syna.
Na lodówce wisiała lista zakupów, ale Joannie nie przychodziło to do głowy. Miała dziś jeszcze jedno zadanie. Bardzo ważne. Musiała porozmawiać z Darkiem.
Długo wpatrywała się w ekran, zanim nacisnęła zieloną słuchawkę. Dzwonek wydawał się trwać wieczność. Gdy były mąż odezwał się, w jego głosie brzmiało rozdrażnienie. Było późno.
Coś pilnego?
Pilne. Musimy porozmawiać. O Mikołaju.
Natychmiast się spiął. Czuła to choćby przez telefon.
Co z nim? Jest chory?
Nie. Nie chce już do ciebie przyjeżdżać. Mówi, iż Lila go obraża. Że ty go nie kochasz. Że będziesz miał inne dziecko i o nim zapomnisz.
Z drugiej strony zapadła cisza. Wreszcie Darek odpowiedział ostro, z wyraźną irytacją, jakby to on był teraz oskarżany.
Joasia, nie przesadzaj! Naprawdę uwierzysz w te bzdury? Znowu zaczynasz. Znowu próbujesz wtrącać się w moje życie i relację z Lilą przez dziecko!
Nie zaczynam. Jestem jego matką. I słucham. Ty, jak widać, nie. Głos Joanny był twardy. Bał się ci powiedzieć. I, jak się okazuje, miał rację.
Po prostu go wykorzystujesz! wybuchnął. Chcesz, żeby przestał do nas przyjeżdżać. Żebym czuł się winny i biegał za tobą. Jesteś niemożliwa, Joasia. Po prostu niemożliwa.
Nie odpowiedziała od razu, bojąc się, iż rozmowa przerodzi się w awanturę. Trudno było powstrzymać wściekłość. Cz












